[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dopilnuje, żeby znalazła dobrych rodziców. Na tym jego
odpowiedzialność się kończy.
Jenny w milczeniu wróciła do przygotowania kolacji. Już aż nazbyt jasno
wyraziła swoje zdanie. Co zresztą i tak nie miało znaczenia. Jared nie zmieni
planów ani zwyczajów dla przyjemności kobiety, którą ujrzał na oczy
dwadzieścia cztery godziny temu.
Jared kołysał dziecko na rękach, zerkając na sztywno wyprostowane plecy
kobiety, która ledwo wkroczyła w jego życie, a już nie daje mu spokoju. Nie do
wiary, że dopiero co ją poznał, a wciąż wokół niej krąży myślami.
Kiedy kolacja była gotowa, Jenny ponownie włożyła małą do fotelika i
postawiła na stole, żeby towarzyszyła im podczas posiłku.
Jej milczenie niepokojąco się przedłużało. Początkowo Jared nie miał nic
przeciwko temu. Był głodny, a befsztyki okazały się nad wyraz smaczne. Jak
Jenny je przyrządza, że są takie soczyste?
Może tak mu smakują tylko dlatego, że to jego pierwsza kolacja od
bardzo dawna na ojczystej ziemi?
Kiedy był w połowie drugiej porcji, cisza przy stole zaczęła mu ciążyć.
Nawet nie przypuszczał, że Jenny potrafi tak długo milczeć. Miał ją za osobę
otwartą, przyjacielską i rozmowną.
- Bardzo dobra kolacja - pochwalił z nadzieją, że da to początek
towarzyskiej konwersacji.
Podziękowała skinieniem głowy, nawet na niego nie patrząc. Jared poczuł
rosnącą irytację. Czy Jenny zachowuje się tak dlatego, że on nie chce zatrzymać
Jamie?
- Jeśli masz zamiar dąsać się cały wieczór, to może lepiej rób to w swoim
pokoju - powiedział zaczepnie.
Jenny podniosła na niego pałający gniewem wzrok, jej oczy ciskały
błyskawice, a głos drżał z tłumionej pasji.
- Wcale się nie dąsam! Staram się pamiętać, że jesteś moim pracodawcą i
nie przekraczać wyznaczonych granic!
- Jakich granic?
Niemal się roześmiał, zachwycony, że sprowokował ją do gwałtownej
reakcji. Była jeszcze ładniejsza, kiedy się złościła. Miała chłodną urodę
niedostępnej księżniczki i wewnętrzny żar, zdolny rozpalić każdego mężczyznę.
Do diaska, znów pozwolił myślom zboczyć na niebezpieczne tory!
Zobaczył, że Jenny wzięła głęboki oddech i szykuje się do dłuższej
przemowy. Ciekawe, co znów ma do powiedzenia?
- Jeśli nic nie zmienisz w swoim życiu, skończysz jak pani Giraux. Tylko
w przeciwieństwie do niej, nie będziesz miał nawet pięknych wspomnień na
pociechę. Co zrobisz, gdy się zestarzejesz i nie będziesz już mógł pracować? Z
kim będziesz spędzał czas, śmiał się, rozmawiał? Jezdził na wakacje? Zostaniesz
sam jak palec.
- Nie wydaje ci się, że mam jeszcze trochę czasu, żeby o tym pomyśleć?
Jenny perorowała dalej, jakby nie słysząc.
- Nie chcesz się żenić, dobrze, poniekąd to rozumiem. Musiałbyś spotkać
kogoś, kto podobnie jak ty lubi żyć na walizkach, żeby taki związek w ogóle
miał szansę. Dlaczego odwracasz się od dziecka bliskiego ci człowieka, które
mogłoby stać się częścią twojej rodziny, dać ci opiekę i podporę na starość? Kto
się tobą zaopiekuje?
- Mam siostrę, jej dzieci - odparł niedbale, z przyjemnością patrząc, jak
Jenny coraz bardziej rozgrzewa się swoimi słowami.
Policzki jej płonęły, niebieskie oczy lśniły, pierś wznosiła się i opadała w
przyspieszonym rytmie. Nachodziła go coraz większa ochota, by ją pocałować.
- Pani Giraux też ma bratanków, a nie widziała ich od lat. Może ty
będziesz mieć więcej szczęścia...
- Masz wątpliwości, tak? A może nawet nadzieję, że to szczęście mnie
ominie? - droczył się z nią.
Jenny już chciała się odciąć, kiedy dostrzegła w jego oczach iskierki
wesołości. Zaniemówiła z oburzenia, spojrzała na niego przeciągle i spytała,
cedząc słowa:
- Słuchasz mnie czy robisz sobie żarty?
- Słucham cię i podziwiam. -I coraz bardziej cię pragnę, dodał w myślach.
- Co to znaczy?
- Do twarzy ci z tym gniewem.
Oniemiała, patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. Potem wolno wstała
od stołu i zaczęła zbierać naczynia.
- Widzę, że nie mamy o czym mówić - powiedziała. Odwróciła się do
zlewu i znieruchomiała ze zdziwienia,
kiedy Jared chwycił ją powyżej łokcia.
- Nie uciekaj.
- Nigdzie nie uciekam. Zabieram się za zmywanie.
- Czy to znaczy, że nasza dyskusja skończona? - spytał, delikatnie
pocierając kciukiem jej ramię.
Było tak gładkie, jak przypuszczał. Mógłby przysiąc, że każdy cal jej
skóry jest równie aksamitny w dotyku, ale dałby wiele, żeby się o tym niezbicie
przekonać.
- Ty rób, co chcesz - odparła Jenny. - Ja już swoje powiedziałam.
Czyżby mu się zdawało, że jej głos dziwnie się zmienił? Odchrząknęła
nerwowo i odwróciła wzrok. Była wyraznie speszona. Chyba się nie mylił, że to
magnetyczne przyciąganie nie było jednostronne. Jak by zareagowała, gdyby
wystąpił ze śmiałą propozycją?
- No nie wiem, czy mogę robić, co chcę. Cały dzień marzę, żeby cię
pocałować, a jeszcze tego nie zrobiłem.
ROZDZIAA 6
Serce zaczęło tłuc się w piersi jak szalone. Jenny poczuła, że brak jej tchu,
każdy nerw miała napięty jak struna. Chyba się nie przesłyszała?
Oblizała nerwowo wargi, zaciskając ręce na trzymanych talerzach. Kiedy
odważyła się spojrzeć mu w oczy, zobaczyła czające się w nich pożądanie. Nie
musiała się martwić, że zrobi z siebie idiotkę. Jared pragnął ją pocałować równie
mocno, jak ona tęskniła do tego pocałunku.
- Gnębi mnie pytanie, czy mam nie oglądać się na nic i wziąć sobie ten
pocałunek, czy poczekać i zobaczyć, co ty na to? - Puścił jej ramię i wstał,
balansując chwiejnie na jednej nodze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum