[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak, wszystko idzie zgodnie z planem. Mam dobrych pracowników, o nic
nie muszę się martwić - odrzekł lensman i spojrzał na pola. - Widzę, że wy też
skończyliście siać.
- Tak. Będzie czas naprawić szkody po zimie, zanim wypuścimy zwierzęta.
Dagmar nalała kawy, dygnęła i oddaliła się, stawiając dzbanek na desce
obok stołu.
Lensman skosztował wypieków i z wyraznym zadowoleniem pociągnął łyk
gorącego napoju. Rudningen słynęło w okolicy z wyśmienitej kawy.
- Ziemia w Asmundrud wydaje się zadbana. - Lensman odstawił filiżankę i
spojrzał w dal. - Ten dzierżawca to dobry gospodarz - dodał mimochodem.
Ashild nie chciała rozmawiać o Asmundrud. To słowo budziło złe
wspomnienia. Lensman nie dawał jednak za wygraną.
- Od śmierci Jorna Vanga gospodarstwo stoi puste. Zwierzęta wydano, a z
tego, co słyszałem, Marit jest pod dobrą opieką.
- Tak, mam zamiar ją odwiedzić w najbliższym czasie - wtrącił pospiesznie
Ole.
- Jorn zabezpieczył ją finansowo, więc jej obecni opiekunowie nie mają
powodów do narzekań. - Lensman chrząknął, pociągnął łyk kawy i spojrzał na
Ashild. - Zadbał nie tylko o Marit - powiedział z wahaniem, ale kiedy Ole
pokiwał głową, dodał: - Zadbał również o przyszłość gospodarki, a ja, zgodnie
z jego wolą, potwierdziłem jego postanowienie w sądzie. Trochę to trwało.
Ashild zesztywniała. Nie miała ochoty o tym rozmawiać. Jorn, Asmund i
Asmundrud to przeszłość. Dlaczego lensman wraca do niej tak uporczywie?
Czy naprawdę uważa, że nazwisko spadkobiercy tak bardzo ją interesuje?
Spojrzała na urzędnika z pobłażliwością. Są przyjemniejsze tematy do
rozmowy.
Lensman zaczął grzebać w kieszeniach.
- Sprawa ma się tak, Ashild. Jem Vang zwrócił Asmundrud prawowitemu
właścicielowi. W testamencie całe gospodarstwo zapisał tobie. Położył na stole
kopertę opatrzoną pieczęcią sądu. - Asmundrud należy do ciebie.
Minęła dÅ‚uższa chwila, zanim do Áshild dotarÅ‚o znaczenie tych słów.
Lensman zdążył załatwić wszelkie formalności sądowe. Nawet nie mogła zrzec
siÄ™ spadku...
- Ale, sama nie wiem... Co będzie, jeśli nie zechcę...?
- Zrobisz, jak uważasz. Możesz sprzedać gospodarstwo, dać je komuś w
prezencie lub skazać na zapomnienie. - Lensman uśmiechnął się, kończąc
zdanie. Dobrze znał właściciela Rudningen i wiedział, że taka ewentualność w
ogóle nie wchodzi w rachubę. - Tak czy siak, to teraz twoja własność. -
OdchyliÅ‚ siÄ™ w tyÅ‚ i chwyciÅ‚ filiżankÄ™. WypeÅ‚niÅ‚ swojÄ… misjÄ™, oddaÅ‚ Áshild jej
własność, której kiedyś bezprawnie ją pozbawiono.
- Jorn okazał się wspaniałomyślny. - Ole pokiwał głową w zamyśleniu.
Starego złotnika musiały dręczyć wyrzuty sumienia, przed śmiercią wszystko
drobiazgowo zaplanował.
- Gospodarstwo twego ojca może się nam przydać, Ashild. W każdym razie
nie powinniśmy podejmować pochopnych decyzji. Otrzymałaś wspaniały dar.
- Spadek obejmuje również wyposażenie warsztatu w Valdres - dodał
lensman. - Możecie je sprowadzić, kiedy tylko chcecie.
- Dziękujemy. To miło, że lensman zajął się papierkową robotą. - Ashild
doszła już do siebie. Zdawała sobie sprawę, że lensman zrobił więcej, niż do
niego należało. Otrzymała ojcowiznę z powrotem. Ole patrzył na żonę z
uśmiechem, a w jego wzroku nie było cienia zwątpienia. Ashild nie czuła
jednak radości. Nie dopuszczała do siebie myśli, że znów przekroczy próg
rodzinnego domu.
Najchętniej wyrzuciłaby z pamięci wszystkie wspomnienia z dzieciństwa.
- Sprawę spadku po Jornie uważam za zamkniętą. - Lensman na wszelki
wypadek podsumował prawne rozstrzygnięcia. - Warsztat w Valdres i
Asmundrud stają się własnością Ashild, pieniądze w banku otrzymuje Marit,
inwentarz żywy przechodzi w ręce dzierżawcy, a dwa srebrne puchary trafiają
do jakiegoÅ› dalekiego krewnego. To wszystko.
- Wspaniała wiadomość. - Ole podniósł się z ławy równocześnie z
lensmanem. - Zastanowimy się, co robić dalej. Ziemia jest uprawiana, więc nie
ma pośpiechu. Jeszcze raz dziękujemy.
Ashild i Ole pożegnali się serdecznie z lensmanem. Urzędnik sumiennie
wypełnił swoje obowiązki i niczego nie można mu było zarzucić. Ashild
uniosła dłoń i z ostrożnym uśmiechem pomachała odjeżdżającemu. Promienie
słoneczne odbijały się w lakierowanych kołach powozu lensmana. Powóz
toczył się powoli i po chwili zniknął w lesie.
- W ogóle się nie cieszysz - stwierdził Ole i usiadł z powrotem na ławie. Po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum