[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wiatrów i okolicy.
 Czy to nie piękne?  spytała Ewa po chwili, wskazując na małą zatokę, kąpiącą się w
ostatnich blaskach zachodzącego słońca, które przebiwszy się przez szczelinę w skale, zatopiły w
niej swe strzały.  Gdybym nic ponadto nie zobaczyła, już by mi wystarczyło, żeby z uczuciem
rozkoszy i zadowolenia wrócić do domu.
 Gra świateł i cieni na tych brzegach jest cudowna  zgodziła się Ania.  Mój pokoik do
szycia ma okna wychodzące na przystań i ja tam najczęściej siedzę i napawam się wspaniałym
widokiem. Barwy i światłocienie ani przez minutę nie są jednakowe.
 I nigdy nie czuje pani smutku  spytała nagle Ewa  jak pani jest na przykład sama?
 Nie, nie zdaje mi się, bym się kiedy czuła osamotniona  odparła Ania.  Nawet gdy
jestem sama, mam koło siebie prawdziwie miłą kompanię: moje marzenia, rojenia, sny. Lubię
czasami być sama, aby przemyśleć rozmaite rzeczy i rozkoszować się nimi. Ale również cenię
przyjazń i miłe, kochane chwile w towarzystwie ludzi. Ach, czy pani nie mogłaby przychodzić do
mnie często? Niech pani przyjdzie. Jestem pewna, że mnie pani będzie lubić  dodała śmiejąc
się  jak mnie pani bliżej pozna.
 Ciekawam, czyby mnie pani polubiła  z powagą powiedziała Ewa. Nie szukała w tej
chwili komplementów. Patrzyła na fale, na których zaczęły się skrzyć ich grzbiety osrebrzone
światłem księżyca, i oczy jej spochmurniały.
 Jestem pewna, że tak się stanie  rzekła Ania.  Niech mnie pani nie uważa za jakieś
bezmyślne, rozbawione stworzenie dlatego, że tańczyłam na brzegu podczas zachodu słońca. Z
pewnością z czasem spoważnieję. Widzi pani, ja od niedawna dopiero jestem mężatką. Czuję się
jak dziewczyna, a czasem nawet jak dziecko.
 A ja już jestem od dwunastu lat zamężna  oświadczyła Ewa.
Druga zupełnie niewiarogodna wiadomość!
 Boże, przecież pani nie może mieć tylu lat co ja!  zawołała Ania.  Pani chyba jako
dziecko wyszła za mąż?
 Miałam szesnaście lat  rzekła Ewa wstając i zabierając leżący obok berecik i palto. 
Teraz mam dwadzieścia osiem. Tak& Muszę już wracać do domu.
 I ja również. Gilbert prawdopodobnie już jest w domu. Ale taka jestem rada, że
spotkałyśmy się dziś wieczorem tu, na brzegu.
Ewa nic na to nie odrzekła i Ania czuła się trochę dotknięta. Ona szczerze zaofiarowała swoją
przyjazń, która jednak nie bardzo łaskawie była przyjęta, o ile w ogóle nie została odrzucona. W
milczeniu weszły na skałę i szły przez pastwiska, których białawe, puszyste trawy rozciągały się
w świetle księżyca jak jakiś olbrzymi, aksamitny kobierzec. Skoro doszły do drogi nad brzegiem,
Ewa zatrzymała się.
 Muszę iść w tę stronę, pani Blythe, pani przyjdzie kiedy do nas, żeby mnie odwiedzić,
prawda?
Ani zdawało się, że to zaproszenie nie było szczere: miała wrażenie, że pani Moore tylko
niechętnie je wymówiła.
 Przyjdę, o ile pani doprawdy tego sobie życzy  odrzekła zimno.
 Ależ koniecznie.  zawołała Ewa gorąco, jakby po zwalczeniu jakiejś niewidzialnej
zapory.
 W takim razie przyjdę. Dobranoc& Ewo!
 Dobranoc, pani Blythe!
Ania wróciła do domu i opowiedziała całą przygodę Gilbertowi.
 Ach, w takim razie pani Ryszardowa Moore nie należy do ludzi, którzy znają Józefa 
śmiejąc się, zauważył Gilbert.
 Niezupełnie, ale mam wrażenie, że kiedyś należała do ich grona, tylko pózniej ją stamtąd
wyrzucono albo sama od nich odeszła  myślała głośno Ania.  Ona jest zupełnie inna niż
wszystkie kobiety z okolicy. Nie można z nią rozmawiać o jajkach i o maśle. I pomyśl, że ja ją
uważałam za drugą panią Małgorzatę Linde! Czyś ty kiedy widział Ryszarda Moore?
 Nie. Widziałem, że na polach, koło folwarku, pracowało wiele ludzi, ale nie wiem, który z
nich był Ryszardem Moore.
 Ani razu o nim nie wspomniała, czuję na pewno, że nie jest szczęśliwa.
 Z tego, co mówisz, wnioskuję, że wyszła za mąż, nim doszła do wieku, w którym mogłaby
coś pewnego orzec o swoim sercu i umyśle, a potem już za pózno dowiedziała się, że popełniła
omyłkę. Te tragedie, niestety, dość często się zdarzają, Aniu. Panią Moore widocznie nastroiły te
przejścia bardzo gorzko i zniechęciły do ludzi.
 Nie sądzmy jej, póki nie dowiemy się czegoś pewnego  prosiła Ania.  Nie myślę, aby
jej sprawa tak się przedstawiała. Zrozumiesz jej urok, jak ją zobaczysz, Gilbercie, to jest coś
zupełnie odmiennego od jej piękności. Czuję, że to bogata natura, gdzie prawdziwy przyjaciel
może wejść jak do królestwa; z jakichś powodów jednak zamyka się przed ludzmi i zachowuje
dla siebie tylko swe zalety, nie pozwalając im rozwinąć się ani zakwitnąć. Otóż to właśnie! Cały
czas, odkąd się z nią poznałam, starałam się stworzyć sobie obraz jej charakteru, aż teraz
wreszcie udało mi się to, przypuszczam, dokładnie. Zapytam o nią pannę Kornelię.
XI. HISTORIA EWY MOORE
Tak, tak, ósme dziecko przyszło na świat dwa tygodnie temu  powiedziała panna Kornelia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum