[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aprobata niewiele będzie znaczyła.
Logan roześmiał się.
- I kto tu twierdził, że nie jest psychologiem! Może zgodziłabyś się wystąpić
gościnnie w moim programie?
- Dziękuję, to nie mój biznes. - Przewróciła się na plecy, nie odrywając słu-
chawki od ucha. Dziwna rzecz, leży w łóżku sama, a jednocześnie prowadzi wyjątko-
wo intymną rozmowę. Poprzedniej nocy nie mieli wiele czasu na pogaduszki.
- Logan?
- Tak?
Rozpierała ją duma z okazanego jej zaufania. Zapragnęła udowodnić, że na to
zasłużyła.
- Chcę ci się odwzajemnić - powiedziała.
- W jakim sensie?
- Możesz mnie zapytać, o co tylko chcesz.
- O cokolwiek zechcę? - upewnił się.
R
L
T
- Tak.
- Zwietnie. - W słuchawce rozległ się cichy pomruk, najwidoczniej Logan roz-
ważał różne możliwości. Po krótkiej chwili poprosił: - Zdradz mi o sobie coś, czego
nikt nie wie oprócz ciebie.
- Coś, o czym nikt nie wie? - powtórzyła, a w jej pamięci pojawił się obraz, na
którego wspomnienie jeszcze dziś robiło jej się niedobrze.
W pierwszej chwili chciała je odepchnąć, ale uczciwość nakazywała od-
powiedzieć szczerością na szczerość. Przełknąwszy z trudem ślinę, zaczęła:
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale powiedziałam ci kiedyś, że nie widziałam ojca od
czasu rozwodu rodziców. Ale to nieprawda. Parę lat temu przypadkiem się na niego
natknęłam.
- W Chicago?
- Tak. Na lotnisku O'Hare. Wracając z podróży służbowej, zauważyłam go koło
karuzeli.
Mallory zacisnęła wargi, broniąc się przed przemożnym bólem. Minęły już trzy
lata, ale jej serce nadal krwawiło na wspomnienie tamtej chwili.
- I co? - zapytał Logan, nie mogąc się doczekać dalszego ciągu.
- Od razu go rozpoznałam - podjęła, starając się mówić jak najspokojniej. -
Lekko posiwiał na skroniach i trochę przytył, ale w sumie prawie się nie zmienił. Ta
sama wysoka imponująca sylwetka, ta sama znudzona mina.
Dobrze pamiętała ten wyraz malujący się na jego twarzy, ilekroć musiał uczest-
niczyć w rodzinnych uroczystościach albo w rzadkich chwilach, kiedy, będąc wieczo-
rem w domu, godził się łaskawie poczytać jej na dobranoc. Znowu musiała się prze-
móc, by podjąć swoją opowieść.
- W każdym razie od razu wiedziałam, że to on. Ja musiałam się zmienić dużo
bardziej.
- Nie poznał cię - podpowiedział Logan.
- Tak. - Prawda była znacznie gorsza. - Wyobraz sobie, że wziął mnie za obsłu-
gującą pasażerów bagażową.
R
L
T
- Nie żartuj!
- Kiedy trąciłam go w ramię, odwrócił się i zanim zdążyłam powiedzieć  Cześć,
tato", wcisnął mi do ręki parę dolarów i wskazał swoje walizki. - Zamilkła na mo-
ment. - Czekał, żebym je załadowała na wózek, który wynajęłam na własne bagaże.
- Jak zareagowałaś?
Mimo upływu trzech lat Mallory zalała fala wstydu, który na szczęście zmienił
się szybko w złość.
- Powinnam była posłać go do wszystkich diabłów, ale straciłam głowę. Miał
trzy ogromne walizki. Mama zawsze mu wytykała, że zabiera w podróż za wiele rze-
czy. I wiesz co? Okazał się nie tylko podłym ojcem, ale równie nędznym skąpcem.
Dał mi raptem trzy dolary.
- Uświadomiłaś mu w końcu, kim jesteś?
- Nie. Po tym, jak załadowałam jego walizy na wózek, a on wręczył mi napiwek,
byłoby to zbyt upokarzające.
- A twoja matka? Opowiedziałaś jej o tym?
- Nie, po co? %7łeby miała kolejną okazję do narzekania na własny los? - Do-
tknąwszy ręką policzka, Mallory zdziwiła się, czując, że jest mokry od łez.
- Chciałaś ją chronić.
Ona jednak nie sądziła, aby kierowały nią altruistyczne motywy.
- Nie, w końcu to ja zostałam zle potraktowana, nie ona.
- Ale matka zrozumiałaby, jak się czułaś, i okazała ci współczucie.
- Niestety nie. W dodatku wciąż by mi o tym przypominała.
- Szczerze ci współczuję - oświadczył Logan. I zaraz dodał: - Doceniam to, że
mi się zwierzyłaś.
- Wiesz, dobrze mi to zrobiło - przyznała. - Może psychoterapia rzeczywiście na
coś się przydaje.
- Nie nazwałbym tego sesją terapeutyczną - sprzeciwił się Logan. - Ale i mnie
ulżyło po tym, co ci powiedziałem. - I z odcieniem ironii dodał: - I to mnie, który stale
R
L
T
wbijam moim słuchaczom do głowy, że mało jest rzeczy równie szkodliwych dla
zdrowia psychicznego, jak tłumienie własnych emocji.
- Trzeba się umieć zmierzyć z własnymi problemami - podsumowała.
- Tak jest.
Przewracając się na bok, Mallory spojrzała mimochodem na budzik.
- Rany boskie, Logan! - zawołała. - Wiesz, że już prawie pierwsza? Ty musisz
się wyspać.
- Nie jestem senny. Jeżeli teraz się rozłączymy, będę do rana przewracał się z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum