[ Pobierz całość w formacie PDF ]

imiennika.
Byłbyś z nich dumny, tato, pomyślał Jesse, przyglądając się braciom.
W dzieciństwie byli nieznośnymi łobuziakami, ale potem stali się
statecznymi ludzmi. Garrett z Clayem przejęli firmę budowlaną założoną
przez Jonathana i osiągnęli wielki sukces.
60
RS
A co ojciec powiedziałby o mnie? Pochwaliłby, że idę własną drogą,
czy zbeształ za to, że nie potrafię się ustatkować i przysparzam zmartwień
mamie?
Tego Jesse nigdy się już nie dowie. Kiedy zmarł ojciec, był
trzynastoletnim chłopcem. Poczuł się oszukany i to uczucie tkwiło w nim do
dzisiaj. Oszukany, bezradny, pozbawiony wsparcia. Nigdy nie udało mu się
otrząsnąć po tej stracie, w przeciwieństwie do Claya i Garretta, którzy po
okresie żałoby rzucili się w wir życia.
Dla Jesse'a czas jakby się zatrzymał. Oczyma wyobrazni widział wciąż
dumnie uśmiechniętego ojca, który nazywał go swoim kochanym łobuzem,
Przysiągłby, że czasami słyszy jego słowa: Nikt nie poskromi mojego
najmłodszego syna.
Ojciec miał rację. Jesse nigdzie nie zagrzał miejsca na tyle długo, żeby
pozwolić komukolwiek się poskromić lub choćby zbliżyć do siebie.
Ze Sloan mogło być inaczej. Mogło..
Wypił łyk wody, nie spuszczając oczu z braci i ich żon. Na ich
twarzach malowała się niczym nie zmącona radość życia. Coś ścisnęło go w
dołku. Nie zdołał powstrzymać natrętnego pytania: czy przypadkiem czegoś
nie traci? Czy po latach życia na krawędzi, kiedy to odpowiadał tylko za
siebie, znajdzie kogoś, kto uśmierzy tę bolesną pustkę, która - czemu tak
długo zaprzeczał - rodzi się z samotności? Czy o to właśnie chodzi w
związku jednego mężczyzny z jedną kobietą?
- Musimy już jechać, chłopcze, jeśli chcemy zdążyć do Launders.
Jesse odwrócił się do D. B., westchnął ciężko i skrzywił usta w
drwiącym uśmiechu.
61
RS
- Ty stary włóczykiju, świerzbi cię, żeby znalezć się wreszcie w
motelu i pogruchać z recepcjonistką, z którą tak błyskawicznie
zaprzyjazniłeś się ostatnim razem?
- Tym razem trafiłeś w dziesiątkę, Jesse. - D. B. poczerwieniał jak
burak. - Czy facet nie może sobie czasem pomarzyć?
Może. Jesse przyznał mu w duchu rację i gdy znowu spojrzał na braci,
poczuł zazdrość.
Kiedy wstał, żeby się pożegnać, a czarne oczy Sloan znowu wkradły
się do jego myśli, pozbył się tego obrazu, przypominając sobie dwa
podstawowe fakty. Po pierwsze, nie był stworzony do zakładania rodziny. A
po drugie, nawet gdyby był, Sloan potrzebowała zupełnie innego faceta.
W Launders zarówno Jesse, jak i D. B. zdobyli punktowane miejsca.
Wczesnym rankiem następnego dnia wyruszyli do Bozeman i już w
południe byli w tym miasteczku.
Czasami docierali na miejsce tuż przed zawodami, a po nich
natychmiast znów ruszali w drogę. Tym razem, dla odmiany, mieli przed
sobą cały wolny dzień na odpoczynek.
D. B., który spał przez całą drogę, obudził się pełen werwy, gotów do
działania. Jesse podrzucił go do przyjaciół, a sam pojechał do motelu, w
którym zawsze się zatrzymywali.
W dwupiętrowym motelu w kształcie podkowy zajmowali pokój na
parterze z drzwiami wychodzącymi prosto na parking. Jesse wyjmował
rzeczy z bagażnika, już ciesząc się na popołudniową drzemkę, kiedy wyczuł,
że ktoś go obserwuje.
Rozejrzał się po parkingu i w końcu spostrzegł maleńkiego kowboja,
siedzącego na krawężniku pięć stanowisk dalej. Chłopiec miał najwyżej
62
RS
cztery, pięć lat, z metr dziesięć wzrostu, licząc razem z kapeluszem, i
mierzył Jesse'a wzrokiem, w którym niepewność mieszała się z podziwem.
- Cześć, kowboju. - Rozbawiony Jesse stuknął palcem w rondo
kapelusza na powitanie.
- Hej - odpowiedział chłopczyk poważnym tonem zmęczonego życiem
faceta. - Ty jesteś Jesse James.
- Tak, to ja. - Jesse uśmiechnął się zdziwiony, że mały zna się na
rodeo.
- Jesteś całkiem dobry - przyznał wspaniałomyślnie chłopiec - ale ten
byk i tak cię zrzuci.
I tyle zostało z kultu bohaterów! Przygryzając wargi, żeby nie
wybuchnąć śmiechem, Jesse podszedł do chłopca i przysiadł obok.
- Zrzucało mnie wiele byków - wyznał, patrząc w poważne piwne
oczy, które, choć to nieprawdopodobne, wydały mu się dziwnie znajome. -
A który z nich, według ciebie, rozdepcze mi tym razem kapelusz?
- Nazywa się Baby - odpowiedział chłopiec bez wahania. - Nikt nie da
rady Baby, prócz mnie oczywiście.
- Ach tak... Masz rację, to rzeczywiście numer jeden. Ale ty sobie z
nim radzisz, prawda?
- Prawda, bez przerwy na nim jeżdżę. Przynajmniej wtedy, kiedy
pozwoli mi mama.
- Mamy przeważnie nie lubią, kiedy synowie chcą być kowbojami.
Twoja musi być wyjątkowo wyrozumiała. -Jesse walczył, żeby zachować
powagę, na którą zasługiwała ta rozmowa.
Małą surową twarzyczkę rozjaśnił anielski uśmiech cherubinka. Jesse
jednak nie wątpił, że kryje się pod nim mnóstwo chłopięcej zuchwałości.
63
RS
- Tak, a do tego jest jeszcze ładna - stwierdził z dumą mały kowboj
- Naprawdę? Wiesz, mężczyzna nie powinien pragnąć więcej niż
wspaniałego byka do ujeżdżania i widoku ładnej buzi przed zaśnięciem.
Bywały takie dni, kiedy mnie by to wystarczyło do szczęścia.
Nagle przed oczyma stanęła mu twarz Sloan. I już nie mógł pozbyć się
tego obrazu ani oszukiwać się dalej. Był opętany jedną myślą. Czarne jak
noc włosy pieszczące jego tors, uśmiechnięte oczy koloru topniejącej czeko-
lady...
Ten chłopiec też ma takie oczy, pomyślał Jesse oszołomiony.
Poczuł gęsią skórkę na karku. Zmrużył oczy i obrzucił malca długim,
badawczym spojrzeniem.
- Jak się nazywasz, kowboju? - spytał ostrożnie w momencie, kiedy
dziecko odwróciło głowę na dzwięk otwieranych drzwi.
- Noah, chodz tutaj, kochanie. Jeżeli chcesz iść na basen, musisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum