[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nikogo to nie zdziwiło. Sabina tyle dziś wygadywała na Sorhołm i jego
mieszkańców, że musiała się czuć zażenowana.
- Gdzie dziadek? - spytał Johan. - On też musi jeść.
- Chyba pani Sabina nie czuje się najlepiej - wytłumaczyła mu Birgit - i
dziadek się nią opiekuje.
- Na pewno boli ją brzuch - orzekł Johan - bo zjadła za dużo suszonych
śliwek.
Hannah i Birgit wymieniły spojrzenia i uśmiechnęły się. Wszyscy wiedzieli,
że Sabina uwielbiała suszone owoce i że stale coś podjadała.
- Byłoby dobrze, gdyby udało nam się porozmawiać spokojnie o tym
wydarzeniu - stwierdziła Birgit. - Gdyby powiedziała nam coś więcej, może
wpadlibyśmy na jakiś trop.
- Chyba jej to w niczym nie pomoże - odparła Hannah, upewniając się, że
Johan zajęty jest jedzeniem i nie słucha. - Wkrótce wyjeżdża, a czy się
dowiemy, kto zostawił otwartą furtkę, czy nie, jej zamiarów to nie zmieni.
- Masz rację, ale... - Birgit dłubała widelcem w jedzeniu. - Ja chciałabym
wiedzieć, kto za tym stoi.
- Ale z tym też nie ma pośpiechu, prawda? - Hannah pomyślała, że może
Knut by im pomógł, jak wróci.
- Masz rację. Jednak zupełnie mi się to nie podoba. Zupełnie.
- Co ci się nie podoba? - zaciekawił się Johan.
- %7łe jedzenie stygnie, zanim je zjem - odparła szybko Birgit, nabierając
mięsa na widelec. - Dziś to ja mówię więcej niż ty!
Przez chwilę jedli w milczeniu, po czym Birgit odłożyła serwetkę i
oznajmiła, że wybiera się do wschodniego skrzydła.
- Muszę spróbować porozmawiać. yle jest zasypiać, pozostając w
niezgodzie.
Hannah uważała, że ciotka wykazuje ogromną cierpliwość i wyrozumiałość,
skoro jeszcze dziś chce rozmawiać z Sabiną. Ale zgadzała się, że to dobry
pomysł. Poza tym Birgit nie miała sobie nic do zarzucenia.
- Jutro pojedziesz ze mną na przejażdżkę konną. Chcesz? - spytała Johana,
mierzwiąc mu włosy.
- Tak! A na dużym koniu? - spytał rozjaśniony chłopiec. Uwielbiał konie.
- Najpierw na małym, a potem na dużym - odparła Hannah z uśmiechem. -
Przecież muszę sprawdzić, jak trzymasz się w siodle, zanim pozwolę ci się
przesiąść na dużego konia.
- Dobrze, ale na małym krótko...
- Umowa stoi. Krótko na małym, dłużej na dużym!
- Umowa! - odparł Johan, uśmiechając się szeroko i zeskakując z krzesła.
Posiłek się skończył i wszyscy troje opuścili jadalnię. Birgit skierowała się
do wschodniego skrzydła, Johan z nianią do sypialni, a Hannah postanowiła
pójść na przechadzkę. Wieczór był jeszcze jasny i ciepły, a ona lubiła
obserwować kaczki na jeziorze. Mogła iść spać nieco pózniej. Po przechadzce
łatwiej zaśnie...
Rozdział dziewiąty
Hannah spacerowała po trawniku schodzącym aż nad brzeg stawu.
Powierzchnię wody marszczył lekki wiatr. Może udałoby jej się kiedyś
stworzyć przybranie stołu przypominające pofalowaną powierzchnię wody? W
centralnej części stołu mogłaby położyć lustro i może pokąpać je woskiem, by
przypominał drobne fale.
Rozmyślania tak ją zaprzątnęły, że nie zwróciła uwagi na parę kaczek, które
wypłynęły na środek stawu, ani na parę łabędzi, które wyciągnąwszy szyje,
przepływały po przeciwnej stronie. Tak dawno nie przystrajała odświętnego
stołu! Gdy wrócą z Kopenhagi, namówi ciotkę, by wydała przyjęcie.
Przy północnym brzegu stawu Hannah przystanęła i spojrzała na wodę przez
niemal zamknięte powieki. Gdy tak mrużyła oczy, widziała kolory ukrywające
się w wieczornej poświacie. Kiedy patrzyła normalnie, krajobraz był płaski, a
światło zwyczajne. A gdy patrzyła przez zmrużone powieki, widziała kolor
pomarańczowy i liliowy, co sprawiało, że nastrój się zmieniał. Uwielbiała tak
się bawić, odkrywać kolory i nieostre obrazy. Długo tak stała, podziwiając
barwy wieczoru.
Wreszcie odwróciła się i skierowała na tyły głównego budynku. Ogród leżał
w półcieniu, a staw z kaczkami błyskał pomiędzy bukami. Drobnymi krokami,
nie spiesząc się, okrążała staw. Zauważyła dwie kaczki w gniezdzie. Trawa
była tam krótko przystrzyżona, a na klombie rozpościerały swe gałązki krzaki
róż. Już niedługo miały zakwitnąć. Wiedziała, że stanowiły dumę ogrodnika.
W okresie kwitnienia cały ogród spowijał wspaniały zapach, stąd też
pochodziły kwiaty przystrajające stół.
Hannah szła ścieżką wzdłuż wschodniego brzegu stawu, a po jakimś czasie
ponownie skręciła w stronę dworu. Zcieżka prowadziła tuż przy lesie, lecz w
pewnym miejscu się rozwidlała. Jedna odnoga prowadziła w prawo, do domu
zarządcy i do stajni. Gdy Hannah zbliżyła się do rozstajów, usłyszała głosy.
Dwóch mężczyzn starało się rozmawiać jak najciszej, ale chyba tylko kobiety
potrafią naprawdę szeptać... Wyraznie bowiem słyszała, co mówili. Wydawało
się, że są całkiem niedaleko. Odgradzały ich krzewy ozdobne, więc nie mogła
ich zobaczyć, lecz zwolniła i nadstawiła uszu. Czyżby wspominali coś o psach?
Jej myśli powędrowały ku Sabinie i temu okropnemu wydarzeniu z
pieskami. Ten, kto za tym stał, na pewno odczuwał dziś wyrzuty sumienia.
Przecież to tchórzostwo mścić się na niewinnych stworzeniach, jeśli ma się
pretensje do ich właścicielki!
- To miało być dla niej nauczką - mówił ktoś niskim głosem, wyraznie
zdenerwowany. - Sama prosiła się o kłopoty. Ale ty nie postąpiłeś szczególnie
rozsądnie...
Hannah zatrzymała się.
- Nie dbam o to. - Głos, który odpowiedział, był wyższy i z pewnością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum