[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A rodzice Brice'a nie widzieli, co siÄ™ dzieje?
- spytała Karen, szukając winnych. - Nie mogli go
posłać do terapeuty?
- Oni dość p-pózno się pobrali. Ojciec B-Brice'a,
mój syn, prowadził interesy. Matka b-była ozdobą
s-salonów. Nie m-mieli czasu dla dziecka.
- Brice mówił mi, że wszystkie wakacje spędzał
u ciebie.
- R-robiłam, co mogłam. Ale to wciąż było za
m-mało.
Spoglądając w okno, Karen zamyśliła się. Brice
odniósł sukces na polu zawodowym. Był znanym
i cenionym lekarzem. Osiągnął więcej niż jego dawni
dręczyciele. Ale jego życie prywatne było... smutne,
puste.
- Mogłabym mu pomóc... - szepnęła Karen.
- To p-prawda - przyznała staruszka.
Karen utkwiła w niej oczy.
- On jednak nie chce mojej pomocy, a ja nie chcÄ™
cierpieć. Też zasÅ‚ugujÄ™ na odrobinÄ™ szczęścia. - Od­
wróciła spojrzenie. - Gdybyśmy spotkali się w innych
okolicznościach...
226 DRUGIE ROZDANIE
- G-gdybanie nie ma sensu.
- Wiem.
- Z-zaufaj mu, Karen.
- Chciałabym.
- Więc co s-stoi na przeszkodzie?
Karen westchnęła głęboko.
- A kto mi zagwarantuje, że mój widok nie będzie
mu ciągle przypominał o wypadku?
- N-niczemu nie byłaś w-winna - oznajmiła
z przekonaniem staruszka.
- Ale czy on w to wierzy?
- S-spytaj go.
- Nie mogÄ™.
- Dlaczego?
Przed oczami stanÄ…Å‚ jej obraz Brice'a taki ego, jakim
go zobaczyła po raz pierwszy, mężczyzny, którego
nienawistne spojrzenie prześladowało ją w trakcie
procesu. Wciąż pamiętała jego ostry, nieprzyjemny
głos, w którym pobrzmiewała nuta sarkazmu.
Nie, pomyślała Karen, nie mogę go spytać, czy
wierzy w moją niewinność.
- Bo może nie spodoba mi się to, co usłyszę
w odpowiedzi - szepnęła smętnie.
Tak, to była kwestia wiary, zaufania. Do tego się
wszystko sprowadzało. Zaufała Brice'owi. Wierzyła,
że ją wyleczy, że nie wyrządzi jej krzywdy. Wierzyła
też, że dzięki niemu może być szczęśliwa. Ale wybór
należał do niego.
Barbara Delinsky 227
Rozmowa z Roweną bardzo jej pomogła. Teraz,
gdy wiedziała, ile Brice wycierpiał w dzieciństwie,
łatwiej jej było zrozumieć, skąd biorą się niektóre jego
zachowania. A także docenić postępy, jakie poczynił
w stosunku do niej. Nie była już słaba i chora, a mimo
to nie odwrócił się od niej. Przeciwnie, chciał spędzać
z nią swój wolny czas. No i pragnął jej.
Co do tego nie miaÅ‚a żadnych wÄ…tpliwoÅ›ci. Wpraw­
dzie od kilku dni ani razu jej nie pocałował, ale marzył
o tym. Widziała to po jego spojrzeniu, po tym, jak
wodzi za nią głodnym wzrokiem. Ale kiedy podnosiła
oczy, udawał, że patrzy gdzie indziej. Doprowadzało
ją to do szału, bo sama też żyła w stanie ciągłego
zauroczenia.
Znała każdy szczegół jego twarzy. Przyglądała
mu siÄ™ jawnie i ukradkiem, kiedy szli chodnikiem,
kiedy czekali w kolejce do kasy, kiedy przebywali
razem w domu. Często wyobrażała go sobie nagiego.
ZaczÄ…Å‚ siÄ™ jej drugi tydzieÅ„ w domu Brice'a. Każ­
dego ranka jezdziła do Syracuse, na wykłady i do
biblioteki. Każdego popołudnia - nie licząc dni, kiedy
odwiedzała Rowenę - pilnie się uczyła. A wieczory
spędzała z nim.
ByÅ‚a zakochana. I chociaż czuÅ‚a strach przed nie­
odwzajemnionÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ…, coraz silniej pragnęła Bri­
ce'a. Nic więc dziwnego, że kiedy zaproponował, aby
w piątek zamówili do domu pizzę i wieczór spędzili
w ciemni, ogarnęły ją wątpliwości. Przebywanie z nim
w ciasnym, zamkniętym pomieszczeniu było ryzykow-
228 DRUGIE ROZDANIE
ne. Nie była pewna, czy zdoła się oprzeć pokusie. Ale
widząc, jak bardzo Brice'owi zależy, nie chciała i nie
potrafiła odmówić.
Ciemnia znajdowała się w piwnicy i na szczęście
okazała się znacznie większa, niż Karen sądziła. Poza
tym wcale nie było w niej aż tak ciemno. Z początku,
kiedy Brice wyjmował buteleczki, napełniał kuwety
i szykował klisze, paliły się zwykłe białe żarówki.
Pózniej, kiedy je zgasił, oczy Karen bez większego
trudu przywykły do przyćmionego czerwonawego
światła.
Brice należaÅ‚ do nauczycieli, którzy wolÄ… demonst­
rować, niż mówić. Wsunął negatyw do powiększalnika,
pokrÄ™tÅ‚em nastawiÅ‚ ostrość, uÅ‚ożyÅ‚ na podstawce pa­
pier fotograficzny i naświetlił kliszę. Wciąż milcząc,
przeniósł papier do wywoływacza i poruszył kuwetą.
Mimo że była to jej pierwsza wizyta w ciemni, Karen
wiedziała, co za chwilę nastąpi, toteż nie zdziwiła się
na widok twarzy wyÅ‚aniajÄ…cej siÄ™ na papierze. Zdu­
miało ją jednak piękno uchwycone na zdjęciu.
Wstrzymała oddech. Brice zanurzył papier [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum