[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gładkość jej skóry pod swymi palcami.
Jej ręce, uniesione z początku, aby go odepchnąć, zacisnęły się na jego
koszuli, a z jej ust wydobył się jęk zadowolenia i oddania. Ten dzwięk i
pierwszy dotyk jej języka wyzwolił jakiś wybuch w jego pamięci. Przypomniał
sobie jej chętne usta, swoje dłonie wplątane w jej włosy, gdy brał ją w
ramiona, promienie słońca, które rozpalały ogień na jej rudozłotych włosach i
w jego tętniącej krwi. I echo jego wewnętrznego głosu: teraz mam cię tu, gdzie
pragnÄ…Å‚em.
S
R
Przerwał pocałunek nagle, zdumiewając Susannę wyrwaną z namiętnego
zapomnienia. Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. W jednej chwili
zagłębiony był w pocałunku, w jej ustach, a jego ręka wędrowała od jej kolana
do uda, a w następnej się wycofał.
- O co chodzi? - spytała. - Co się przed chwilą stało?
- Myślałem, że... - przerwał i przeczesał ręką włosy. Zaczął się od niej
odwracać, ale Susanna schwyciła go za rękaw, żeby mówił dalej. - Przez
moment, nawet nie przez sekundę, miałem taki... przebłysk.
- Przypomniałeś sobie?
- Nie wiem nawet, czy to było wspomnienie, czy... Nie wiem, co
rozpoznałem. Było to jakieś wrażenie ciebie i fragmentu dialogu.
- Ja nic nie mówiłam. Nie mogłam. - Nie wspominając już o tym, że jej
język zajęły był czym innym, wrażenie spowodowane jego pocałunkiem
odebrało jej nawet możliwość myślenia całymi wyrazami. - Czy przypomniałeś
sobie coś, co ja powiedziałam?
- Nie ty, ja. I nie wiem, czy to było coś, co powiedziałem tobie. Miałem
to w głowie, bardzo wyraznie, i nagle pstryk, jakby ktoś wyłączył światło i nie
wiem, czy to było wspomnienie, czy wytwór fantazji.
W jego oczach pojawił się błysk spowodowany tą fantazją i Susanna
zorientowała się, jaki to był rodzaj fantazji. Puściła jego rękaw. Miała ochotę
zerwać się i pędzić, byle z dala od tego mężczyzny i wszystkiego, co w niej
wyzwalał. Bolała ją świadomość, że nigdy go nie będzie miała i nigdy mu nie
powie, co wspólnie przeżyli przez tak krótki czas. Ale rozpacz w jego oczach
sprawiała, że krwawiło jej serce. Jak może się od niego odwrócić? Nie
próbować pomóc?
- To mogło być wspomnienie - zaczęła ostrożnie.
S
R
Jej nerwowe palce, które przedtem zaciskały się na jego koszuli, a potem
przyciskały jego głowę do swych ust, wpijały się teraz w poduszkę za jej
plecami. Zcisnęła nogi, bezskutecznie próbując stłumić gorąco palące jej ciało.
- Chcesz mi powiedzieć o tym fragmencie dialogu?
Patrzył na nią długo.
- Powiedz mi jedno. Czy ja ci coś obiecywałem?
Serce zabiło jej mocniej. Nie mogła mu powiedzieć. Rozdrapywanie tej
rany w sercu nie miało sensu. Zdobyła się na odwagę, spojrzała mu prosto w
oczy i po raz pierwszy w życiu skłamała.
- Nie było żadnych obietnic, Donovan. Absolutnie żadnych.
Van nie uwierzył, ale powstrzymał się przed zarzuceniem jej kłamstwa.
Nie chciał, żeby znów się otoczyła pancerzem ochronnym. Do osiągnięcia jego
celu najważniejsze było, żeby się skoncentrować na terazniejszości i zatrzymać
jÄ… w swoim towarzystwie w tym pokoju.
Powstrzymanie tego małżeństwa stało się czymś więcej niż środkiem do
zawarcia kontraktu. Podczas kolacji obserwował, jak mówiła, jadła, piła i cały
czas mógł myśleć tylko o jej ustach. Nie jako nawiązanie do przeszłości, ale
dlatego, że ich pragnął.
Van mógł podjąć lekki ton rozmowy, jaki usiłowała narzucić podczas
posiłku, ale jakaś perwersyjna strona jego natury czerpała przyjemność z
dłuższych pauz w rozmowie i rosnącego napięcia. Przetrzymywał to, jak długo
się dało, aż ona odłożyła swoją serwetkę i zaczęła zbierać talerze.
- Zostaw to - powiedział. - Te naczynia nigdzie się nie wybierają i my też
nie. Jutro rano jeszcze tu będą.
- I my też - powiedziała z radosną iskierką w głosie, która pojawiła się też
w jej oczach, gdy napotkała jego spojrzenie. Tym razem nie odwróciła wzroku.
- Ile jeszcze poranków?
S
R
- Może byśmy się przenieśli z tą rozmową przed kominek? -
zaproponował Van. - Zrobię kawę.
- Nie, dziękuję.
- Dobrze, więc bez kawy.
- I bez rozmowy przy kominku - dodała. - Proszę, Donovan, odpowiedz
na moje pytanie. Kiedy Gilly wróci, żeby nas zabrać?
- Kiedy zakończymy nasze sprawy.
- Nasze sprawy? - Nachyliła się do przodu, zaciskając palce na talerzach,
które wciąż trzymała. - Jak możemy w ogóle zacząć starać się wybrnąć z tego
zagmatwanego interesu, jeżeli jesteśmy tu uziemieni?
- Chodzi nie tylko o ten interes. My mamy niezakończoną sprawę. - Na
moment te słowa zawisły między nimi w powietrzu, aż oczy Susanny stały się
ciemnozielone jak wzburzone morze, gdy potrząsnęła głową. - Zaprzeczasz, że
coś jest między nami? Po tym pocałunku? Wciąż go czuję.
- To niczego nie zmienia.
- Naprawdę? A gdybym nie przestał? Gdyby ten pocałunek trwał i
zakończył się tak, jak się zapowiadał? Gdybyś znalazła się naga, a ja w tobie?
- Wtedy wiedziałabym, że ci się udało - odpowiedziała. - Sprowadziłeś
mnie tutaj z jednego powodu. Chcesz zniweczyć moje plany matrymonialne.
Jakiż lepszy sposób na to, niż mnie uwieść?
- Tu nie chodzi tylko o interes, Susanno. Nie doceniasz tej chemii między
nami.
- Jak mogłabym nie doceniać? - spytała wprost, z namiętnością w głosie i
spojrzeniu. - Ale chociaż bardzo cię pragnę, jest jedna rzecz, której nie
zamierzam zrobić. Mój ojciec zdradzał swoją żonę z matką Zary i Bóg wie ilu
jeszcze kobietami i zranił tym sposobem wiele osób. Nigdy bym tego nie
zrobiła Aleksowi - mówiła dalej beznamiętnie. - Nigdy nie zrobiłabym tego
S
R
komuś, kogo szanuję, i nie sądzę, żebyś ty chciał, żebym się tak zachowała.
Nawet za cenÄ™ zdobycia kontraktu dla Mac.
ROZDZIAA ÓSMY
Van nie miał żadnego kontrargumentu. Gdyby dalej nalegał, straciłby jej
szacunek, a w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, nie wiedzieć
dlaczego, zaczęło mu bardzo na tym zależeć.
Jednak w środku wszystko się w nim burzyło, że znów musi stać obok.
Przez prawie dwa miesiące zmuszony był do tego, żeby nie robić nic, i ta
niemożność go dobijała. Długa noc, podczas której znów dopadła go
bezsenność i podczas której słyszał niespokojne kręcenie się Susanny na górze,
w niczym nie poprawiła jego samopoczucia. Podobnie zresztą jak burzowe
chmury gromadzące się na niebie od południa. Nadeszły szybko, jakby je
popędzał jego własny nastrój. Próbował sobie poradzić, biegając po plaży, ale
podziałało tylko do dojścia stromą ścieżką do domu.
Rozmyślając o obiedzie, który miał zamiar przygotować po długiej
kąpieli pod prysznicem, wszedł do domu. Zciągnął po drodze koszulę. Susanna
siedziała skulona na kanapie. Na kolanach trzymała książkę, ale wpatrywała się
w kłębiące się chmury.
Gdy wszedł, oderwała wzrok od okna i przeniosła go na Vana i jego
blizny. Sprytna kobieta, pomyślał, nic nie powiedziała, ale gdy wchodził do
sypialni, czuł wciąż na sobie jej wzrok.
- Czy Gilly dziś przyjedzie? - spytała.
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum