[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czy Jake Gyllenhaal,
- Nie zapominaj o Lorenie Blake u, Blizniaczko  dodała Erin.
- Ależ bynajmniej  zapewniła ją Shaunee.
- To po prostu super, że chłopak Zoey został wampirem. Prawdziwym, znczy  podniecał się Jack.
Damien nabrał tchu, by coś powiedzieć, ale nagle zamknął usta i zrobił niewyrazną minę.
- Co?  zapytałam.
- Nic, ja tylko& no& - plątał się.
- Jezu, no co? Gadaj!  zażądałam.
Wzdrygnął się przestraszony moim tonem, przez co poczułam się jak idiotka. Opowiedział jednak:
- Ja za bardzo się nie znam, ale kiedy adept ukończy Przemianę, zwykle opuszcza Dom Nocy i rozpoczyna życie
dorosłego wampira
- Odejdzie ze szkoły  zapytał Jack.
- Czeka cię związek na odległość, Zo  rzuciła szybko Erin.
- jasne. Cos wykombinujecie. Spoko wodza  dodała Shaunee.
Spojrzałam na Blizniaczki, następnie na Damiena i Jacka, a na końcu na Afrodytę.
- Zimna dupa  stwierdziła.  Przynajmniej dla ciebie.  Uniosła brwi i wzruszyła ramionami.  Cieszę się, że mnie rzucił.
Dumnie odrzuciwszy włosy do tyłu, ruszyła w kierunku wyłożonego w sąsiedniej sali jedzenia.
- Jeśli nie możemy jej nazwać  wiedzmą z piekła rodem , to może chociaż  pinką ?  zaproponowała Shaunee.
- Wolałabym  wredną pindą , Blizniaczko  wtrąciła Erin.
- Myli się!  rzucił zawzięcie Damien.  Erik wciąż jest twoim chłopakiem, nawet jeśli wyjedzie, żeby wypełnić
wampirskie misje.
Wszyscy gapili się na mnie, więc spróbowałam się uśmiechnąć.
- Tak wiem. Wszystko w porządku. Po prostu za dużo wrażeń naraz. Chodzmy cos zjeść.  Nie czekając, aż znów zaczną
mnie pocieszać, ruszyłam w kierunku stołów, a oni podreptali za mną jak stado kaczuszek.
Miałam wrażenie, że jedzenie i pózniej sprzątanie trwa w nieskończoność, ale gdy spojrzałam na zegarek, okazało się,
że Synowie i Córy Ciemności najedli się bardzo szybko i nie ociągali się odejściem. Wszyscy z podnieceniem rozprawiali o Eriku,
a ja kiwałam głowa i cos tam odmrukiwałam, starając się nie okazać otępienia i przygnębienia. Podejrzewam, że nie bardzo mi
wychodziło, dlatego wszyscy tak szybko się zmywali.
W końcu spostrzegłam, że zostali tylko Jack, Damien i Blizniaczki, którzy po cichu wyrzucali resztki i pakowali śmieci do
worków.
- Hej, ja to zrobię  zaprotestowałam.
- Już kończymy, Zo  odparł Damien.  Musimy jeszcze sprzątnąć rzeczy ze stolika Nyks.
- Zostawcie to mnie  mruknęłam, starając się (oczywiście bezskutecznie, wnioskując z ich min), by wypadło to
nonszalancko.
- Zo, wszystko&
Uniosłam rękę, by uciszyć Damiena.
- Jestem zmęczona. Ta historia z Erikiem trochę mnie wystraszyła. Szczerze mówiąc, musze chwile pobyć sama.  Nie
chciałam, żeby to zabrzmiało tak wrednie, ale przybliżałam się okresu wytrzymałości, jeśli chodzi o przylepiony do ust uśmiech i
udawanie, że nie trzęsę się cała w środku. Zdecydowanie wolałam, by moi przyjaciele myśleli, że mam zespół napięcia
przedmiesiączkowego, niż że jestem na skraju wytrzymałości nerwowej. Osoby szkolone na starsze kapłanki nie sypią się z
przerażenia. Radzą sobie. A ja naprawdę, naprawdę nie chciałam zdradzić, że mnie to nie dotyczy, - Proszę, dajcie mi czas.
Dobra?
- Nie ma sprawy  odparły jednogłośnie Blizniaczki.  Nara, Zo.
- Donra. No& to do zobaczenia  dodał Damien.
- Narka, Zo  uzupełnił Jack.
Zaczekałam, aż zamkną za sobą drzwi, po czym powoli przeszłam do przyległego pomieszczenia będącego salą do
tańców i jogi. W kącie leżała sterta materacy. Klapnęłam na nie i drżącymi rekami wyjęłam z kieszeni sukni telefon.
wszystko gra?
Wstukałam krótką wiadomość i wysłałam na numer komórki, którą dałam Stevie Rae. Miałam wrażenie, że minęła
wieczność, nim przyszła odpowiedz.
gra
czekaj  napisałam
streszczaj się  odpisała
ok.
Zamknęłam komórkę, oparłam się o ścianę i czując się jak ktoś, komu zwalił się na barki cały świat, rozryczałam się
histerycznie.
Ryczałam, trzęsłam się i ryczałam dalej, mocno przyciskając kolana do piersi i kołysząc się w przód i w tył. Wiedziałam
co jest ze mną nie tak, i byłam zdziwiona, że nikt, żaden z moich przyjaciół nie domyślił się tego.
Kiedy myślałam, że Erik umiera, ponownie, przeżyłam sytuację sprzed miesiąca, kiedy to Stevie Rae skonała w moich
ramionach. Wszystko wróciło: widok krwi, rozpacz i koszmar tamtej chwili. Byłam tym zupełnie oszołomiona, bo sądziłam, że
już sobie z tym poradziłam, zwłaszcza że Stevie w rzeczywistości nie była martwa.
Ale tylko się oszukiwałam
Ryczałam tak strasznie, że nie zauważyła, jego obecności, póki nie dotknął mojego ramienia. Podniosłam wzrok,
ocierając łzy i starając się wymyślić jakiś pocieszający banał dla osoby, która po mnie wróciła.
- Czułem, że mnie potrzebujesz.
Rozpoznałam Lorena i ze szlochem rzuciłam mu się ramiona. Usiadł obok, sadzając mnie sobie na kolanach. Przytulił
mnie mocno, mamrocząc słodkie słowa  że wszystko będzie dobrze, że już nigdy nie pozwoli mi odejść. Gdy w końcu trochę
się uspokoiłam, podał mi jedną ze swoich staromodnych chusteczek z materiału.
- Dzięki  mruknęłam, po czym wydmuchałam noc i otarłam twarz. Starałam się nie patrzeć na siebie w lustrach
zawieszonych na przeciwległej ścianie, ale nie zdołałam uniknąć widoku napuchniętych oczu i czerwonego nosa.  Super.
Wyglądam jak pół dupy zza krzaka.
Zaśmiał się i obrócił mnie przodem do siebie, po czym łagodnie pogładził moje włosy.
- Raczej jak bogini przygnieciona smutkiem i troskami.
Poczułam, jak gdzieś w piersi wzbiera mi histeryczny chichot.
- Nie sądzę, żeby boginie potrafiły się osmarkać.
Uśmiechnął się.
- Nie byłbym tego taki pewien.  Zaraz spoważniał.  Kiedy Erik przechodził Przemianę, myślałam, że umiera, prawda?
Skinęłam głową, bojąc się, że jeśli się odezwę, znów zacznę ryczeć.
Loren zacisnął zęby.
- Wielokrotnie powtarzałem Afrodycie  rzekł po chwili  że wszyscy adepci, nie tylko piąto  i szóstoformatowcy,
powinni wiedzieć, jak wygląda ostatnie stadium Przemiany, żeby nie przeżywali szoku, gdy to nastąpi.
- Czy to boli tak bardzo, jak się wydaje?
- Boli, ale to przyjemny ból, o ile rozumiesz, co mam na myśli. Porównaj to do zmęczenia mięsni po pracy. Bolą, lecz nie
ma w tym nic złego.
- Wyglądało o wiele gorzej niż zmęczenie mięśni.
- Nie jest takie złe. Więcej w tym strachu niż prawdziwego bólu. Natłok bodzców i wyostrzona wrażliwość.  Pogłaskał
mnie po policzku, lekko przesuwając palcem wzdłuż linii znaku.  sama kiedyś to przeżyjesz
- Mam nadzieję.
Przez chwile oboje milczeliśmy. Loren nadal mnie głaskał, podążając za znakiem w dół szyi. Rozluzniłam się pod jego
dotykiem, a jednocześnie przechodziły mnie ciarki.
- Ale coś jeszcze cię martwi, prawda?  zapytał łagodnie. Jego głos był głęboki, melodyjny i hipnotyzująco piękny.  Nie
chodzi wyłącznie o to, że Przemiana Erika przypomniała ci o śmierci przyjaciółki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum