[ Pobierz całość w formacie PDF ]

telepatycznych. A teraz łódz, rzeka... Ile potrwa wynajęcie helikoptera albo zajęcie innego
ścigacza?
Niech szlag trafi wszystkie jego zdolności! Niech piekło pochłonie wszystko, czego się
93
nauczył! To właśnie te specyficzne umiejętności sprawiały, że telepaci mogli go bez trudu
odnalezć. Wiedział, że znajdą każdego człowieka, który potrafi wykorzystać takie zdolności.
 Naprawdę pomyślałem:  który potrafi - podniósł głowę.
Nagła myśl przemknęła mu przez głowę. Jasne! Przecież może odrzucić ten balast. Może
zapomnieć o wszystkim, a wtedy znowu stanie się dla telepatów taki sam jak inni.
Niewidzialny! Co z tego, że nie będzie pamiętał nawet swojego imienia? Będzie czysty!
Zacznie życie od nowa. O kim mówił ten facet u fryzjera? Doktor Frederic Jastrow -
specjalista od pamięci? Tak! Zmusi go. Posługując się swoją kartą kredytową lub w
ostateczności pistoletem, zmusi go do wymazania pamięci.
Zerwał się i nie zważając na chłoszczące twarz mokre gałęzie, pobiegł przed siebie.
* * *
Szerokie hotelowe łóżko wezgłowiem nieomal dotykało olbrzymiej, zajmującej całą
ścianę szyby dzwiękoszczelnego okna. Fargo oparł głowę na zaciśniętych pięściach, by móc
obserwować jarzące się w mroku światła wielkiego miasta. Rzędy ulicznych latarni
przypominały paciorki nanizane na sznurek. Strumienie samochodowych reflektorów
tworzyły ciągle zmieniającą się mozaikę. Jasne prostokąty okien i mrugające różnokolorowe
neony drwiły z jego samotności.
Przypomniał sobie wszystko. Dzieciństwo, młodość, studia, historię wplątania się w aferę
kontrwywiadu, lot do Afryki, potworne więzienie w ciele sparaliżowanego człowieka,
paniczną ucieczkę... Przypomniał sobie, jak błagał Jastrowa o wymazanie pamięci, bo tylko
całkowita amnezja chroniła go przed pościgiem telepatów.
Czuł, że mimo włączonej na maksimum wentylacji, raz po raz oblewa go zimny pot na
wspomnienie tamtych przejść. Strach? Tak, bał się, strach nie opuszczał go ani na chwilę, ale
nie było to już owo paraliżujące przerażenie, którego przypływy czuł podczas ucieczki wiele
lat temu. Wiedział, że wtedy, w szpitalu, gdy na sali reanimacyjnej nieświadomie wykorzystał
swoje właściwości, znowu stał się  widzialny dla telepatów. Podobnie potem, kiedy
zdobywał pieniądze w banku... I podczas wizyty u Jastrowa i jeszcze pózniej, kiedy
przypominał sobie wszystko... Tak, gdyby wysłannicy Organizacji byli w mieście, już dawno
mogli go wykryć. Chociaż z drugiej strony zasięg ich zmysłów nie był duży...
 Skoro nic się dotąd nie stało - pomyślał Lynn ucinając jałowe rozważania -  musieli już
dawno opuścić te okolice.
Jeśli tak było, nie groziło mu już bezpośrednie niebezpieczeństwo - prawdopodobnie,
gdyby został w tym mieście, nikt by go nie ruszył do końca, zapowiadającego się na bardzo
krótkie, życia. Nie wiedział, co zrobić z pozostawionym mu czasem. W nielicznych chwilach,
kiedy trawiony chorobą organizm nie odzywał się przenikliwym bólem brzucha, zastanawiał
się nad wszystkimi aspektami sytuacji, w jakiej się znalazł. Co z tego, że mógł  wstrzelić się
94
w dowolną osobę, która znajdowała się w zasięgu jego wzroku? Co dawał mu fakt, że
wykorzystując zawarte w pamięci wzorce psychik różnych ludzi, mógł stać się lekarzem,
komandosem, pilotem i cholera wie kim jeszcze? Czuł się wypluty, zdruzgotany, oszukany,
wykorzystany, zawiedziony, rozgoryczony, pusty, zdezorientowany, zaszczuty... Skołatany
umysł nie potrafił podsunąć więcej odpowiadających tej sytuacji przymiotników.
Powoli odwrócił się na plecy. Od dawna usiłował zasnąć, ale jedyne, co do tej pory
osiągnął, to niespokojny, wypełniony koszmarami półsen. Zdawało mu się, że wcale nie śpi,
ale w końcu zmęczenie wzięło górę. Po raz pierwszy od wielu lat śniło mu się, że maluje.
Ogromnym pędzlem nakładał na szybę rozwodnione pastele, ciągnąc pionowe pasy rozmytą
ultramaryną, zgaszoną szarością, czernią, zimnym brązem. Odbijał to potem na papierze,
obserwując, jak barwy rozlewają się i przenikają, pasy tracą pion, grzęznąc w coraz
szerszych, nasyconych ołowiem plamach. Barwa deszczu, ławki w parku i otoczonej szarugą
latarni. Wszystko to załamało się nagle, ustępując miejsca pustym twarzom. Twarzom bez
oczu, nosów i warg, ciemnym obliczom nierozpoznawalnym z daleka i rozpływającym się,
ilekroć robił wszystko, żeby być bliżej nich.
Obudził się po drugiej nad ranem. Spocony, w rozchełstanej piżamie, ze sklejonymi,
podpuchniętymi oczami usiadł na skraju łóżka i zapalił papierosa. Znowu obserwował piękno
świateł zatopionego w mroku miasta. Tysiące, setki tysięcy ludzi spało w swych domach. We
wszystkich tych ukształtowanych mądrością pokoleń budynkach. Już wiedział, dlaczego chce
mu się płakać. Czuł, że brak mu poczucia przynależności do reszty ludzi, że odrzucono go
poza nawias z powodu choroby i tego, co przeżył, co oddzielało go nieprzeniknioną barierą
od spraw powszednich. Nawet teraz, sam, zamknięty w betonowych ścianach hotelowego
pokoju czuł prawie to samo, co tkwiąc w spaczonej psychice.
Nie chciał kończyć życia w bezosobowym miejscu, nie mając przy sobie człowieka,
któremu mógłby się zwierzyć albo uzyskać choć cień zrozumienia.
Zgasił papierosa w puszystym dywanie i powlókł się do łazienki. Mrużąc oczy w obronie
przed nagłym zalewem światła, zaczął przeszukiwać wszystkie szafki i skrytki. Powoli
dojrzewała w nim pewność, że zrobi wszystko, żeby zobaczyć Patty Neel. Przecież musiała
go pamiętać. Musiała... Mogła wciąż jeszcze czuć... Bzdury! Znajdzie Raya Dewhursta.
Znajdzie świat swojego dzieciństwa i królującego w nim Phila Hagena. Przez moment, przez
krótką chwilę był nawet w stanie wybaczyć człowiekowi, który skazał go na tę poniewierkę.
Człowiekowi, którego nazwiska nie znał - byłemu asystentowi profesora Fulbrighta. Ale była
to tylko krótka chwila.
Na szczęście dyrekcja hotelu potrafiła przewidzieć problemy swoich gości. A może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum