[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czy miałem go wysłać do wszystkie diabłów, bo Amy ma
coś lepszego do roboty?
Tak, do licha! - odpowiedział sobie. - Tego bym chciał.
Ale czy chociaż słowem wspomniałeś jej o tym? Czy
powiedziałeś jej, że te trzy tygodnie to nie powtórka
Chicago? Nie!
Właśnie miałem jej powiedzieć...
Zamarł, gdy wygładzając łóżko usłyszał zatrzymujący
się na podjezdzie samochód. Szybko podszedł do okna i
wyjrzał. Odetchnął z uczuciem ulgi, gdy zobaczył wóz
wynajęty przez Amy.
Otworzył drzwi, zanim jeszcze pokonała schodki
prowadzące do domu.
114
RS
- Cześć - powiedziała, patrząc na niego uważnie.
Ubrana była w szorty koloru khaki i dzierganą bluzkę w
kolorze skorupki jajka.
- Cześć - odpowiedział cicho, wychodząc na werandę.
Zaczekał, aż pokonała ostatni schodek. - Zrozum, Amy,
jest mi naprawdę przykro.
- Przykro ci?
Doug przytaknął.
- Bardzo przykro - podkreślił. - Po telefonie Chaza
zachowywałem się jak... jak... - gestykulował,
podkreślając, że zgadza się na każde jej określenie.
Odetchnęła nieco i uśmiechnęła się. Mimo że nie był to
uśmiech, jakiego oczekiwał, jednak go ucieszył.
- W porządku, Doug - odparła. - Miałeś prawo być...
zirytowany.
- Zirytowany to mało powiedziane.
- Naprawdę?
Potwierdził skinieniem głowy.
- Obydwoje wiemy, że frustracja seksualna zle działa
na moje usposobienie, kochanie.
- Och, cóż... - Amy zaróżowiła się.
- Mimo wszystko nie powinienem się wyżywać na tobie
- dodał. - Przepraszam - przerwał, usiłując wyobrazić sobie
stan duszy Amy. - No i? - ponaglił ją.
- O co ci chodzi? - zapytała, wygładzając włosy.
- Co z Chazem?
- Och, to... my... rozmawialiśmy. Po czym
zdecydowaliśmy, że musimy omówić sprawę z Emilem
Mortonem, który akurat leciał swoim odrzutowcem nad
Ameryką Zrodkową - pokręciła głową. - Wiesz czasami
myślę, że gdyby Aleksander Bell wiedział, co daje ludziom
do ręki, zatrzymałby swój wynalazek dla siebie. Czy
pamiętasz jak parę tygodni temu wspominałeś o rzuceniu
tego wszystkiego? Dzięki Aleksandrowi Grahamowi Bellowi
115
RS
i tym, co przyszli po nim, nie możemy już uciec od tego
wszystkiego. Bo mamy brzęczyki, sekretarki, telefony,
samochody, komunikację satelitarną. Boże!
- Amy...
- W każdym razie Chaz połączył nas wszystkich, nawet
z sekretarką, która miała robić notatki z tej konferencji.
Jak tylko skończyliśmy, wzięłam prysznic, przebrałam się
i... - rozłożyła ręce... - i jestem. Przykro mi, że trwało to tak
długo.
- W porządku - zapewnił ją automatycznie.
- A więc nie wracasz do Los Angeles?
- Nie, oczywiście, że nie wracam do Los Angeles. To
znaczy - zagryzła wargę, zanim dopowiedziała
- ... nie wracam tam dzisiaj.
Doug zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech, czekając
na jej odpowiedz.
- Cieszę się - odetchnął.
116
RS
ROZDZIAA DZIESITY
- Amy?
%7ładnej odpowiedzi. Pozwolił, by upłynęła minuta.
- Amy?
Amy wzdrygnęła się na dzwięk głosu Douga, usiłując
uspokoić myśli. Uniosła głowę i spojrzała w lewo. Leżał na
połowie koca, rozłożonego przez nich na trawie jakąś
godzinę temu. Uniósł się na łokciu i obserwował ją.
Instynkt podpowiadał jej, że trwa to od dłuższego czasu.
- Przepraszam - powiedziała szybko, podwijając nogi
pod siebie.
- Czy te winogrona są niedobre? - zapytał, unosząc
brwi.
- Winogrona? - powtórzyła jakby nieobecna.
- Trzymasz je w ręku.
- Mam je w... - spostrzegła ku swemu zdumieniu, że
rzeczywiście trzyma w ręku całe grono. Zupełnie nie
pamiętała, że je wzięła.
- Wpatrujesz się w nie od tak dawna, że
prawdopodobnie zaczynają już zmieniać się w rodzynki.
- Ja... nie - odłożyła owoce. - Przepraszam. Musiałam
mieć na nie ochotę... zresztą, bo ja wiem?
- Może napijesz się jeszcze wina? - zaproponował,
wskazując na butelkę, stojącą po drugiej stronie koca.
Obok leżała bagietka i kawałek sera. - Jeszcze trochę
zostało.
- Nie, dziękuję. Dobrze jest, jak jest.
Poruszył się i usiadł. Wytarł ręce o spodnie. Zrobili
sobie piknik pod drzewami, stanowiącymi granicę jego
nowej posiadłości. Zaproponował lunch na powietrzu i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum