[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie móc dotrzeć do hotelu.
- Będzie dobrze, jeżeli zdołasz dotrzeć tam dzisiaj!
- To jest bardzo dobry samochód. Może nie tak szy
kowny, jak auto twojego Ruperta, ale na taką pogodę ide
alny. Nie martw się, Cassie. Dowiozę cię na miejsce. Kiedy
rodzice spodziewają się ciebie?
- Nie wcześniej niż jutro. Nie wiedziałam, co będzie
się dzisiaj działo, pomyślałam więc, że po prostu zrobię im
niespodziankę.
- To bardzo dobrze. Nie będą się niepokoić, gdybyśmy
się trochę spóznili.
- Ale boję się trochę - przyznała, kiedy musieli zwolnić,
żeby przebić się przez zaspę. - Pogoda jest okropna.
" - Nieco inna niż na pustyni, zapewniam cię. - Nick
uśmiechnął się do niej szeroko. - Ale ja jestem doskonałym
kierowcą, zatem nie trać wiary, Cassie.
Cassie nie dała się zwieść dziarskim słowom Nicka. Wi
działa, w jakim skupieniu wpatrywał się w drogę przed sa
mochodem. I chociaż musiała przyznać, że był naprawdę
dobrym kierowcą, ucieszyła się, kiedy minęli Reading i ruch
na drodze nieco zmalał. A gdy jeszcze zdało się, że śnieżyca
troszkę zelżała, odetchnęła z ulgą.
- Teraz powinno być lepiej. - Nick spojrzał na nią ką
tem oka.
- Naprawdę nie musisz się spieszyć - powiedziała, prze
straszona.
KOPCIUSZEK NA GWIAZDK 201
- Nie zamierzam przekroczyć dozwolonej prędkości -
odparł. - Ale przynajmniej nie musimy już tak się wlec.
Nie uspokoiło jej to. Tym bardziej że już po chwili sa
mochodem zarzuciło gwałtownie i kierowca z największym
trudem zdołał utrzymać go na jezdni. Widząc przerażoną
twarz pasażerki, zwolnił, zjechał na prawy pas i trzymał
się go cierpliwie.
- Niedługo zjedziemy z autostrady? - spytała Cassie
z nadzieją. - Straszny ze mnie tchórz, przepraszam. Ale ja
nienawidzę autostrad.
- Mają swoje zalety, ale dzisiaj rzeczywiście trudno się
ich doszukać. Przykro mi, Cassie, ale uważam, że dzisiaj
powinniśmy trzymać się M4 jak najdłużej. Zjedziemy przed
Severn Bridge, pojedziemy kawałek na północ M5 i dopiero
tam pożegnamy się z autostradą.
Dla Cassie trwało to całe wieki, ale kiedy znalezli się
wreszcie na zwykłej szosie, przekonała się, że wpadli z de
szczu pod rynnę. Ruch był tam jeszcze większy, niż na au
tostradzie, ale droga była mocno zasypana śniegiem. Nick
musiał się naprawdę napracować, żeby auto nie zsunęło się
do rowu.
- Wszystko w porządku? - spytał w pewnym momen
cie.
- Tak - skłamała.
Niedługo pózniej skręcili w wiejską drogę. Jeszcze bar
dziej zasypaną śniegiem, jeszcze bardziej śliską. Ale za to
mniej zatłoczoną. Znieżyca natomiast jeszcze się nasiliła. I,
jakby jeszcze tego było mało, niespodziewanie wjechali
w gęstą mgłę. Nick zaklął pod nosem. Odruchowo pochylił
się do przodu, żeby lepiej widzieć, i zwolnił.
- Okropnie, prawda? - mruknęła Cassie.
- No, nie jest najlepiej. W moich dotychczasowych po-
202 CATHERINE GEORGE
dróżach największym zagrożeniem były wielbłądy, nie
śnieg.
Od czasu do czasu mijały ich światła pełznących z prze
ciwka samochodów. Ale przeważnie jechali w ciemno
ściach. Tak gęstych, że trudno było stwierdzić na pewno,
że wciąż jechali po szosie.
W pewnym momencie kaprys wiatru rozgonił na chwilę
gęstą zasłonę mgły. W światłach samochodu zobaczyli przy
drożną reklamę pokojów gościnnych na wiejskiej farmie.
- Tak - powiedział Nick i ostrożnie skręcił w stronę
bramy. - Muszę odpocząć, Cassie. Pieką mnie oczy.
- Wcale mnie to nie dziwi - powiedziała ze współczu
ciem. - Powinnam była zabrać termos. Marzę o gorącym
napoju.
Nick wpatrywał się w napis.
- Lepiej byłoby, gdybyśmy zatrzymali się w jakimś mo
telu przy autostradzie. Ale skoro już tu stanęliśmy, przeko
najmy się, co nam zaoferują. Do Chastlecombe jeszcze ka
wał drogi.
- Doskonały pomysł - zawołała radośnie. Nick ostroż
nie wjechał na wąską, zasypaną głębokim śniegiem dróżkę.
- Może tymczasem pogoda się poprawi - powiedział z na
dzieją.
Nie jechali długo, gdy zobaczyli wielki wiejski dom,
a przed nim kilka samochodów całkiem zasypanych śnie
giem. Wszystkie okna budynku były ciemne. Cassie poczuła,
że rozpacz ścisnęła jej serce. Ale kiedy Nick zastukał do
drzwi, odpowiedziało mu szczekanie psów. A w słabej po
świacie, w otwartych drzwiach pojawił się wysoki mężczy
zna. Po krótkiej rozmowie Nick wrócił do auta i otwarł
drzwi.
- Mamy szczęście - powiedział z tryumfem. - Chodz.
KOPCIUSZEK NA GWIAZDK 203
- Zamknął samochód i gestem zaprosił Cassie do wejścia.
Uśmiechnięty szeroko mężczyzna poprowadził ich w głąb
korytarza, oświetlonego jedynie małą lampką naftową. Aż
doszli do dużego pokoju, gdzie więcej światła dawało kilka
świec i wielki ogień na kominku.
- Jestem Ted Bennett - przedstawił się.
- Nazywam się Seymour. - Nick uścisnął wyciągniętą
dłoń. - Nick. A to jest Cassie.
- Wyglądasz na strasznie zmarzniętą, moja droga -
przerwał mu farmer. - Pogoda znowu spłatała nam figla
i pozbawiła nas elektryczności. Ale mamy tu wspaniały
ogień. Usiądz bliżej, ogrzej się, a ja zabiorę wasze ubrania
do suszenia. Moja żona jest w kuchni. Poproszę, żeby na
początek podała herbatę. A potem pomyślimy o czymś do
jedzenia.
- Cóż za cudowny człowiek - powiedziała Cassie, kiedy
wyszedł. - Nie liczyłam na posiłek.
Nick przeciągnął się i zbliżył dłonie do ognia.
- Skoro już o jedzeniu mowa, to jestem głodny jak wilk.
Nie wiem jak ty, ale ja zjadłbym konia z kopytami.
Cassie ściągnęła beret, rozgarnęła włosy.
- Z kopyt zrezygnuję, ale do jedzenia konia przyłączę
się z ochotą.
Usiedli na kanapie, blisko ognia.
- Nie muszę ci chyba mówić, Cassie, że nasza podróż
była trochę ryzykowna. Cieszę się, że dojechaliśmy tutaj,
zanim coś się stało.
- Może pogoda się poprawi?
- Gorsza już być nie może!
Drzwi otworzyły się i weszła kilkunastoletnia dziewczy
na w dżinsach i wyciągniętym swetrze. Rude włosy miała
związane w długi koński ogon. Przyniosła wielką, wyłado-
204 CATHERINE GEORGE
waną tacę, jakby to było piórko i ustawiła na stoliku przed
Cassie.
- Cześć, jestem Tansy - powiedziała z uśmiechem. -
Na razie przyniosłam trochę ciasteczek. Zanim mama zrobi
kolację. Okropna dziś pogoda. Mieliście dużo szczęścia, że
dojechaliście aż tutaj. Tata powiedział, że przyjechaliście
z Londynu.
- To prawda. Ostatnie kilometry były naprawdę przera
żające - Cassie uśmiechnęła się do dziewczynki. - Tutaj
jest wspaniale. Podziękuj mamie bardzo gorąco.
- Mam nadzieję, że nie sprawiamy jej zbyt wiele kłopotu
- dodał Nick.
- Ależ skąd! - Tansy pokręciła głową. - Mama zaraz
tu do was przyjdzie.
Cassie gotowa była dać głowę, że Nick był zaskoczo
ny tak samo jak ona, kiedy mama okazała się być szczu
płą, drobną brunetką w obcisłych dżinsach i wełnianej ka
mizelce.
- Hej, jestem Grace Bennett. Przepraszam, że nie wy
szłam was przywitać. Widzę, że jesteście ofiarami zamieci.
Co za szczęście, że na nas trafiliście.
- Ogromne szczęście - zawołał Nick, z zapałem potrzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum