[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cieniu, te dwa przypomniane obrazy ostro i wyraznie stanęły przed jego oczami. Twarz Człowieka-
Boga w górze była twarzą Schroedera! A mężczyzną przy mercedesie mógł być wyłącznie Willy
Koenig! Właśnie te dwa obrazy! I jeszcze jeden: płonąca kostka brązowego papieru, pulsująca
energią i oślepiające, białe, wrzące światło!
Palce Schroedera zacisnęły się wokół jego nadgarstka.
- Richardzie!
- Już dobrze. Przebudziłeś coś we mnie - tylko tyle. Coś przerażającego, coś, o czym już
zapomniałem.
- Co takiego? - Uścisk Schroedera nie rozluznił się. - Co to było?
- Wspomnienie. Przypomniałem sobie sen, powracający sen, a przynajmniej jego część. Sen
o tobie i Willym Koenigu.
Zaciekawienie Schroedera było niemal namacalne. Spytał:
- Tak? A kiedy to było? Czy wtedy, gdy miałeś tutaj przyjechać?
Garrison potrząsnął głową.
- Nie, na długo przedtem. Miałem sen, powtarzający się przez trzy tygodnie, powracający
koszmar, przychodzący wciąż i wciąż. Ostrzeżenie. Byłeś w nim ty i Willy Koenig... i bomba.
- Bomba? - wyszeptał Schroeder.
Garrison potwierdził.
- Ostatni raz miałem ten sen na dzień przed wydarzeniami w hotelu  Europa .
- W hotelu... - powtórzył Niemiec i westchnął.
Po raz pierwszy Garrison był zadowolony ze swej ślepoty, a przynajmniej z tego, że nie
musi patrzeć komuś w twarz. I tak wiedział, co wyrażała. Zdziwienie zmieniające się w... W co?
Nieufność, nadzieję... czy triumf?
- Hipnotyzer? Mówisz poważnie? - Garrison nie nauczył się jeszcze, że nie warto
protestować. Jeśli Schroeder mówi, że coś zrobi - na pewno tak będzie.
- Oczywiście za twoją zgodą.
- Ale, po co. Nie rozumiem...
Znajdowali się teraz w obserwatorium Schroedera, nad biblioteką. Siedzieli przy okrągłym
stole - na blacie zatrzymywały się promienie słońca, wpadające przez owalne okna.
Blat stołu był gładki i połyskiwał metalicznie. Schroeder dostał się na górę windą niedawno
zamontowaną dla niego. Garrison wspiął się po schodach.
- Chcę poznać te fragmenty snu, których nie pamiętasz. Dobry hipnotyzer
najprawdopodobniej wyciągnie je z ciebie. Znam kilku znakomitych.
- Czy to takie ważne? To znaczy - nie jestem w stanie powiedzieć nawet, co jest realne, a co
nie jest. Rozumiesz, o co mi chodzi? Mogło mi się nałożyć wiele innych rzeczy. Tych, które śniły
mi się w szpitalu, po wybuchu.
- Myślę, że nie. Byłeś tego całkiem pewny, Richardzie, jeszcze kilka minut temu. Nie,
myślę, że był to raczej rodzaj przeczucia. Ty posiadasz taką intuicję, Richardzie.
- Tak myślisz? A skąd możesz o tym wiedzieć?
- Obserwuję i wyciągam wnioski - odpowiedział Schroeder. - Na przykład twoje
zachowanie. Wiesz, kiedy coś się ma wydarzyć. Wezmy choćby twoją reakcję na Guntera
wychodzącego z lasu. Wyczułeś, usłyszałeś - WIEDZIAAEZ, że tam był, wcześniej ode mnie,
kiedy ja jeszcze niczego nie zauważałem.
- Przecież zostało już dowiedzione, że kiedy tracisz jeden zmysł, pozostałe starają się
zastąpić ten brak.
- Tak, po pewnym czasie - zgodził się Schroeder. - Ale twoje cztery nie miały jeszcze
czasu, żeby się tak udoskonalić, a jeśli nawet - to potwierdza moją teorię, że jesteś bardziej
niezwykły, niż sądzisz.
- Ale dlaczego ten sen cię tak interesuje?
- Co takiego? Czy mnie uszy nie mylą? Byłem przecież częścią twego snu, zanim się
jeszcze poznaliśmy!
Garrison zmarszczył brwi. Zaczynał powoli odnajdywać w pamięci brakujące elementy.
Rzekł po chwili:
- Teraz pamiętam trochę więcej.
- Mów więc - ponaglił go Schroeder - mów, cokolwiek by to było.
- Była tam dziewczyna z dużymi oczyma, o ciemnych włosach.
- Tak? Czy miała jakieś imię?
Garrison potrząsnął głową.
- Nie pamiętam, ale wiem, że nigdy przedtem jej nie widziałem. Wiem o niej jedynie to, że
znam jej ciało. Może wiem o czymś od niej samej? Wydaje mi się, że znam jej cale ciało, ale...
mogę się mylić.
- Był jeszcze ktoś, kogo nie widziałeś nigdy na jawie?
- Tak, ten mężczyzna. - Garrison starał się skoncentrować. Mężczyzna w zamku. %7ładnych
szczegółów, ale...
- Tak?
- Wydaje mi się, że jest szczupły i że to oszust, kłamca.
Schroeder zmarszczył brwi i rozluznił uścisk na nadgarstku Garrisona.
- Co jeszcze o nim pamiętasz?
- Tylko tyle, że nie mogłem go dosięgnąć. Próbowałem, ale coś mnie odpychało.
- A jaką rolę ja odgrywałem w tym śnie?
Garrison wolno pokręcił głową.
- Nie wiem. Była tam twarz, twoja twarz na niebie. Nazwałem cię Człowiekiem-Bogiem.
Uścisk Schroedera stał się silniejszy.
- A Willy?
- Występuje jako przyjaciel. On... pokazywał mi drogę. Trudno to wyjaśnić. Stał na
wysokiej skale, pokazując mi drogę... Kolo niego stał twój mercedes.
- Mercedes - przytaknął Schroeder - to mój symbol. Tutaj w Niemczech mam ich kilka,
wszystkie srebrne. Kiedy jestem za granicą, zawsze je wynajmuję. Co dalej?
- Maszyna.
- Maszyna? Jesteś niezdecydowany? Wydawało mi się, że powiedziałeś  maszyna jakby
przez duże  M .
- Tak, to prawda.
- Co to była za maszyna?
- To w związku z tym jestem niezdecydowany. Nie wiem, czym jest ta Maszyna, ale
kierowałem się...
Schroeder zdziwiony potrząsnął głową. Garrison czuł, że chce wiedzieć więcej.
- Nie ma tam żadnych konkretów - powiedział Niemcowi.
- I znowu wyprzedzasz moje myśli - zareagował szybko Schroeder - masz zdolności
telepatyczne. Ale proszę, mów dalej. Co jeszcze pamiętasz ze snu?
- Jeszcze tylko jedno-czarną sukę.
Schroeder gwałtownie wciągnął powietrze; ból nie pozwolił mu oddychać.
- Pies? Czarny pies, powiedziałeś? Na Boga! - Uderzył zaciśniętą pięścią w dłoń i jęknął z
bólu, opierając się o blat stołu. Stracił równowagę i upadł na krzesło.
- Spokojnie, nie ma sensu tak się zadręczać tym cholernym snem.
Schroeder parsknął, po czym zaśmiał się sztucznie.
-  Cholernym snem ? Mój Boże, cholernym snem! Richardzie, toż to najprawdziwsza
wizja! Im więcej wiem o tobie, tym bardziej jestem przekonany, że jesteś, jesteś...
- Tak?
- Posłuchaj - wyrzucił z siebie Schroeder- to nie był zwykły  cholerny sen . Ale jedno mnie
zastanawia: czy rzeczywiście widziałeś w nim tę bombę?
- Widziałem ją! Widziałem, jak eksplodowała!
- Więc dlaczego wtedy poszedłeś ze mną na górę?...
- Sen nigdy nie był wystarczająco wyrazny. Nie wiązałem go z rzeczywistością, bo niby,
dlaczego? Wielu chłopaków straszą bomby w snach. Nie połączyłem tych faktów. To nie było tak,
że będąc tam z tobą, wiedziałem, co się stanie. Rzeczywistość wtłoczyła mi tę wizję z powrotem do
podświadomości. Ja widzę tylko jakby powierzchnię tej wizji.
- Pozwolisz mi sprowadzić hipnotyzera? To profesjonalista, zapewniam cię.
- Jeżeli sprawi ci to przyjemność... I tak nie jestem ani o krok dalej w zrozumieniu tego
wszystkiego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum