[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ma takie wspomnienia, może śmiało iść przez życie, niezależnie od tego, co ono
przyniesie. - Gdy milczał zatopiony we własnych myślach, spytała:
- Nigdy nie oglądasz tych zdjęć?
- Nie.
- Może powinieneś sobie przypomnieć...
- A jeśli nie chcę pamiętać?
- Cóż, nie mam prawa dawać ci żadnych rad. Uśmiechnął się lekko.
- Masz czy nie masz prawa, czy kiedykolwiek powstrzyma to kobietę? A
mówiąc poważnie, już należysz do naszego życia, więc po prostu daj mi tę radę.
- 80 -
S
R
- Oboje kochaliście Carol i oboje za nią tęsknicie. Róbcie to razem.
Rozmawiajcie o niej, wspominajcie najszczęśliwsze chwile, przypominajcie
sobie, jaka była wspaniała.
- Wspaniała...
- A nie była? Przecież dlatego tak rozpaczasz po jej śmierci. Jeśli
podzielisz się swoim bólem z Lizą, będzie wam obojgu łatwiej. Jesteś jedyną
osobą, która może pomóc jej jakoś się z tym uporać.
- Wiem - powiedział ciężko. - I na tym polega cały problem. Nawet nie
wiesz, o co prosisz. Gdybym mógł z kimkolwiek o tym rozmawiać, byłabyś to
ty. Podobnie jak Liza, szukam w tobie oparcia, bo taka właśnie jesteś. Ale nawet
z tobą... - Zacisnął mocno dłoń na jej dłoni.
- Już dobrze, Matteo. Wszystko będzie dobrze.
Nie była pewna czy ją słyszał. Po chwili podniósł wzrok i to, co
dostrzegła w jego oczach, zszokowało ją. Wiedziała, że powinna natychmiast
cofnąć rękę, ale trwała jak zahipnotyzowana. Matteo dotknął palcami jej twarzy,
przejechał nimi po policzku, aż do ust. Choć dotyk był delikatny jak muśnięcie
motyla, podziałał na nią niczym narkotyk.
- Holly - szepnął. - Holly...
Już kiedyś słyszała równie pieszczotliwy ton. Nie przyniosło jej to nic
dobrego. Teraz inny mężczyzna zastawił na nią pułapkę, a ona prawie dała się w
nią złapać. Pokonała jakoś zauroczenie Brunonem, ale gdyby zakochała się w
sędzim Falluccim, mogłaby tego nie przeżyć.
- Wracamy - powiedziała twardo.
- Holly...? - Był kompletnie zaskoczony.
- Powiedziałam, wracamy.
Kiedy znalezli się w domu, ruszyła w stronę schodów, rzucając przez
ramię:
- Dobranoc, Matteo.
- 81 -
S
R
- Holly, poczekaj. - Złapał ją za rękę. - Dlaczego ode mnie uciekasz? Nie
chciałem cię urazić. Miałem wrażenie, że się rozumiemy, po czym nagle
uciekasz, zamykasz się przede mną. Co się stało?
- Twoja gra wymknęła się spod kontroli, czyż nie?
- O czym ty mówisz?
- A o tym, że z takim zapałem zajmujesz się moimi problemami. Nie
pamiętasz już, co mówiłeś? Słyszałam, jak po przyjęciu rozmawiałeś z signorą
Lionello. Powiedziałeś jej wtedy, że potrafisz zająć się problemami związanymi
z moją osobą. I właśnie to robisz.
Zaklął pod nosem.
- Zapomnij o tym. To nic nie znaczyło.
- Owszem, znaczyło, i oboje wiemy, co. Próbujesz przywiązać mnie do
siebie tylko dlatego, że to dla ciebie wygodne. Kiedy Liza nie będzie już mnie
potrzebowała, usłyszę addio! Przypominasz mi w tym Brunona, choć jemu
chodziło o pieniądze.
- Nie porównuj mnie do niego.
- Dlaczego nie? Prowadzisz taką samą cyniczną grę.
- Grę? Myślisz, że ja gram?
W jednej chwili znalazł się przy niej. Poczuła na ustach dotyk jego ust.
Zdało jej się, że traci grunt. Choć ze wszystkich sił starała się zapanować nad
uczuciami, nie była w stanie im się przeciwstawić. Jego pocałunek zupełnie ją
obezwładnił.
- Przestań - zdołała wyszeptać.
- Nie, Holly - powiedział twardo. - Nie, dopóki mi nie uwierzysz.
Miałaby mu uwierzyć? W tym, co robił, nie było żadnego sensu, żadnej
logiki. Było tu tylko uczucie tak silne, że wstrząsnęło całym jej jestestwem, a
także złość na to, jak z nią postępował. Najbardziej jednak drażniło ją, że Matteo
rozbudził w niej pożądanie. Jakby ciało zdradziło ją, garnąc się do niego i
pragnąc zatracić się w jego uścisku.
- 82 -
S
R
- Puść mnie - wydyszała. - Ostrzegam, potrafię być niebezpieczna.
Opuścił ręce tak niespodziewanie, że aż oparła się o ścianę.
- To prawda. Nie powinienem o tym zapominać.
Ruszyła przed siebie, nie patrząc, dokąd idzie, i znalazła się w ogrodzie.
Odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić. Ileż razy po rozstaniu z Brunonem
obiecywała sobie, że to się więcej nie zdarzy! Obawiała się tego od chwili, w
której poznała Mattea. Jednak wszelkie ostrzeżenia na nic się zdały.
- Uciekaj stąd! Uciekaj od niego jak najdalej! - mówiła do siebie,
wiedziała jednak, że jeszcze jakiś czas temu mogłaby wyjechać, ale teraz było
za pózno.
Pogrążona w myślach spacerowała po ogrodzie prawie godzinę, aż
wreszcie znalazła się przy pomniku Carol. Czyżby podświadomie spodziewała
się zastać tu Mattea? Siedział na brzegu fontanny, zanurzając w niej dłonie i
chłodząc wodą twarz. Zdjął marynarkę, a pod mokrą koszulą rysowały się
mięśnie.
Nie chciała na niego patrzeć. Jej pożądanie wcale nie wygasło, nie mogła
jednak pozwolić, by nią kierowało.
Kiedy się zbliżyła, podniósł na nią wzrok.
- Przepraszam. Nie chciałem, żeby tak się stało.
- Ja też nie.
- Masz sporo racji. Zacząłem tak, jak powiedziałaś. Potrzebowałem cię,
ale potem wszystko się zmieniło. - Kiedy milczała uparcie, dodał prawie ze
złością: - Wiesz, że się zmieniło.
- Wiem tylko jedno. Nie chcę znalezć się w ramionach mężczyzny, który
marzy o innej.
- Co?
- Wciąż ją kochasz. Wcale mnie nie chcesz, tylko pożądasz, i pewnie w
duchu się tego wstydzisz. To dlatego tu przychodzisz. Błagasz zmarłą żonę o
wybaczenie, że mnie dotknąłeś.
- 83 -
S
R
Patrzył na nią w milczeniu i choć nie widziała dobrze jego twarzy,
wiedziała, że jej słowa nim wstrząsnęły. Nagle zsunął się z brzegu fontanny i
usiadł na ziemi. Ku bezbrzeżnemu zdumieniu Holly zaczął chichotać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum