[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wiedziałem, co mam robić.
Sprzedałem cały niewielki dobytek jaki mi pozostał, założyłem plecak i autostopem pojechałem na
południe w kierunku Fresno, a potem skierowałem się na wschód z góry Sierra Nevada. Było pózne lato 
dobry czas, by zagubić się w górach.
8. Brama otwiera się
Szedłem wąską ścieżką, gdzieś w pobliżu jeziora Edison. Zacząłem wędrówkę do miejsca, o którym
kiedyś opowiadał Sokrates. Droga pięła się ciągle w górę, prowadząc w samo serce odludzia. Czułem, że tu,
w górach, odnajdę odpowiedz  lub umrę. W pewnym sensie nie pomyliłem się ani co do jednego, ani co do
drugiego.
Wędrowałem przez górskie łąki, pomiędzy granitowymi szczytami, krętymi ścieżkami, przez gęste
sosnowe i świerkowe zagajniki, w głąb krainy wysoko położonych jezior, gdzie trudniej było spotkać człowieka
niż pumę, jelenia, czy małe jaszczurki, które umykały pod kamienie, kiedy się zbliżałem.
Tuż przed zmierzchem rozbiłem obozowisko. Następnego dnia powędrowałem jeszcze wyżej, przez
granitowe skały na granicy lasu. Wspinałem się na ogromne głazy, przemierzałem wąwozy i pokonywałem
rozpadliny. Po południu zebrałem trochę jadalnych korzeni i jagód, i położyłem się przy krystalicznym
zródełku. Chyba po raz pierwszy od wielu lat byłem zadowolony.
Pod wieczór schodziłem samotnie przez zacienione, gęste lasy, kierując się z powrotem ku głównemu
obozowisku. Nazbierałem drewna na wieczorne ognisko, zjadłem jeszcze garść pożywienia i usiadłem pod
wysoką sosną pogrążając się w medytacji, poddając się górom. Jeśli miały mi coś do zaoferowania, byłem
gotów to przyjąć.
Po zapadnięciu zmroku siedziałem ogrzewając ręce i twarz przy trzaskającym ogniu, gdy nagle z
ciemności wyłonił się Sokrates!
 Byłem w sąsiedztwie, więc pomyślałem, że wpadnę  powiedział.
Byłem zachwycony i ledwo wierzyłem własnym oczom. Uścisnąłem go i powaliłem na ziemię. Zmialiśmy
się i tarzaliśmy w pyle. Potem otrzepawszy się nawzajem usiedliśmy przy ognisku.
 Prawie się nie zmieniłeś, stary wojowniku  powiedziałem. Sokrates postarzał się, ale jego szare oczy
nadal błyszczały.
 Ty z kolei  uśmiechnął się, przyglądając mi się uważnie  wyglądasz na dużo starszego, ale na
niewiele mądrzejszego. Powiedz mi, nauczyłeś się czegoś?
92
Westchnąłem wpatrując się w ogień.
 No cóż, nauczyłem się sam przyrządzać sobie herbatę. Postawiłem mały garnek z wodą na
prowizorycznej kracie i
przyrządziłem aromatyczną herbatę, wsypując zioła, które tego dnia znalazłem po drodze. Nie
spodziewałem się towarzystwa  wręczyłem Sokratesowi własny kubek, a sobie nalałem do małej miseczki.
W końcu słowa popłynęły. Gdy mówiłem, rozpacz, którą powstrzymywałem przez tak długi czas, w końcu
wylała się.
 Nie mam dla ciebie nic, Sokratesie. Nadal jestem zagubiony  i nie jestem ani trochę bliżej bramy niż
wtedy, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Zawiodłem cię, a życie zawiodło mnie  życie złamało mi serce.
Tak!  wykrzyknął triumfalnie.  Twoje serce jest pęknięte, Dan  pęknięte, aby odsłonić bramę jaśniejącą
wewnątrz. To jest jedyne miejsce, w którym jeszcze nie szukałeś. Otwórz oczy, pajacu  już prawie dotarłeś!
Zmieszany i sfrustrowany siedziałem bezradnie.
 Jesteś już prawie gotów  uspokajał mnie Sokrates  jesteś bardzo blisko.
 Blisko czego?  złapałem się jego słów z nadzieją.
 Blisko końca.
Ciarki przeszły mi po plecach. Szybko wsunąłem się do mojego śpiwora, a Sokrates rozwinął swój.
Ostatnią rzeczą jaką widziałem tego wieczoru były błyszczące oczy mojego nauczyciela, jakby patrzące
przeze mnie, przez ogień, w inny świat.
Gdy pojawiły się pierwsze promienie słońca, Sokrates był już na nogach i siedział nad pobliskim
strumieniem. Dołączyłem do niego siadając na chwilę w ciszy, wrzucając kamyki do płynącej wody i słuchając
ich plusku. Milcząc Sokrates odwrócił się i obserwował mnie uważnie.
Tego wieczoru, po beztroskim dniu spacerów, pływania i wygrzewania się na słońcu, Sokrates powiedział,
że chciałby usłyszeć wszystko co pamiętam ze swoich uczuć, od czasu gdy się ostatnio widzieliśmy. Mówiłem
przez trzy dni i trzy noce  wyrzuciłem z siebie cały bagaż wspomnień. Przez cały ten czas Sokrates rzadko
się odzywał, jedynie czasami zadawał krótkie pytanie.
Tuż po zachodzie słońca wskazał mi gestem, abym usiadł obok niego przy ognisku. Siedzieliśmy
nieruchomo ze skrzyżowanymi nogami, stary wojownik i ja, wysoko w górach Sierra Nevada.
 Sokratesie, wszystkie moje złudzenia rozwiały się, ale zdaje się, że nie pozostało nic, co mogłoby je
zastąpić. Pokazałeś mi daremność poszukiwań. Ale co z drogą miłującego pokój wojownika? Czyż nie jest to
jakaś ścieżka poszukiwań?
Sokrates roześmiał się uradowany i poklepał mnie po ramieniu.
 Po tak długim czasie, w końcu wymyśliłeś jakieś sensowne pytanie! Ale odpowiedz masz tuż przed
nosem. Przez cały czas pokazywałem ci drogę miłującego pokój wojownika, a nie drogę do zostania
miłującym pokój wojownikiem. Dopóki kroczysz tą drogą, dopóty jesteś wojownikiem. W ciągu ostatnich
ośmiu lat porzuciłeś  kurs wojownika" i musiałeś odnajdywać go od nowa. Ale droga jest tu i teraz  zawsze
była.
 Co więc mam teraz robić? Dokąd mam pójść?
 A kogo to obchodzi?  wrzasnął radośnie.  Głupiec jest  szczęśliwy", kiedy jego pragnienia zostaną
zaspokojone. Wojownik jest szczęśliwy bez żadnego powodu. To właściwie czyni szczęście najwyższą
dyscypliną  przewyższającą wszystko inne, czego cię uczyłem.
Gdy wieczorem raz jeszcze wchodziliśmy w nasze śpiwory, twarz Sokratesa promieniała czerwonym
blaskiem ogniska.
 Dan  powiedział cicho  to jest ostatnie zadanie, jakie ci daję, zadanie na zawsze: Zachowuj się jak
człowiek szczęśliwy, czuj się szczęśliwy, bądz szczęśliwy, bez najmniejszego powodu. Wtedy będziesz mógł
kochać i robić to, na co masz ochotę.
Robiłem się senny. Zamykając oczy powiedziałem cicho:
 Ale Sokratesie, pewne rzeczy i pewnych ludzi bardzo trudno kochać. Wydaje się niemożliwe, aby
zawsze być szczęśliwym.
 Niemniej jednak, Dan, to właśnie znaczy być wojownikiem. Widzisz, nie mówię ci jak być szczęśliwym, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum