[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pytanie, kiedy się zobaczą, odparła wymijająco i odeszła
tak szybko, że zaskoczona Margie nie zdążyła spytać, co
się dzieje.
Podczas lotu do Houston Jodie z trudem wstrzymywała
łzy, wspominając rzucane przez Aleksandra inwektywy.
Uważał ją za obdartusa. Mdliło go na jej widok. Uważał,
że znajomość z nią jest dla Cobbów kompromitująca. Po
wylądowaniu doznała olśnienia i doszła do wniosku, że
nie warto się dłużej umartwiać. Aleksander jej nie chce?
Trudno, jego strata. Postanowiła o nim zapomnieć i za­
cząć nowe życie.
Aleksander siedział samotnie w bibliotece, gdy usły­
szał w holu kroki siostry wracającej z lotniska. Wyszedł
'
ROMANS POZA KONTROLĄ
równowagę i przestanie się w końcu przejmować tym in­
cydentem.
- Naprawdę tak myślisz? - spytał bez przekonania.
- Co wy tu robicie? Takie z was ranne ptaszki? - wy­
pytywała Kirry głosem rozkapryszonej pannicy, tłumiąc
ziewanie. Miała na sobie czerwoną koszulę nocną z jedwa­
biu i szlafrok z czarnej satyny oraz ranne pantofelki. Dłu­
gie jasne włosy opadały na ramiona. - Czuję się tak, jak­
bym nie zmrużyła oka. Śniadanie gotowe?
- Nie ma Jessie - zaczęła niepewnie Margie.
- A gdzie ta chuda, mała kucharka, która wczoraj krę­
ciła się w salonie? - rzuciła niedbale Kirry. - Dość leniu­
chowania, niech weźmie się do roboty.
- Jodie nie jest kucharką - odparł Aleksander lodowa­
tym tonem. - To najlepsza przyjaciółka Margie. Gotowała
dla nas z czystej uprzejmości.
- Wygląda mi na pijaczkę - rzuciła mściwie Kirry,
unosząc brwi. - Ludzie, którzy mają słabą głowę, nie po­
winni sięgać po alkohol. I co? Tak się ululała, że nie jest
w stanie usmażyć jajecznicy? Ma kaca, zgadłam?
- Pojechała do domu - odparła Margie zirytowana
drwiącymi uwagami.
- Kto mi poda grzanki i kawę? - awanturowała się
Kirry. - Muszę zacząć dzień od porządnego śniadania!
- Z grzankami jakoś sobie poradzę - odparła naburmu­
szona Margie i poszła do kuchni. Liczyła na pomoc tej
głupiej zołzy, chcąc wypromować swoją kolekcję, ale te­
raz straciła do niej resztki sympatii.
- Idę się ubrać. Pomożesz mi, Leks? Sama nie poradzę
i sobie z suwakiem - powiedziała zalotnie Kirry.
57
58
DIANA PALMER
- Innym razem. Trzeba zaparzyć kawę. - Poszedł do
kuchni w ślad za siostrą.
Kirry popatrzyła na niego ze zdumieniem. Po raz pierw­
szy odezwał się do niej tak opryskliwie. Margie była aro­
gancka. No tak, oboje za dużo wypili, a teraz mają kaca
i pretensje do całego świata, pomyślała, idąc na górę.
Solenne postanowienie Jodie, żeby zapomnieć o Ale­
ksandrze i na nowo urządzić sobie świat bez niego, zaczęło
nabierać realnych kształtów. Po jednym ze spotkań, które
protokołowała, Brody, szef działu kadr i jej bezpośredni
przełożony, rozgadał się i oznajmił, że szykuje mu się
awans. Miał zostać przeniesiony do centrali, a na swoje
stanowisko postanowił zarekomendować dotychczasową
asystentkę, czyli Jodie. Wypytywał, jak ona się na to za­
patruje, ostrzegając, że do obowiązków szefa działu kadr
należy nie tylko przyjmowanie pracowników i udzielanie
im pochwał, lecz także zwalnianie oraz wpisywanie nagan
do akt. Jodie uznała po namyśle, że po odpowiednim
przeszkoleniu podołała tym wyzwaniom, ale...
- Skończyłam ekonomię i zarządzanie, ale podczas
studiów najlepsza byłam z informatyki. Mam zadatki na
niezłego hakera - wspominała z uśmiechem. - Żaden pro­
gram komputerowy mi się nie oprze. - Zamyślona popa­
trzyła na Brody'ego. - Może zamiast tkwić w dziale kadr
powinnam szukać posady informatyka?
- A jednak kadry na coś się przydadzą - odparł pogod­
nie jej szef. - Opisz mi zakres obowiązków, który najbar­
dziej ci odpowiada, a ja znajdę odpowiednie stanowisko.
- Chyba żartujesz!
tchnął tęsknie.
ROMANS POZA KONTROLĄ
- Ależ skąd! Do odważnych świat należy! Sam tak
zrobiłem i proszę! Od razu dostałem wymarzoną pracę.
- Nic dziwnego. Jesteś świetny. Znakomicie radzisz
sobie z ludźmi.
- Naprawdę tak myślisz? - spytał i z wyraźną niecierp­
liwością czekał na odpowiedź.
- Owszem. To nie są czcze komplementy.
- Dzięki - odparł z uśmiechem. - Obawiam się, że
Cara uważa mnie za nieudacznika. Stale pnie się w górę,
ciągle dostaje premie i podwyżki, więc moje sukcesy wy­
padają dość blado. Cara dużo podróżuje, uwielbia włóczyć
się po świecie. Przed tygodniem była w Meksyku, wcześ­
niej odwiedziła Peru. Masz pojęcie? Chciałbym wyrwać
się do Meksyku i zobaczyć zabytki Chichen Itza. - Wes­
59
- Ja również. Interesujesz się archeologią? - zapytała.
- To moje hobby - przyznał z uśmiechem. - A ty?
- O tak! Bardzo.
- W muzeum sztuki jest teraz wystawa ceramiki Ma­
jów - ciągnął uradowany. - Carę śmiertelnie nudzą takie
rzeczy. Nie poszłabyś ze mną na wystawę? Może w so­
botę?
Wtedy wypadają urodziny Aleksandra. Od pamiętnego
bankietu u Cobbów minęły dwa tygodnie. Jodie nadal była
przygnębiona i lizała rany, ale doszła do wniosku, że czas
się z tego otrząsnąć. Rozpoczęła przecież nowe życie.
I tak nie dostanie zaproszenia na urodzinowe przyjęcie.
Zresztą nawet gdyby Aleksander zmienił zdanie, na pewno
by nie pojechała.
- Chętnie wybiorę się z tobą do muzeum - odparła
DIANA PALMER
rozpromieniona. - Ciekawe tylko, co na to powie twoja
dziewczyna.
- Sam nie wiem... - Brody spochmurniał, a potem
mrugnął do niej porozumiewawczo. - Nie musimy tego
rozgłaszać, prawda?
Przyznała mu rację. Czuła się nieswojo, planując spot­
kanie z mężczyzną, który miał kogoś, lecz tamci dwoje
nie byli przecież małżeństwem, nawet nie mieszkali ra­
zem. Poza tym Cara pomiatała Brodym, więc może biedny
chłopak pójdzie po rozum do głowy i uzna, że czas na
zmianę. Jodie zawsze była mu życzliwa.
- Zgoda. To będzie nasz sekret - uznała po namyśle.
- Cieszę się na spotkanie.
- Świetnie! - Brody uśmiechnął się szeroko. - Za­
dzwonię do ciebie w piątek wieczorem, żeby ustalić, gdzie
i o której się zobaczymy, dobrze?
- Oczywiście.
Jodie naprawdę czuła, że zmienia się wewnętrznie.
Chodziła regularnie do literackiej kawiarenki w stylu re­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum