[ Pobierz całość w formacie PDF ]

posadził ją sobie na kolanach.
83
- Porozmawiamy o tym pózniej, dobrze?
Nie dał jej czasu na odpowiedz. Przyciągnął ją do siebie po kolejną porcję
oszałamiających pocałunków i Carrie pozwoliła się nimi oszołomić.
- Dlaczego pózniej? - zapytała jednak po kilku chwilach, po czym ugryzła
go lekko w szyję, wywołując rozkoszne dreszcze.
- Nie jestem pewien, czy lubię Madame Frederick. Roześmiała się cicho i
zaczęła kąsać płatek jego ucha.
- Madame jest całkowicie nieszkodliwa.
- Podobno. - Ujął twarz Carrie w dłonie, by znów odnalezć jej wargi.
Pocałunek był długi i głęboki. - Ludzie, którzy tu mieszkają, to banda
dziwaków - dodał, gdy oderwał od niej usta, by zaczerpnąć oddech. -
Połowa z nich to kandydaci do wariatkowa. A tak w ogóle to dlaczego o
to pytasz?
Carrie zesztywniała w jego ramionach.
- Mówisz o moich przyjaciołach.
- Hej, chyba się nie obrazisz?
Zsunęła się z jego kolan i stanęła przed nim z surową miną.
- Ja też mieszkam w tej kamienicy. Czy o mnie też tak myślisz?
- Nie, oczywiście, że nie. - Zaniepokoił się. - Okay, jeśli to dla ciebie tyle
znaczy, to przyjdę na to głupie przyjęcie.
- Nie, dziękuję - odparła sztywno. - Nie chcę mieć wobec ciebie
zobowiązań.
Po jej tonie poznał, że głęboko ją uraził. Cholera, wcale tego nie chciał.
Przecież zrozumiał już, że spotkanie Carrie Weston było prawdziwym
błogosławieństwem, darem losu. Zgodził się przecież przyjąć ten dar.
- Carrie, przepraszam. Wyrwało mi się,
- Czy naprawdę tak myślisz, Philipie? - pytała nieustępliwie, cichym, lecz
twardym głosem.
84
Nie odpowiedział od razu, bojąc się, że każda odpowiedz jeszcze bardziej
go pogrąży, ona jednak opatrznie zrozumiała jego milczenie.
- Rozumiem, to mi wystarczy. Wybacz, ale jestem zmęczona...
Wolałabym, żebyś już poszedł.
- Carrie, na litość boską, bądz rozsądna!
Podeszła do drzwi i otworzyła je wymownie. Ostre światło buchnęło mu
prosto w twarz. Philip zmrużył oczy - i zrobił, co mu kazała.
- Porozmawiamy o tym pózniej, dobrze?
- Jasne - odparła z sarkastyczną miną.
Nie chciało mu się czekać na windę, wybrał schody. Musi porozmawiać z
Mackenzie i poradzić się, co ma robić w tej sytuacji. Ona na pewno
będzie wiedziała. Nigdy nie myślał, że przyjdzie mu się radzić
nastoletniej córki, lecz teraz był wdzięczny, że ma taką możliwość.
Otworzył drzwi. Mieszkanie było ciemne i ciche. Włączył światło i
skierował się do pokoju Mackenzie. Aóżko było trochę ruszone, jakby na
nim siadała.
- Mackenzie! - zawołał Cisza.
Sprawdził pozostałe pokoje i dopiero w kuchni znalazł pozostawiony na
stole liścik:
Tato!
Mama zastawiła wiadomość na sekretarce. Powiedziała, że nie
przyjedzie i że jednak nie mogą spędzić u niej świąt. Powinnam była
wiedzieć, że będzie zbyt zajęta. Ma czas na wszystko, tylko nie na mnie.
Muszę to przemyśleć w samotności.
Mackenzie
Rozdział 9
Carrie nie była pewna, dlaczego uwaga Philipa o Madame Frederick i
innych lokatorach tak ją zdenerwowała. To prawda, obraził jej przyjaciół,
nie sposób było wszakże zaprzeczyć, że są rzeczywiście lekko
zdziwaczali. Byli też jednak sympatycznymi, życzliwymi ludzmi i bolało
ją, że Philip - akurat on! - wyraża się o nich z takim lekceważeniem.
Z niewesołych rozmyślań wyrwał ją dzwonek u drzwi. Ktokolwiek
dzwonił, bardzo był niecierpliwy, gdyż nie puszczał przycisku, jakby na
złość chciał narobić jak najwięcej hałasu.
- Chwilę! Zaraz! - zawołała mocno zirytowana i poszła otworzyć.
Ku jej zaskoczeniu, na progu stał Philip.
- Widziałaś Mackenzie? - zapytał bez wstępów.
- Od powrotu z przyjęcia nie.
Odetchnął głęboko i pokręcił bezradnie głową.
- Jej matka nagrała się na automatycznej sekretarce. Nie przyjedzie po
nią, chociaż tak było ustalone.
Carrie zauważyła, że mięsień na jego twarzy drży od tłumionego gniewu.
- Tak się cieszyła, że spędzi ferie z Laurą - ciągnął. - O niczym innym nie
mówiła...
Carrie wiedziała o tym. Sporo czasu spędziła z dziewczynką na
wybieraniu fryzury i strojów na wizytę. Mackenzie tak zależało, żeby
pięknie wyglądać w oczach matki. Chciała jej zaimponować swoją
dorosłością, pokazać, że jest modna i no-
86
woczesna. Starała się wydać matce jak najbardziej atrakcyjna, bo miała
nadzieję, że ta dostrzeże to i zaaprobuje. I że wreszcie ją pokocha.
- Zostawiła mi liścik, że musi przemyśleć wszystko w samotności. -
Zerknął nerwowo na zegarek. - To musiało być niecałą godzinę temu.
Gdzie ona, u diabła, mogła pójść? Masz jakiś pomysł?
- Nie mam pojęcia - szepnęła Carrie. Serce jej się ściskało na myśl o
cierpieniu, jakie musiało być udziałem dziewczynki. Te parę dni z Laurą
było dla niej niezwykle ważne.
- Myślałem, że przyszła do ciebie. - Przetarł dłonią oczy. - Naprawdę nie
wiem, gdzie jej szukać. Może razem coś wymyślimy? - westchnął i
popatrzył na nią błagalnie.
- Pewnie nie ma ochoty na towarzystwo - odparła, starając się przestać
martwić i myśleć sensownie.
- Tak - Philip skinął głową. - Myślisz, że wyszła na spacer? Sama, po
ciemku? - Wzdrygnął się na ostatnie słowa.
- Nie wiem. Ale pomogę ci szukać.
Spojrzał na nią z wdzięcznością, Carrie zaś sięgnęła po kurtkę i torebkę i
po chwili oboje wybiegli z budynku.
Kiedy Carrie miała osiemnaście lat, wkrótce po tym, jak skończyła
liceum, postanowiła odszukać swojego prawdziwego ojca. To była
pomyłka. Był przekonany, że porzucone dziecko czegoś od niego chce, i
teraz, wspominając to zdarzenie, Carrie wiedziała, że miał rację. Tak,
dorastająca dziewczyna chciała, żeby tata ją kochał, żeby powiedział jej,
jak bardzo jest dumny z tego, że wyrosła na piękną kobietę. Prawie rok
zajęło jej uświadomienie sobie, że Tom Weston nie był zdolny dać jej
cokolwiek. Nawet aprobatę.
Przez pięć wspólnie spędzonych lat to Jason Manning pokazał jej, co to
znaczy być kochającym ojcem. Oczywiście doceniała to, lecz
świadomość, że mężczyzna odpowiedzialny
87
za jej urodzenie nie chce mieć z nią nic wspólnego, była trudna do
zniesienia. Dopiero po kilku miesiącach Carrie pogodziła się z jego
decyzją. Była mu nawet wdzięczna za szczerość, która ją początkowo
zraniła.
Wszystko to próbowała sobie teraz przypomnieć, by wczuć się w
psychikę Mackenzie. Przecież zawsze twierdziła, że jest do niej taka
podobna, więc może znajdzie się jakaś analogia, która naprowadzi ich na
trop uciekinierki.
Niestety, zaglądali pośpiesznie w różne miejsca, w których mogła skryć
się Mackenzie, ale nigdzie nie mogli jej znalezć. Ich obawy rosły, choć
starali się im nie ulegać i nie wpadać przedwcześnie w panikę. Uspokajali
się wzajemnie, lecz z minuty na minutę groza rosła.
- Nie chcę nawet myśleć, gdzie może być, samotna, zmarznięta,
zapłakana... - Philip wbił z ponurą miną ręce w kieszenie kurtki.
- Ja też - westchnęła Carrie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum