[ Pobierz całość w formacie PDF ]

„Bez zastanowienia odebrałbym ci diamenty, które należą się Hammondom, ale nigdy
nie skrzywdziłbym dziecka". Matt nie miał wątpliwości, że dla Olivera dobro dziecka
stanowiło najwyższą wartość, dlatego on jako ojciec musiał zadbać o dobro Blake'a. Jego
syn nie zasłużył sobie na dorastanie w atmosferze skandalu wokół jego matki. O reszcie
pomyśli, gdy pozna wynik i, miejmy nadzieję, odzyska spokój ducha. Na pewno znajdzie
się sposób, by obejść ich warunek, a na razie niech sądzą, że go przechytrzyli. Matt wy-
brał numer Kim.
- Powiedz braciom, że mogą zacząć badania. Prześlę wam materiał genetyczny Ma-
risy. - Miał nadzieję, że robi wrażenie człowieka opanowanego, w pełni kontrolującego
sytuację.
- A więc zgadzasz się? Wycofasz się z przejęcia firmy? Matt, nawet nie wiesz, jak
się cieszę. Wiedziałam, że...
- Nie - przerwał jej spokojnie.
- Jak to nie? - Kim najwyraźniej nie rozumiała jego planu.
- Powiedz im, żeby zrobili test, to wszystko. Na razie. - Matt rozłączył się bez dal-
szych wyjaśnień. Liczył na to, że zasiał w ich umysłach ziarno wątpliwości i zależy im
na rozwiązaniu tej zagadki równie mocno, jak jemu. Istniało spore prawdopodobieństwo,
że nawet bez jego zgody na rezygnację z przejęcia firmy zdecydują się na test, który wy-
jaśni im, czy Marisa była ich przyrodnią siostrą, czy kochanką ich ojca.
W posiadłości było ciemno, a samochód Rachel zniknął z garażu. Matt z niepoko-
jem przeszukał dom, ale nie znalazł ani Rachel, ani Blake'a. O tak późnej porze zawsze
szykowali się już do snu. Ogarnęło go nagłe uczucie paniki. Gdzie są? Czy nic im się nie
stało? Już wykręcał numer telefonu Rachel z aparatu w kuchni, gdy usłyszał dźwięk klu-
cza przekręcanego w zamku drzwi wejściowych. Matt w sekundę pokonał korytarz i zła-
pał wchodzącą do domu Rachel za ramiona. Wciągnął ją do wewnątrz i zatrzasnął drzwi.
- Co się stało? Gdzie Blake?
- Z twoimi rodzicami. - Rachel wyzwoliła się z jego żelaznego uścisku. - Twoja
mama zadzwoniła i zaprosiła go na nocowanie. Nie sądziłam, że będziesz miał coś prze-
ciwko.
Matt zdał sobie sprawę, że zareagował za ostro i zbyt emocjonalnie. Najwyraźniej
poziom jego frustracji, nie tylko tej związanej z Blackstone'ami, zbliżał się do punktu
krytycznego.
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu następnym razem daj mi wcześniej znać.
Odsunął się na bok i przepuścił Rachel, a jej bliskość wprawiła jego ciało w stan
natychmiastowej gotowości. Co dowodziło niezbicie, że spora część jego frustracji miała
źródło w kontaktach z zakazanym owocem, czyli nianią jego syna.
Wciąż czuł na dłoniach ciepło jej ciała, które zdawało się parzyć go w palce. Pra-
gnął przytulić się do niej cały, skóra do skóry. Błąd, tak nazwał to, co się stało w garażu i
na Tahiti. Ale to jedynie pożądanie i tęsknota ukryte w głębi jego ciała niczym grzeszny
sekret. Tak łatwo byłoby im się poddać. Wziąć Rachel w ramiona, posmakować jej sło-
dyczy i w pogoni za spełnieniem zanurzyć się w miękkim cieple. Wystarczyło pójść do
kuchni, gdzie szykowała kolację, wziąć ją za rękę i zaprowadzić na górę do sypialni,
gdzie zdjąłby z niej jedna po drugiej wszystkie warstwy zimowego ubrania. Powoli de-
lektowałby się jej perłowobiałą skórą i delikatną, upojną miękkością. No, może nie po-
woli - to mogłoby się okazać zbyt dużym wyzwaniem dla jego rozpalonych zmysłów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum