[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ostatniej Mszy móc pojechać do domu. Tak robili wszyscy klerycy. Proboszcz parafii był
bardzo miły, ale wyczuwałem w nim coś, co go gdzieś od wewnątrz gryzło. Zauważyłem, iż
zachowuje się nerwowo i dziwnie - jakby coś lub kogoś ukrywał. Moje przypuszczenia
zamieniły się w pewność, gdy przyszliśmy z  sumy na obiad. Proboszcz twierdził, że
mieszka zupełnie sam na plebanii. Mnie wpuszczał tylko do jednego pokoju - przy wejściu
więc nie mogłem tego sprawdzić, zresztą wcale mnie to nie obchodziło. Po co jednak składał
pierwszy taką deklarację skoro prawda musiała wyjść na jaw? Otóż, gdy przyszliśmy
z Kościoła okazało się, że obiad jest już ugotowany, a szklanki po porannej kawie gdzieś
zniknęły. Będąc kolejny raz w tej samej parafii znowu usłyszałem, już na wstępie, że
jesteśmy sami. Kiedy jednak przyszliśmy na obiad, a ten stał już przygotowany na stole - nie
wytrzymałem i wyraziłem naturalne w takiej sytuacji zdziwienie. Proboszcz poczerwieniał,
zjadł w milczeniu obiad, a pózniej powiedział wzruszony, że oddał Kościołowi wszystko -
całe swoje życie, ale -  trudno jest być człowiekowi samemu - spuentował. %7łałowałem, że ta
 niewidzialna ręka od razu się nie pokazała. Nie męczyłbym wówczas tego poczciwego
człowieka. Swoją drogą, biedna to była kobieta, która musiała ukrywać się przed całym
światem i biedny mężczyzna, który ją ukrywał. Pytam się - do jakiego wieku może jeszcze
bawić człowieka zabawa w chowanego?
Na piątym roku otrzymałem z rąk biskupa posługę akolitatu. To jedna z
najwspanialszych funkcji kapłańskich - rozdzielanie Ciała Chrystusa! Jakże byłem szczęśliwy
i wzruszony, gdy po raz pierwszy udzielałem Komunii swoim rodzicom!
Rozpocząłem również równolegle studia na Akademii Teologii Katolickiej w
Warszawie, korzystając z jej filii łódzkiej. Czas piątego roku wspominam jako doskonałą
harmonię pracy intelektualnej, pogłębiania duchowości oraz... ćwiczeniach ciała. Już w
liceum z pasją podnosiłem ciężary, a tu miałem pod bokiem nowy atlas.
Mieliśmy w tym czasie kilka  afer . Najbardziej przykrą była historia, która
wydarzyła się w Tomaszowie, a odbiła szerokim echem w całej diecezji. Tamtejszy proboszcz
- Ryszard Falski - napastował seksualnie młodego ministranta. Stary świntuch dość poważnie
nadwyrężył odbytnicę chłopca.
Podobne bolesne wydarzenia zdarzały się co jakiś czas, ale zawsze budziły w nas
niezrozumienie i trwogę. Fakty te skrzętnie tuszowano i ukrywano - załatwiając sprawę (jak
w przypadku tomaszowskim) większą sumą pieniędzy za milczenie. Kościół przez setki lat
opanował do perfekcji sztukę kamuflażu.
Dotarła do nas również wieść o powieszeniu się zakonnicy w Parafii p.w. Zw.
Franciszka w Aodzi. Według pózniejszych relacji jej spowiednika - siostra miała duży
temperatent seksualny, z którym nie mogła sobie poradzić. Ciągłe pokusy i grzeszne myśli
zamieniły jej życie w koszmar, pomieszały zmysły i pchnęły do samobójczej śmierci.
Druga afera rozegrała się w samym seminarium, a właściwie tam miała swój finał.
Otóż na jednym ze wschodnich przejść granicznych przechwycono kradziony samochód,
bardzo dobrej marki - przeprowadzany przez jednego z naszych braci kleryków. Zdarzenie to
doprowadziło do zdemaskowania grupy kilku alumnów naszej uczelni, którzy w sutannach
szmuglowali przez granicę kradzione samochody dla jednej z grup przestępczych. Mafiosów,
tworzących w seminarium jedną z zamkniętych  paczek , usunięto dyscyplinarnie. Sprawa
jak zwykle nie ujrzała światła dziennego -  dla dobra Kościoła .
Będąc w seminarium, ja i moi koledzy, doskonale wiedzieliśmy o tym, co się działo
w terenie. Słyszeliśmy i znaliśmy z naszych własnych, parafialnych podwórek, konkretne
przykłady łamania przez księży celibatu, a raczej czystości - na wszystkie możliwe sposoby -
życia w konkubinacie, rozbijania małżeństw, uwodzenia nieletnich (często są to uczniowie i
uczennice szkół średnich, a nawet podstawowych), związków i romansów z zakonnicami,
nakłaniania do współżycia kobiet i mężczyzn podczas spowiedzi (korzystając z jej tajemnicy)
itd.
Dla niektórych z nas takie i podobne przypadki były zdecydowanie gorszące; nieliczni
do końca, tzn. do momentu wyjścia z seminarium, szczerze w nie powątpiewali. Jestem
jednak przekonany, że wielu przyjmowało takie wieści z cichą nadzieją, w stylu - Jakoś to
będzie albo  na szczęście można będzie pokombinować, skoro innym się udaje .
Znamienne, a czasem zachęcające było to, iż hierarchowie Kościoła bardzo pobłażliwie
podchodzili do nadużyć kleru, związanych z pogwałceniem szóstego przykazania. Jeśli już
wyskok stał się głośny i doszedł, zwykle za sprawą  kolegi - księdza, do uszu biskupa - w
najgorszym wypadku delikwenta przenoszono na inną placówkę. W przypadku proboszczów,
nawet to nie zawsze wchodziło w grę. Kto nie wierzy może sprawdzić w Parafii M.B.
Królowej Polski w Tomaszowie, gdzie do dzisiaj urząd przewielebnego, czcigodnego
proboszcza sprawuje stary pedofil vel ks. prałat Ryszard Falski. Zaiste, tacy jak on nie łamią
żadnego ze ślubów (celibat = bezżenność, a nie czystość). Biskupi, wiedząc o rozmiarach
zjawiska zdają sobie sprawę, że jakiekolwiek reakcje z ich strony byłyby walką z wiatrakami i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum