[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nią. Ale i ona musiała to do pewnego stopnia obśmiać. Piętro był drażliwy na tym punkcie.
- Jest pięknie - oznajmiła nagle. - Kiedy ten wieczór się zaczął, nie przypuszczałam, że tak się
zakończy. %7łycie powinno być pełne niespodzianek.
W tej samej chwili do ich stolika podszedł kelner.
- Tutaj są same niespodzianki - stwierdziła Ruth, studiując kartę deserów.
- Najlepsze są lody. Moi przyjaciele robią je sami.
- Wybierz dla mnie.
Piętro zamówił lody czekoladowe posypane orzechami i butelkę szampana.
- Czy my coś świętujemy? - zapytała.
- Chyba powinniśmy - odrzekł enigmatycznie.
- Masz rację. Potem wymyślimy jakiś powód. Stuknęli się kieliszkami.
- Mam wrażenie, jakby karnawał już się zaczął - westchnęła radośnie. - Czas, kiedy ludzie zapominają
o rozsądku i oddają się szaleństwom. No i dobrze. - Uniosła kieliszek. - Skruchę okażemy w poście.
- Jakoś nie wyobrażam sobie ciebie skruszonej. Kiedy się na coś decydujesz, to na sto procent, z
wszelkimi konsekwencjami.
Jakieś echo przebiegło jej przez głowę. Gdzieś całkiem niedawno słyszała te słowa. Potem o nich
zapomniała.
- Chyba tak - przyznała. - Trzeba łapać chwilę, bo nigdy nic nie wiadomo, prawda? A to może być
najbardziej bolesna rzecz na świecie: nie wiedzieć. To może być najgorsza rzecz, jaka ci się zdarzy, iść
przez życie, zadając sobie pytanie...
Skupiona na swoich słowach nie zauważyła wpatrzonych w nią ciemnych oczu Pietra, dopóki nie
powiedział:
- Obiecuję ci, że tak się nie stanie. Zciągnę go tutaj i każę mu ci pomóc.
- A, Gino. - Na moment o nim zapomniała.
- To nie o nim mówiłaś?
- Nie on jeden jest na tym świecie - wykręciła się od odpowiedzi. - Są inne rzeczy, nad którymi warto
się zastanowić, i których szkoda byłoby nie poznać.
- Myślisz o czymś w szczególności? Zadumała się na chwilę.
- Bo ja wiem. - Promienny uśmiech rozświetlił jej oczy. - Zostało jeszcze trochę szampana?
ROZDZIAA DZIESITY
Po wyjściu z restauracji Piętro spytał:
- Wiesz, gdzie jesteśmy?
- Nie mam pojęcia. Czuję się zupełnie zagubiona. Ale wracajmy do domu na piechotę - powiedziała.
- To blisko, parę zakrętów i będziemy na miejscu. Ruth dojrzała nad dachami most Rialto.
- Och! - Miała ochotę na długi spacer.
- Przejdziemy most i jesteśmy w domu.
Po dwóch stronach mostu znajdowały się sklepy, w ciągu dnia panował tam nieustający ruch. Teraz
sklepy zostały już zamknięte, a we wnękach tuliły się pary. Niektórzy pozdrawiali ich cicho, bo
wszyscy znali Pietra.
- Wstydzcie się - powiedział do nich. - Karnawał jeszcze się nie zaczął.
- Ale my się do niego przygotowujemy - odpowiadali. - Chcemy być gotowi... Honor Wenecji...
Ruth objęła Pietra za szyję.
- No to ja też oddam honor Wenecji - rzekła, przyciągając jego wargi do swoich. Teraz ona wzięła
sprawy w swoje ręce, bo zbyt długo już na to czekała. Jak długo? Chyba całe życie. To dziwne, jak
wszystkie te zdumiewające pytania znajdują odpowiedzi, gdy jest się z właściwym mężczyzną.
Stojąc w samym sercu Wenecji, miała poczucie, że znalazła się też we właściwym miejscu. Zawsze
dążyła do tego mostu i tego mężczyzny. A jej prawdziwy cel jest tam, gdziekolwiek ta droga ją
zaprowadzi.
%7ładne z nich nie wiedziało, kto zrobił pierwszy ruch, ale w następnej chwili weszli wolnym krokiem
w małą uliczkę, gdzie Piętro ujrzał ją po raz pierwszy. Niemal bezszelestnie dostali się do rezydencji.
Toni podniósł na nich wzrok, a potem dalej spał. Nikt ich nie widział, kiedy znów się objęli.
- Ruth, nie wiem...
- Nieważne - szepnęła. - Przestań myśleć.
Delikatnie dotknęła jego twarzy, patrząc na niego pełnymi miłości oczami. Zastanawiała się, czy on
czuje to samo, ale w tej chwili wystarczyło jej, że ją obejmował i całował. Nigdy wcześniej czegoś
takiego nie przeżyła. Była o tym przekonana, niezależnie od dziur w pamięci. Instynkt, silniejszy niż
rozum, silniejszy niż pamięć, wziął ją w posiadanie. Mówił jej, że ten mężczyzna jest wyjątkowy, że
coś takiego zdarza się raz w życiu, że albo ona otworzy się na tę miłość, albo spędzi resztę życia bez
miłości.
- Opiekuję się tobą. Jak możesz być bezpieczna, jeśli...
- Kto mówi, że chcę być bezpieczna? Ty tego chcesz? Wydał jakiś nieartykułowany dzwięk. Próbował
coś jej
przekazać, ale cokolwiek to było, przemówiły jego ręce.
- Czy to nie jest lepsze niż bezpieczeństwo? - szepnęła.
- Jest.
Gdyby chciała uciec, nie mogłaby tego zrobić. Jego ręce krepowały ją niczym łańcuchy, stały się
zaborcze. Pozbawił ją płaszcza i rzucił go na bok, a potem odnalazł jej biodra i pieścił gładką skórę.
Stali przy drzwiach jej sypialni, więc Ruth nacisnęła klamkę. Jeden krok i znalezli się w środku.
Ruth najpierw usiadła, a potem położyła się na łóżku. Piętro przytulił twarz do jej piersi. Był
wstrząśnięty. To nie było tylko pożądanie, nie tylko uczucie, ale jakaś mistyczna kombinacja tych
dwóch, warta każdego poświęcenia. Gdyby miał taką władzę, sprawiłby, żeby to trwało wiecznie.
Ale świat nie dał o sobie zapomnieć. Istniał gdzieś na skraju jego świadomości, przypominając mu te
chwile, gdy Ruth zarzuciła mu ręce na szyję i szeptała mu do ucha: Te voja ben.
To niechciane wspomnienie go zdenerwowało. Wtedy, owej pierwszej nocy, Ruth zdawała się
półprzytomna i chyba brała go za Gina. Zaraz potem się ocknęła i zachowywała się, jakby nigdy nic.
Przysiągł sobie, że nigdy jej o tym nie powie, ale teraz...
- O co chodzi? - spytała zaniepokojona.
- Jak możesz pytać? Chyba oszalałem... Wstał pełen odrazy do samego siebie.
- Jak możesz mówić, że to szalone, skoro tego pragniesz? - spytała Ruth. - Oboje tego pragniemy.
- Czy tylko to się liczy? To, czego pragniemy w tym momencie? A potem? Potem będziemy żałować?
- %7łałowałbyś? - spytała cicho. Piętro znów nad sobą panował.
- %7łałowałbym wszystkiego, czym mógłbym cię zranić.
- Ja się tym nie przejmuję.
- A ja muszę się przejmować. Nie jesteś w najlepszym stanie, i to cię tutaj sprowadziło. Zwróciłaś się
do mnie o pomoc, a ja...
- Nie jestem niepełnosprawna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum