[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Spodziewam się, że powiedział ci o swojej żonie?
- Swojej... żonie? - z trudem wyszeptała Leona.
- Tak, o swojej żonie! - odparł książę. - Ożenił się z
aktorką teatralną, która z nim nie mieszka, nosi jednakże jego
nazwisko.
Leona bała się, że zemdleje. Zacisnąwszy palce tak, że
paznokcie wbiły się w jej delikatne dłonie, zapytała ledwie
dosłyszalnym szeptem:
- Czy to prawda?
- Ależ naturalnie! - odrzekł książę. - Nie dziwię się wcale,
że Strathcairn nie oświecił cię w tej materii, jako że sprawa ta
stanowi niewątpliwą plamę na honorze jego rodziny.
Nie czekając na pozwolenie, Leona opadła na najbliżej
stojącą kanapę. Miała wrażenie, że sufit wali się jej na głowę i
za chwilę pochłonie ją ciemność. To nie mogła być prawda!
Książę kłamie. Z drugiej strony, lord Strathcairn nie
wspominał o małżeństwie. Powiedział, że ją kocha, wziął jej
serce w posiadanie, ale nie prosił o jej rękę. Teraz zrozumiała.
Rozumiała też, dlaczego twierdził, że musi dbać o jej
reputację. Istotnie, czyż nie zasługiwała na potępienie?
Przebywała sam na sam z żonatym mężczyzną, zakochała się
w nim, całowała, oddała mu swą duszę, podczas gdy on
należał do kogoś innego. Pod wpływem targających nią
silnych emocji Leona zbladła straszliwie. Książę potrząsnął
dzwonkiem. Gdy zjawił się majordomus polecił przynieść
brandy. Podano je w mgnieniu oka w karafce z rzniętego
kryształu, na srebrnej tacy, na której stały także kryształowe
kieliszki. Książę ruchem ręki rozkazał majordomowi oddalić
się, a sam, napełniwszy jeden kieliszek do połowy, podał go
Leonie.
- Nie, dziękuję - wyjąkała z trudem.
- Wypij to! - polecił. - Jesteś w szoku.
Brakło jej sił, aby się sprzeciwić, toteż posłusznie
wychyliła kieliszek do dna. Poczuła palenie w gardle i
wstrętny smak w ustach, ale wróciła jej jasność myślenia i
ustało drżenie ciała. Książę odstawił pusty kieliszek na tacę.
- A teraz, Leono, porozmawiajmy.
Nie chciała tego. Jedyne, czego pragnęła, to uciec do
swego pokoju i wypłakać w poduszkę żal i poczucie krzywdy.
Książę był jednak silniejszy. Musiała podnieść oczy i
spokojnie wysłuchać, co miał jej do powiedzenia.
- Zamierzałem z tym jeszcze poczekać - zaczaj. -
Pragnąłem, abyś zadomowiła się w zamku i przywykła do
naszego stylu życia.
- Wasza wysokość jest bardzo dla mnie łaskaw - zdołała
wyszeptać Leona.
Mówiła z trudem, czuła się tak, jakby przygniatał ją wielki
kamień.
- Sądziłem - ciągnął książę - że byłaś z nami szczęśliwa.
Wyglądasz teraz zupełnie inaczej niż w dniu swego przyjazdu.
- Wyraziłam waszej wysokości podziękowania... za
suknie - mamrotała Leona - i perłowy naszyjnik...
- To tylko mała cząstka tego, co chciałbym ci ofiarować -
powiedział książę - ponieważ jeszcze zanim zjawiłaś się tutaj,
uznałem, że jesteś najodpowiedniejszą kandydatką na moją
synową!
Leona nie wierzyła własnym uszom. Spojrzała pytająco.
- Zamierzam wydać cię za swego syna, markiza Ardn! -
powtórzył książę.
- Ale dlaczego wybrałeś, książę, właśnie mnie?
- Ponieważ darzyłem głębokim podziwem twoją matkę.
Pochodzisz z dobrego szkockiego rodu. Jesteś zdrowa i silna.
Wierzę, ze dasz memu synowi dziedzica i moja rodzina w
prostej linii nie wygaśnie.
Leona splotła ręce.
- Ależ ja nie znam markiza, wasza wysokość.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Zanim go poznasz,
chciałbym, abyś zrozumiała, co dokładnie oznaczać będzie dla
ciebie to małżeństwo. - Przerwał na moment po czym
kontynuował. - Będziesz mieszkała tutaj, ale jest także
siedziba w Londynie, dom w Edynburgu, wspanialszy niż
pałac Holyrood, oraz wiele zamków i włości w różnych
częściach Szkocji i na wyspach. Wyjedziesz za granicę,
Leono, poznasz świat. Nie sądzę, abyś kiedykolwiek w
przeszłości miała okazję podróżować. Zwiedzisz Francję i
Włochy, ujrzysz cuda Grecji. Jestem gotów wysłać cię w
każde miejsce, które zechcesz zobaczyć.
Oczy Leony zaokrągliły się ze zdumienia.
- Pański syn... Czy pytano go o zdanie w tej sprawie?
- Euan ożeni się z tobą, bo ja mu każę - oświadczył
książę. - Ale chcę być z tobą szczery, nie będziesz musiała
zbytnio przejmować się swoim mężem, gdy już urodzisz mu
następcę.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem... Słyszałam, że jest chory,
ale...
- Zawsze był słabowity - przerwał książę - woziłem go do
lekarzy na całym świecie. Doktorzy to głupcy! Jednakże, jako
mężczyzna, zdolny jest spłodzić dziecko. To tylko powinno
nas obchodzić!
Książę mówił niemal niegrzecznym tonem. Leona
powiedziała nieśmiało:
- Przykro mi, że jestem taka niemądra, ale nadal nie
rozumiem... Dlaczego markiz miałby zgodzić się na takie
dziwaczne i nienaturalne małżeństwo?
- Chcę, żebyś za niego wyszła, Leono - rzekł książę. -
Uosabiasz wszystko, co godne podziwu w kobiecie, wszystko,
co pragnąłbym widzieć w matce przyszłego księcia.
- To dla mnie zaszczyt, wasza wysokość. Książę jednak
rozumie, jak sądzę, że nie mogę poślubić mężczyzny, którego
nie kocham.
Przez skołataną głowę Leony przemknęła myśl, że nie
zakocha się już nigdy w życiu, nigdy zatem nie wyjdzie za
mąż.
- Romantyczne rojenia młodziutkiej dziewczyny -
stwierdził książę.
Uniósł się z fotela, stając ponownie przed kominkiem.
- Masz na tyle rozumu, aby zdawać sobie sprawę, że
małżeństwa w arystokratycznych rodach zawsze są
aranżowane. Nie jest to sprawa, o której decydują chorobliwe,
ckliwe uczucia pomiędzy dwojgiem ludzi, zbyt młodych, aby
wiedzieć, czego chcą naprawdę, lecz kwestia połączenia
majątków rodzin, w których żyłach płynie ta sama szlachetna
krew. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum