[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ożenił się z dziewczyną  naszego pokroju", z  przyzwoitą" Włoszką.
Ale Rosemary i ja byliśmy w sobie nieprzytomnie zakochani. Czy
może być coś  przyzwoitszego"? - Uśmiechnął się. - Widziałaś, co się
działo. Jest niemal tak, jakbyś miała udział w naszej miłości.
Szaleństwem byłoby brnąć w to dalej. Zwiadomość, że zawsze
widział w niej cień Rosemary, straszliwie bolała. A mimo to jakże
słodko było z nim rozmawiać, czuć, że jest mu jakoś potrzebna. Nie
potrafiła z tego zrezygnować.
- Dlaczego tu teraz wróciłaś? - spytał nagłe.
- Ja... - wyjąkała zaskoczona - pracuję w sąsiedztwie. Nie
mogłam wyjechać i nie wpaść tutaj.
- Unikałaś nas przez osiem lat, a i teraz wpadasz jak po ogień.
Dlaczego? Co takiego zrobiliśmy, że poczułaś się urażona?
- Nic. Tylko po prostu nigdy nie miałam czasu. Moja praca.
- Praca, praca - rzucił lekceważąco. Zrozumiała, jak nieuczciwie
i głupio zabrzmiały jej wykręty.
- Powinnam już jechać.
- Jest za pózno, żeby ruszać w drogę.
- To tylko sto kilometrów.
- Na jedną noc na pewno możesz zostać. Nico jest przekonany,
że jutro tu będziesz.
45
RS
- Nie wzięłam niczego na noc, żadnych ubrań na zmianę,
kompletnie nic. Nie mogę... - Popatrzyła na nie pasującą sukienkę.
- To wszystko przeze mnie - powiedział. - Celia chciała, żebym
ci pożyczył coś z ubrań Rosemary. Ale nie byłem przygotowany na
taką sytuację. Zbaraniałem na twój widok, i w ogóle... Chodz.
W domu panowała cisza. Weszli po schodach i ruszyli
korytarzem do pokoju, który kiedyś, jak pamiętała, zajmowali jego
rodzice. Stało tam to samo ogromne łoże z drewnianym
politurowanym zagłówkiem i dwie przepastne szafy po obu stronach
drzwi balkonowych. Franco otworzył jedną z nich. Wisiały w niej
ubrania przykryte celofanem. Szuflady wypełniała bielizna Rosemary,
jej apaszki i rękawiczki.
- Większość ubrań oddałem dobroczynności, ale niektóre
przechowuję. Może powinienem przekazać i te. Wiem, powinienem,
ale jakoś nie umiem. Wez sobie stąd coś do spania.
Odwrócił się gwałtownie i zostawił ją samą. Wszystkie nocne
koszule Rosemary były delikatne, piękne i głęboko wycięte.
Przeglądając je, Joanne czuła instynktownie, jakie było małżeństwo
jej kuzynki. Kobieta, która kupowała sobie te uwodzicielskie szmatki,
musiała wiedzieć, że mąż uwielbia jej ciało i chciała sprawić mu sobą
przyjemność. Tak samo ona, Joanne, chciałaby tego, gdyby...
Odpędziła od siebie tę myśl. Rosemary umarła, ale wciąż czuło się
tutaj jej obecność, a Franco należał do niej tak jak zawsze.
46
RS
Myśli pochłonęły ją do tego stopnia, że nie usłyszała jego
wejścia. Zorientowała się, że na nią patrzy, dopiero wtedy gdy
podszedł blisko.
- Przestraszyłeś mnie - powiedziała bez tchu.
- Przepraszam. Wybrałaś już coś? Zwietnie. Wez też to. - Sięgnął
do szafy i wyjął bryczesy i żakiet. - Chciałbym, żebyś została jutro na
cały dzień. Wezmiemy konie, pokażę ci, jak tu teraz jest.
- Powinnam jechać - powiedziała targana sprzecznymi
uczuciami: ochotą i poczuciem zagrożenia. - Miałam wrócić dziś
wieczorem.
- To zadzwonisz do tych swoich chlebodawców i powiesz, że
zostajesz na kilka dni.
Spojrzała na niego bezradnie.
- Proszę cię, Joanne - powtórzył łagodniej. - Nie byłem dziś w
najlepszej formie. Zaskoczyłaś mnie, zachowywałem się mało
gościnnie. Chcę to ci wynagrodzić. Nico tak się cieszy, że jesteś...
Zostanę przez wzgląd na Nica, postanowiła. Dobrze było mieć
taki rozgrzeszający ze wszystkiego pretekst.
- Zgoda - powiedziała powoli. - Zostaję.
- Dziękuję ci z całego serca. Chodz, zaprowadzę cię do twojego
pokoju. Dobranoc, Joanne - powiedział pod drzwiami. - Do jutra.
Przy łóżku stał aparat telefoniczny. Zatelefonowała do Marii,
powiedziała, że nie wróci na noc, a potem rozebrała się i włożyła
prześliczną nocną koszulę. Podeszła do dużego lustra i odniosła
wrażenie, że patrzy na nią Rosemary. Jak mogła przeoczyć fakt, że z
47
RS
biegiem lat stała się do niej tak podobna? Nie powinna była tu
powracać. To miejsce było zbyt piękne i poruszające. Lepiej było w
ogóle nie spotykać się z Frankiem, niż widzieć go takiego jak teraz.
To przynosiło jedynie ból, nic więcej. Wiedziała, że ma to coś
wspólnego z tym cierpiętnikiem, którego dzisiaj spotkała. Tylko co?
Tego nie była pewna. Wiedziała również, że gdyby była mądra,
wyjechałaby stąd jak najszybciej. Ale nie była mądra.
Franco położył się pózno. Chodził po domu, zatrzymywał się
pod drzwiami pokoiku syna i skrzypiał nimi, otwierając je, by
posłuchać jego oddechu. Podszedł też do innych drzwi i zanim spod
nich odszedł, stał długi czas w ciemności i ciszy. Kiedy wreszcie się
położył, nie mógł zasnąć. W jego myślach panował chaos. Przez
głowę przepływały obrazy. Nawiedzała go szczególnie jedna twarz.
Próbował uwolnić się od niej, ale na darmo.
W końcu wstał z jękiem, wciągnął dżinsy i zszedł boso na
podwórze. Była pełnia. Księżycowe światło padało prosto na wysokie
okno gościnnego pokoju. Było otwarte i wydawało mu się, że widzi w
nim kobiecą sylwetkę w długiej białej nocnej koszuli. Zaraz jednak
uświadomił sobie, że to tylko wiatr wydyma leciutkie firanki.
Patrzył w okno przez długi czas, ale nic się nie poruszyło.
Podszedł wreszcie do fontanny, usiadł na ocembrowaniu, zanurzył
ręce w zimnej wodzie i przemył nią twarz. Drżał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum