[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pięter. Siadywał na schodach lub w jednej z dwóch wind, na stole rozdzielczym, wśród
maszyn liczących albo u profesora Wanke'a w ogrodzie, przy czym do kolibrów, które tam
mieszkały, odnosił się z zupełną obojętnością.
Często bywał też w kuchni u Pierre'a i Zalego. Bardzo ich lubił, możliwe, że trochę
interesownie, bowiem od nich dostawał jedzenie: sztuczne mięso, śmietankę i świeże małe
rybki, specjalnie dla niego zabrane w podróż.
Siadywał na półeczkach i przez kryształowe szyby spoglądał w kosmiczny świat.
Czasami przychodził w nocy bezszelestnie i pakował się do któregoś z nas na leżak i pod koc.
Pragnął zapewne trochę ludzkiego ciepła. Był tak samo nieustraszony jak Pilatti.
Jego przeciwieństwem był Aluś - pies Hilla - zwierzak nad wyraz wesoły i towarzyski.
Figlarz, spryciarz i zawadiaka, roztrzepany i rozpuszczony. Tylko on jeden na całym statku
kpił sobie w żywe oczy z admirała, za nic miał jego bohaterską postawę i tubalny głos.
Rozwłóczył po kątach rzeczy swego pana - kiedyś zjadł jego ranne pantofle - obgryzał
kwiaty, wskakiwał do basenu, a następnie usiłował otrząsać wodę w leżaku admirała,
zaczepiał sprzątające roboty. Dochodziło wówczas do wielkich awantur - słychać było krzyki
Hilla i zaczepne ujadanie Alusia, który zwinnie umykał przed naszym wodzem i chował się
między różnymi sprzętami, czyniąc po drodze dalsze szkody. Admirał groził wówczas, że
wyrzuci nieznośnego psa w przestrzeń kosmiczną i usunie wszelkie jego ślady ze statku. Aluś,
usytuowany w bezpiecznej odległości, spoglądał szelmowsko, mrużąc jedno oko i
powiewając uszami, otwierał szeroko pysk i - najwyrazniej - śmiał się!
Był żółtawy, słusznego wzrostu, z zawiniętym w rogalik ogonem. Prawdopodobnie
któryś z jego przodków był owczarkiem alzackim. Mimo psot, kochał swego pana zaślepioną,
wierną, bezinteresowną psią miłością, zaś admirał mawiał, że nie zamieniłby go nawet na
brylantowego medalistę i że w prawdziwej przyjazni wygląd i rasa się nie liczą. Brał udział w
niektórych naszych naradach i kiedy siedział, przechylając łeb i spoglądając na nas
brązowymi oczami, odnosiło się wrażenie, że rozumie, o czym mówimy.
Beztroskie, małpie figle i zabawy Alusia sprawiały nam wiele radości, tak przecież
potrzebnej w naszych warunkach.
Z Mardukiem żył w zgodzie, aczkolwiek w jego obecności stawał się czujny i
ostrożny, wyraznie mając się na baczności przed wyniosłym kotem.
XVI
- Halo... halo! Ziemia! Tu Mars! Tu Mars! Księżyc Deimos! Sprawozdawca tele i
radia Bylina. Tu Lech Bylina! Dzisiaj u nas wielkie poruszenie. Niesłychana sensacja! Rąbek
tajemnicy uchylony!
Powiedzcie sami, co my możemy wiedzieć o pszczołach? Nie ma wśród nas ani
jednego entomologa, ani pszczelarza. Mamy oczywiście jakieś ogólne pojęcie. Przepadamy za
miodem. Naukowo jednak nie potrafilibyśmy potraktować tego tematu. Zwłaszcza niewiele
wiemy o pszczołach zwanych Chalicodomia muraria. Złapaliśmy za słowniki i encyklopedie.
Coś niecoś dopomógł nam profesor Wanke. Reszty musimy domyślać się sami. Ale jakiej
reszty?
Otóż wysłaliśmy na zwiady naszą małą kosmonetkę M/S Agę II obsadą: kapitan
Sambaba i major Safronow. Oblatywali Deimosa ze wszystkich stron, interesując się każdym
szczegółem. To posuwali się powoli naprzód, to zawisali na jednym miejscu, to ostrożnie
lądowali i wychodzili na zewnątrz.
W pewnej chwili pod załomem skał spostrzegli charakterystyczną kopułę pokrywającą
coś, co przypominało kopiec. Naokoło był mur z niedużych kamieni podobnych do cegieł,
połączonych brązową substancją zbliżoną właściwościami do cementu. Piloci, zachowując
wszelkie ostrożności, kopiec rozkopali, przecinając prądem elektrycznym grubą warstwę
bardzo twardej masy przypominającej prasowany wosk. W środku znalezli coś w rodzaju
dużego kokonu splecionego kunsztownie z jedwabistych żółtych nici.
Dla pilotów w warunkach panujących na Deimosie kokon ten był zupełnie lekki, ale w
przeliczeniu na wagę ziemską, okazało się, że ważył 50 kg. Piloci kokon ten oraz próbki
cegieł i obydwu substancji: brązowej i podobnej do wosku - przywiezli natychmiast na
"Glorię". Rozumiecie sami, jaka to była sensacja.
Zebraliśmy się wszyscy w ambulatorium doktora Freyda. Doktor ulokował kokon na
stole operacyjnym i przy zastosowaniu narzędzi elektrycznych i ultradzwiękowych - rozciął
powłokę. Wyobrazcie sobie, w środku znajdował się duży, ważący ponad 30 kilogramów,
zmumifikowany owad. Jest to według wszelkiego prawdopodobieństwa pszczoła z gatunku
podobnego do Chalicodomia muraria, jakkolwiek może to być również Apis mellificia lub
Osmia cornuta, lub Anthofore personata, a może jeszcze jakaś inna. Może zresztą ma kilka
cech zewnętrznych pszczelich pomieszanych ze sobą. Nie znamy się na tym, ale pszczołę
pokażemy wam w specjalnej audycji o godzinie 22. Prosimy określić jej gatunek według
wyglądu.
Doktor Freyd dokonał następnie sekcji i stwierdził, że mózg tego owada waży o 1000
gramów więcej od przeciętnego mózgu ludzkiego. Musiał więc to być owad o niebywałej
wprost inteligencji. Zwraca uwagę pięć par łap, nadzwyczaj wykształconych i rozwiniętych.
Prawdopodobnie służyły one nie tylko do poruszania się, ale i do wszelkiej precyzyjnej pracy.
Podwójne skrzydła, mocne, zapewne do lotu wystarczające. Owad posiada znamiona płciowe.
Jest to samica. Najwidoczniej więc królowa. Ma rurkę do zbierania nektaru. Natomiast żądła
nie ma, reszta organów, o ile można stwierdzić, normalna. Krwiobieg, system oddechowy,
trawienny i nerwowy - jak u owadów, oczywiście owadów bardzo dużych, w naszych
warunkach nieznanych.
Stwierdzono jeszcze jedną rzecz zaskakującą. Prawdopodobnie w celach
mumifikacyjnych, a może rytualnych, cały owad jest owinięty bardzo dokładnie cienką złotą
nitką. Oczy ma wyjęte i w zamian włożone dwa dość duże brylanty czystej wody, pięknie
szlifowane. Fakt ten nasuwa myśl, że istota ta musiała być jakąś ważną osobistością.
Pochowano ją tu oddzielnie, daleko, na księżycu, spowinięto w złotą nitkę i wstawiono
brylantowe oczy.
Była to więc zapewne królowa całego Marsa.
Po przeprowadzeniu analizy zupełnie skamieniałego wosku ustaliliśmy, że owad ten
został pochowany bardzo dawno - blisko milion lat temu. Przeszukamy szczegółowo
wszystkie zakamarki Deimosa. Może takich mumii znajdzie się tutaj więcej.
Nie ulega wątpliwości, że owad ten to rodowita Marsjanka. Zaczynamy przypuszczać,
że stara cywilizacja Marsa była cywilizacją owadów. Musiała ona wytworzyć specyficzne, na
pewno ciekawe i niezwykłe formy bytu. Cywilizacja ta nie ma nic wspólnego z naszą -
ludzką. Cóż możemy wiedzieć o mądrych, wysoko zorganizowanych owadach? Niemniej to
nie jest wszystko. To nie martwe owady zniszczyły nasze ekspedycje!
Jutr(c) wyślemy kosmonetki "Agę I" i "Agę II" na lot zwiadowczy nad Marsem...
XVII
Dziś z rana powróciły nasze dwie kosmonetki "Aga I" i "Aga II" z lotu zwiadowczego
nad Marsem. W ciągu całego tygodnia nie zajmowały się niczym innym, jak tylko
mierzeniem, ważeniem, słuchaniem, smakowaniem, kopaniem, fotografowaniem i
filmowaniem.
Ludzi w aparatach nie było, bo admirał nie zgadza się na takie ryzyko. W zamian
wysłaliśmy nasze znakomite automaty typu "Magot". Są one jakby zbiorowiskiem zmysłów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum