[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dusza są tu, w sercu. Tego chciałbym nauczyć Daniela.
Chłopiec podniósł na niego wzrok. Był wyraznie zaciekawiony.
Ethan lekko ścisnął jego ramię.
- Jest tyle rzeczy, synku, które powinieneś wiedzieć. Tyle rzeczy, o
których chciałbym ci opowiedzieć:
Kate milczała.
- Daj książkę mamie, Danielu. Myślę, że chciałaby, żebyś koło niej
usiadł.
- Na popołudnie zapowiedziano kolejną burzę.Kate skierowała
rozmowę na inne tory. - Będziesz tu tkwić przez cały dzień albo i dłużej.
- Nie chcę nadużywać twojej gościnności.
- Przecież cię nie wyrzucimy.
- Chociaż bardzo byś tego chciała?
78
RS
Popatrzyła na niego. O dziwo, w jej wzroku było więcej niepewności
niż złości.
- Mamo - poprosił Daniel - przeczytaj mi coś. O bizonie.
- Kochanie, teraz nie będziemy czytać. Musimy wrócić, zanim
znowu zacznie padać śnieg.
Ethan wiedział, że to tylko wymówka. Najwyrazniej Kate uznała, że
powinna zabrać chłopca do domu. Był rozczarowany, ale nie zaskoczony.
I tak okazała wspaniałomyślność, przyprowadzając Daniela. Zaryzykowała
i prawdopodobnie już tego żałowała. Nie wiedział, co mógłby zrobić w tej
sytuacji. I tak niczego by nie zmienił. Na pewno nie byłaby zadowolona,
gdyby zraził do siebie chłopca, bo zależało jej przede wszystkim na
szczęściu Daniela. Sytuacja była patowa.
Wstali. Daniel popatrzył na niego, jakby nie bardzo wiedział, jak się
zachować. Ethan podał mu rękę.
- Chcesz znać swoje indiańskie imię? - spytał. Daniel spojrzał
niepewnie na Kate.
- Co to znaczy jego indiańskie imię? - zainteresowała się.
- Becky i ja wybraliśmy dla dziecka dwa imiona.
- Nigdy mi o tym nie mówiła.
- Wcale mnie to nie dziwi.
- Mamo, to ja mam indiańskie imię? - dopytywał się Danny.
- Twój tata mówi, że tak.
- To Biegnący Jeleń, Danielu. Tak można by je przetłumaczyć. To
imię ojca mego ojca. Twego pradziadka.
- No dobrze, Danny, ubieramy się - ponagliła Kate.
- Dziękuję, że go przyprowadziłaś - powiedział Ethan.
79
RS
- Przynajmniej tyle byłam winna chłopcu, powinien znać swego ojca.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłem nic niestosownego. Kate ubrała
Danny'ego, włożyła płaszcz i popatrzyła
Millsowi prosto w oczy.
- Nic, czego nie zrobiłabym na twoim miejscu.
- Brzmi to trochę złowieszczo.
- Nie, wcale. Wizyta potwierdziła to, co i tak było oczywiste.
- Czyli?
- %7łe jest wiele problemów do przedyskutowania. I nie możemy ich
ignorować.
- Nie myślałem o tym. Za bardzo uległem nastrojowi chwili.
- To zrozumiałe - ucięła.
- Nie chcę, żebyś widziała we mnie wroga, Kate.
- Porozmawiamy o tym pózniej.
Ethan obserwował przez chwilę syna, po czym wręczył mu książkę.
- Może chciałbyś ją mieć w swoim pokoju - powiedział. - Mam
nadzieję, Kate, że nie masz nic przeciwko temu.
Pożegnali się. Ethan otworzył drzwi.
- Chcesz, żebym was kawałek odprowadził? - spytał.
- Nie, dziękuję. Nie ma sensu ryzykować. Mam nadzieję, że ojciec
jest w łóżku, ale mógł zjechać wózkiem do kuchni, a stamtąd dobrze widać
cały teren.
- Rozumiem.
Daniel usiadł na sankach.
- Przyniosę ci obiad. Może wtedy porozmawiamy -zaproponowała.
- Dobrze.
80
RS
- Do widzenia, synku! - zawołał Ethan. Wrócił do domu i stanął w
oknie. Daniel obejrzał się dwa lub trzy razy i pomachał ręką. Nie
wiadomo, co sobie myślał, ale Ethan czuł, że udało mu się nawiązać
kontakt z synem. Może Kate też to wyczuła..
- Chcesz, żebym z tobą poszła, Katie? - spytała Celia, która kończyła
przygotowywać obiad dla Ethana.
- Nie, dziękuję. Doceniam twoją dobrą wolę, ale nic mi nie jest.
Naprawdę.
- Chodzisz tam i z powrotem po kuchni od piętnastu minut, kochanie.
Zazwyczaj tak sienie zachowujesz, chyba że któryś z twoich małych
pacjentów jest w szpitalu. A przecież nic takiego się nie stało.
- Dzięki Bogu, nie. Przy tej pogodzie i nieprzejezdnych drogach
byłoby to katastrofalne.
- Są również inni lekarze.
- Tak ale to nie pediatrzy. - Kate usiadła przy stole. - Doszłam do
wniosku, że sytuacja mnie przerosła.
- A więc to wszystko przez Ethana Millsa?
- Tak. Nie wiem, co mu powiedzieć.
- Mianowicie?
- Czy pozwolić mu znów zobaczyć Daniela.
- A dlaczegóż by nie?
- Obawiam się, że będzie próbował odzyskać prawo opieki nad
synem.
- Rozumiem, że cię to martwi, Katie, ale nie możesz go o to winić.
- Wiem. Pewno na jego miejscu postąpiłabym tak samo. I właśnie to
mnie niepokoi.
81
RS
- A gdyby nie domagał się prawa opieki? Gdyby chciał tylko
regularnie widywać Danny'ego?
- Z tego też nie byłabym zadowolona.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Celio, jeszcze dwa dni temu ten mężczyzna był w
więzieniu.
- Mówi, że niesłusznie.
- Ale sąd był innego zdania.
- Biały sąd - dodała Celia z naciskiem. - Skazali go, bo jest
mieszańcem, który stanął po stronie Indian.
- Oni to znaczy Mike Caldwell, tak?
- Lepiej niż ja powinnaś wiedzieć, czy Caldwell jest rasistą.
- Nie roztrząsajmy tej sprawy. - Kate wstała od stołu.
- Jak chcesz. - Celia zamknęła kosz z obiadem. - Myślę, że pan Mills
jest głodny. Jadł śniadanie bardzo wcześnie.
- Lubisz go, prawda?
- Wydawało mi się, że nie chcesz już o nim rozmawiać, Katie.
- Jestem ciekawa, co naprawdę o nim sądzisz, co ci podpowiada
serce.
- Nie znam dobrze pana Millsa, ale myślę, że może cię jeszcze
niejednym zaskoczyć.
- Hm. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum