[ Pobierz całość w formacie PDF ]

RS
83
Karin czuła, że się rumieni. Jak dobrze o tym wiedziała.
Ale w interesach...
- Przecież zawsze zachowywał się lojalnie - odruchowo
broniła Blake'a. - I zawsze służył pomocą.
- Jak długo wszystko szło dobrze, a on brał największą
dolę. Uważaj z nim, Karin. Spytaj Dolly, co zrobił Jackowi.
Muszę wracać do sklepu.
Jane wypadła, a zdumiona Karin obróciła się do Dolly.
- Nie wiem dokładnie, co się stało. Podobno Jack miał
otrzymać duże zamówienie. Podobno ,,Nowe Inicjatywy"
zażądały większego udziału w zyskach. Jack wściekł się i
zerwał z firmą. Teraz myśli, że się na nim mszczą.
- Nie wierzę! - zaprotestowała gorąco Karin.
- Jeśli o mnie chodzi, zawsze dobrze wychodziłam na tej
współpracy. - Dolly wzruszyła ramionami.
- Ja też - potwierdziła jej zdanie Karin. - Jestem tu
wprawdzie bardzo krótko, ale nie sądzę, by Blake Connors
był chciwy lub mściwy.
- Nie - zamyśliła się Dolly. - Ale jest ambitny. Podobnie jak
Jack Austin. A w przypadku sum, które wchodzą tu w
rachubÄ™, zawsze sÄ… jakieÅ› tarcia i niesnaski. Nie jestem
pewna, czy chcę się w to bawić. - Westchnęła. - Pan Connors
znów prosił o wysłanie próbek moich wyrobów do sieci
sklepów spożywczych. Prawdę mówiąc, Karin, nie pragnę
powiększania swojej firmy. Jestem na tyle dobrą kucharką,
by wiedzieć, że duża ilość rzadko oznacza dobrą jakość.
- Myślę, że masz rację. - Korzystała z wyrobów Dolly, gdyż
do złudzenia przypominały domowe wypieki.
- Czasem nawet - ciągnęła Dolly - chciałabym znów wrócić
do czasów, gdy prowadziłam firmę we własnej kuchni.
- Przecież tak dobrze ci idzie. Nie mówisz chyba serio...-
oponowała Karin.
Dolly roześmiała się.
RS
84
- Oczywiście, że nie. Czuję się teraz pewniej. Stać mnie na
opłacenie nauki Keitha. Z drugiej strony... - westchnęła. -
Miałam dziś ciężki dzień. Keith ma stale do mnie żal. Chciał
wrócić do domu, pograć z kolegami w koszykówkę. A ja
muszę zostać dziś do pózna i nie chcę puszczać go samego.
Mówi, że mu nie ufam, ale przecież nie o niego tu chodzi,
lecz o innych ludzi... Tyle wciąż się słyszy... stale się
zamartwiam. Dawniej byłam dużo spokojniejsza. Gdy grali
przed domem w piłkę, mogłam wyjrzeć przez okno i mieć ich
na oku. - Wstała, by umyć kubki. - Wiem, że nie mogę go
więzić. To dobry chłopiec. Tyle mi pomaga. - Znów
westchnęła.
- W końcu zgodziłam się, by pojechał do domu, gdy tylko
skończy pakować torty. Wiesz, co chłopcy czują, gdy w grę
wchodzi sport.
- Wiem. I cieszę się, że go puściłaś - powiedziała Karin.
- Nie będzie jechał autobusem. Podwiozę go pod sam dom.
Kiedy nieco pózniej Karin odjeżdżała z Keithem, Dolly z
niepokojem wołała do syna:
- Tylko wróć do domu przed szóstą! Na kolację masz chili.
Musisz je podgrzać, a sałatę przygotuj sam. I nie zapraszaj
żadnych kolegów, zanim wrócę!
- Dobrze, mamo. Tak, dobrze - padały radosne, choć dość
roztargnione odpowiedzi.
Jak trudno być samotną matką, myślała Karin, gdy
uśmiechnięty Keith sadowił się obok niej. Dolly jest zbyt
opiekuńcza. Ale ja byłabym taka sama, gdybym miała
takiego syna, przystojnego, zdrowego, ładnego chłopca,
który wkrótce stanie się mężczyzną. To ogromna
odpowiedzialność - w duchu przyznała Dolly rację.
RS
85
ROZDZIAA ÓSMY
Blake postanowił, że nie będzie widywał się z Karin. W
każdym razie prywatnie. Oczywiście, wciąż go pociągała. Ale
ostatecznie podobało mu się wiele innych kobiet, z którymi
miewał... Jak ona to określiła? Aha... miłe interludia. I
właśnie takim miłym interludium miała być również Karin.
W trakcie pogoni za kolejną rozrywką zdał sobie jednak
sprawę, że ta dziewczyna może stać się dla niego czymś
poważniejszym. Znacznie poważniejszym. Wtedy, gdy ją
całował, silniej niż kiedykolwiek czuł zapowiedz zmysłowej
rozkoszy. Przeraziło go jednak nade wszystko przeczucie
więzi dużo głębszej niż więz fizyczna. Raz już doświadczył
podobnej bliskości, a jej utrata głęboko go zraniła.
RS
86
Karin pierwsza rzuciła się do odwrotu, przerażona siłą
trawiącej ją namiętności. To jej reakcja pozwoliła mu
odzyskać nad sobą kontrolę i w porę się wycofać. Od tamtej
nocy unikał wszelkich bardziej osobistych kontaktów.
Siedział teraz w swoim gabinecie i patrzył na zamknięte
drzwi. Dokuczało mu wszakże lekkie poczucie winy. Tak ją
namawiał, by rozwijała swoją firmę, a w gruncie rzeczy nie
ruszył w tej sprawie palcem, w niczym jej nie pomógł. To
prawda, nie zajmował się codzienną działalnością swoich
klientów. Wszelkie rozmowy i spotkania instruktażowe
odbywały się pod nadzorem Pete'a, Vickie i innych
wyszkolonych członków personelu. Zawsze jednak
interesował się rozwojem i działalnością promowanych
przedsiębiorstw. Nie wolno mu zatem lekceważyć Agencji
Turystycznej K. Palmer - pomyślał i chwycił za słuchawkę
interkomu.
- Przynieś mi konto Karin Palmer - poprosił Vickie. Gdy
chwilę pózniej kładła wyciąg na biurku, obrzuciła go
zdziwionym spojrzeniem.
- Przecież jest u nas dopiero dwa miesiące - mruknęła.
Przesuwał palcem wzdłuż kolumn. Tak jak przypuszczał,
Karin z trudem wiązała koniec z końcem. Galerie sztuki
nie dają wielu szans na zwiększenie dochodów. Co by tu
wymyślić? Uderzał palcem w blat biurka, z roztargnieniem
wystukując uparcie powracający rytm starej, po wielekroć
sprawdzonej maksymy: szukajcie, a znajdziecie. Ogarnęło
go rozdrażnienie, gdy Vickie przerwała mu rozmyślania,
przypominając o umówionym lunchu z Billem Snowdenem.
Tymczasem okazało się, że to właśnie Snowden nasunął
rozwiązanie. Był jednym z pierwszych klientów Blake'a.
Jego kariera przebiegała naprawdę błyskotliwie. Zajmował
się produkcją specjalistycznych urządzeń i naczyń
kuchennych. Zakłady w Filadelfii szybko się rozwijały, toteż
zamierzał teraz otworzyć filię w Sacramento.
RS
87
- Mam jednak problem z moimi pracownikami - zwierzał
się Blake'owi. - Chciałbym ich tu przenieść z Filadelfii, ale to
zwolennicy Wschodu. Nie chcą nawet słyszeć o Zachodnim
Wybrzeżu.
- Musisz zafundować kilka wycieczek dla ewentualnych
przesiedleńców i skusić ich do przeprowadzki. Mam nawet
kogoÅ›, kto to zorganizuje.
Snowden z entuzjazmem odniósł się do pomysłu Blake'a.
Pózniej, tuż przed wyjazdem na posiedzenie zarządu w
Nowym Jorku oraz wizytacjÄ… ,,Nowych Inicjatyw" w
Filadelfii, Blake przekazał Vickie polecenie dla Karin.
Chciał, by natychmiast zaczęła przygotowania.
Był szczerze przejęty, że wreszcie znalazł dla niej tak
lukratywne zajęcie. Słyszał również o innych
przedsiębiorstwach przenoszących się w okolice Sacramento.
One też mogłyby korzystać z usług Karin. Trudno się zatem
dziwić, że gdy po jego powrocie, tydzień pózniej, Vickie
poinformowała go o odrzuceniu przez Karin projektu,
ogarnęła go wściekłość.
- Odrzuciła propozycję? Co ty, u diabła, mówisz! - zaczął
niemal krzyczeć.
- To, co słyszysz. Powiedziała, że to nie jej branża. - Vickie
z zainteresowaniem studiowała kształt swoich paznokci. -
Czy mam doradzić Snowdenowi, by szukał kogoś innego?
- Nie! - Teraz już krzyczał i nawet nie starał się zniżyć
głosu. - Sam pomówię ze Snowdenem. Nie, do diabła,
najpierw z Karin. Nie jej branża? Chyba prowadzi biuro
podróży! Czy jej wyjaśniłaś, że to ma przynosić zysk?
- Znasz nasze zasady, Blake. My jedynie radzimy. Nigdy
nie zmuszamy. Jeśli chce prowadzić objazdową galerię
sztuki... - Vickie wzruszyła ramionami.
Trzasnął drzwiami gabinetu, złapał słuchawkę i wykręcił
numer. Ktoś jednak powinien ją zmusić! Telefon odebrała
ciotka.
RS
88
- Ach, pan Connors! Miło pana słyszeć! Właśnie pytałam
Karin, czy pan... Co? Nie, nie ma jej tutaj. Pojechała do
Mendocino z grupą młodzieży szkolnej. Będą zwiedzać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum