[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pójdę się odświeżyć.
- Moim zdaniem wyglądasz wspaniale, ale doskonale cię rozumiem.
Lepiej, żeby obcy nie widzieli, że spędziłaś noc z mężczyzną.
- Przecież się nie kochaliśmy.
- Mów za siebie!
Zbił Ellie z tropu. Nie potrafiła odgadnąć, co miał na myśli. Czyżby
wyznawał jej miłość? Przecież w nią nie wierzył. Może jednak zmienił zdanie?
Ojciec też na wiele lat zamknął swoje serce, a jednak w końcu je otworzył, choć
zwątpiła, czy to w ogóle możliwe. Czyżby w duszy Sandora zaszła podobna
przemiana? Raczej nie, bo gdyby nastąpiła, wyraziłby swe uczucia w bardziej
bezpośredni sposób. Nie poprzestałby na niejasnych aluzjach, nie kazałby jej
łamać sobie głowy. Nie doszła do żadnych konstruktywnych wniosków, ale w
obecnym stanie wolała nie zadawać pytań. Posłała Sandorowi pytające
- 93 -
S
R
spojrzenie, lecz on zamiast odpowiedzieć, pochylił głowę. Przyciągnął ją do sie-
bie, przytrzymał jej ręce na biodrach i pocałował, najpierw delikatnie,
zapraszająco, potem śmielej, wreszcie wsunął jej język między wargi. Ellie
przemknęło przez głowę, że powinna zaprotestować, ale nie starczyło jej siły
woli. Zmiękła w jego ramionach, żarliwie oddawała pocałunek, chłonęła jego
słodycz, aż brakło jej tchu.
Nagle Sandor odchylił głowę i wstał.
- Ubierz się, Ellie mou. Wrócimy do tego kiedy indziej - zapowiedział,
jakby przerywał najzwyklejszą towarzyską pogawędkę. - Ja zajrzę do twojego
taty.
Ellie nie od razu ochłonęła. Na miękkich nogach wyszła do łazienki,
uczesać się i umyć. Zaskoczył ją widok własnej wypoczętej i odprężonej twarzy
w lusterku nad umywalką.
Po cichu przyznała Sandorowi rację. Dobrze zrobił, że kazał zdjąć jej
ubranie. Przynajmniej go nie wygniotła.
Jazda z miejskiego lotniska do domu Helen Taylor trwała niecałą godzinę.
W samochodzie panowała cisza, lecz napięcie wisiało w powietrzu. Gdy
kierowca zatrzymał auto pod skromnym domkiem w wiejskim stylu, położyła
ojcu rękę na ramieniu i spytała o samopoczucie. Widząc niepewną minę córki,
George Wentworth posłał jej pocieszający uśmiech i zapewnił, że wszystko
będzie dobrze. Miłe słowa, którym towarzyszyło ciepłe, pełne miłości i troski
spojrzenie, na jakie bezskutecznie czekała od lat, rozgrzały jej serce, ale nie roz-
proszyły wątpliwości, czy ich wizyta nie przyniesie wszystkim więcej szkody
niż pożytku. Wyraziła głośno tylko część z nich:
- Nie chciałabym skrzywdzić Amber.
- Ja też nie. Zrobimy wszystko, by oszczędzić jej i Helen przykrości -
zapewnił George.
Ellie nie wątpiła w jego dobrą wolę, lecz nie wierzyła, że ktokolwiek
wyjdzie z konfrontacji bez szwanku. Wbrew własnym uczuciom skinęła jednak
- 94 -
S
R
głową, jakby ją przekonał. George wysiadł jako pierwszy, następnie Sandor, na
końcu Ellie. Sandor podał jej rękę, objął w talii i podprowadził do furtki. Mimo
wysokich temperatur, panujących w Kalifornii, Ellie drżała, jakby wyszła na
mróz. Przylgnęła do Sandora bez najmniejszych oporów, czego nie zrobiłaby
jeszcze miesiąc wcześniej.
George Wentworth zadzwonił do drzwi. Czekali niecałą minutę.
Otworzyła im drobna, niewysoka blondynka o kręconych, krótko ostrzyżonych
włosach. Ellie od razu rozpoznała Helen Taylor. Wyglądała dokładnie tak samo,
jak na dostarczonych przez Hawka zdjęciach sprzed lat. Robiła wrażenie kruchej
i delikatnej, niemal jak wróżka z bajki. Na widok George'a Wentwortha
otworzyła szeroko piwne oczy, jakby go rozpoznała. Pózniej przeniosła wzrok
na Ellie, następnie na Sandora i wreszcie znów na Ellie. Gdy Ellie wyobraziła
sobie, co czuje, ogarnęło ją współczucie.
- Jesteś bardzo podobna... identyczna, jak moja córeczka - wykrztusiła
Helen przez ściśnięte gardło.
Poruszyła jeszcze ustami, ale nie zdołała dodać nic więcej. Oczy zaszły jej
łzami, nogi odmówiły posłuszeństwa. Tylko szybka interwencja George'a
uratowała ją przed upadkiem. Złapał ją w mgnieniu oka, a ponieważ nie ważyła
więcej niż dziecko, bez trudu wniósł do środka. Sandor wprowadził Ellie, która
niemal zawisła na nim całym ciężarem ciała, po czym kopnięciem zamknął za
sobą drzwi. Ojciec Ellie bezbłędnie odnalazł drogę do salonu. Ułożył Helen na
sofie w absolutnej ciszy, przerywanej tylko cichym łkaniem gospodyni. Nie
odrywała od niego zdumionego spojrzenia, jakby nie wierzyła własnym oczom.
George ukląkł obok niej, ujął jej dłoń i zapewnił, że wszystko będzie dobrze.
Helen pokręciła głową. Po jej policzkach strumieniami spływały łzy.
- Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie, lecz po cichu liczyłam, że
samolubny występek ujdzie mi na sucho. Popełniłam przestępstwo. Teraz
nadeszła pora, żeby za nie zapłacić.
- 95 -
S
R
- Bez obawy. Proszę mi wytłumaczyć, dlaczego zabrała mi pani dziecko -
poprosił George nadspodziewanie łagodnym tonem.
Ellie nie przypuszczała, że stać go na tyle taktu i cierpliwości nawet po
pozytywnej przemianie, spowodowanej chorobą. Helen milczała. Najwyrazniej
walczyła ze sobą o zachowanie równowagi. Zanim zdążyła zebrać myśli, młody
głos zawołał od progu:
- Mamusiu, co się dzieje?
Ellie zastygła w bezruchu. Następnie oswobodziła się z objęć Sandora,
żeby spojrzeć na nowo przybyłą, której głos do złudzenia przypominał jej
własny. Zamrugała powiekami, żeby powstrzymać łzy.
Amber wytrzeszczyła oczy, jakby ujrzała ducha.
- Kim jesteś? - wykrztusiła, gdy wreszcie odzyskała mowę.
- Twoją siostrą - odpowiedziała Helen nieco drżącym głosem, zanim Ellie
zdążyła otworzyć usta.
Amber zmarszczyła brwi, pokręciła głową. Następnie przeniosła wzrok z
Ellie na matkę.
- Niemożliwe! Nie urodziłaś blizniaków. Sprawdziłam. Czasami
odnosiłam wrażenie, że czegoś mi brakuje, dlatego przejrzałam wszystkie
rodzinne dokumenty. Nie znalazłam drugiej metryki. Byłam jedynym dzieckiem
Helen i Leonarda Taylorów.
Mimo że Amber przemawiała spokojnie, Ellie przeczuwała, że aż drży z
emocji. Sama osiągnęła mistrzostwo w zachowywaniu kamiennej twarzy w
najtrudniejszych sytuacjach. Sandor chyba pomyślał to samo, bo podszedł do
Amber, wyciągnął do niej rękę i poprosił, żeby usiadła. Lecz Amber nie
skorzystała z zaproszenia. Odstąpiła krok do tyłu.
- Kim pan jest?
- Sandor Christofides. Narzeczony pani siostry.
- Ten armator?
- Czytuje pani prasę ekonomiczną?
- 96 -
S
R
- Czasami, podczas oczekiwania na sesje zdjęciowe.
Mimo że Amber robiła wrażenie opanowanej, Ellie wyobrażała sobie, co
czuje. Martwiła się o matkę, a równocześnie rozsadzała ją złość na intruzów,
którzy przybyli, by zburzyć rodzinny spokój. George puścił rękę Helen Taylor,
wstał i przedstawił się.
Helen wytarła załzawione oczy, osuszyła rękę o spodnie.
- Chodz do mnie, dziecko - poprosiła. - Muszę ci coś wyjaśnić.
Amber powoli podeszła do matki, nie odrywając wzroku od George'a.
Patrzyła na niego jak bezbronne zwierzątko na gotowego do ataku węża. George
usiadł w stojącym obok sofy fotelu, tak jak u siebie w domu. Ellie pomyślała ze
wzruszeniem, że stanowią jedną rodzinę, nawet jeśli jeszcze nie dotarło to do
świadomości wszystkich obecnych. Helen pociągnęła za rękę Amber, która
zajęła miejsce obok niej na sofie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Start
- 1028. Gordon Lucy MaĹĹźeĹstwo po wĹosku KarnawaĹ w Wenecji
- 0993. Gordon Lucy Lato w Rzymie
- Montgomery Lucy Maud Wymarzony Dom Ani 5
- 1098.Gordon Lucy Spotkanie na plaĹźy
- Gordon Lucy ZdÄ ĹźyÄ do Palermo
- Clark Lucy Ponowne spotkanie
- Montgomery Lucy Maud Okruchy ĹwiatĹa
- 467Gordon_Lucy_ _Nie_gas_slonca
- Gordon lucy Zdobycz szejka
- Anderson & Dickson Hokas Pokas
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- helpmilo.pev.pl