[ Pobierz całość w formacie PDF ]

można sobie z tym poradzić. Trzeba mocno kołatać do furty, na
zapytanie zaś: "A kto tam?... Do kogo?..." - odpowiedzieć śmiało:
- Do ogrodnika, po frukta!
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 189
Wielokrotnym doświadczeniem zostało stwierdzone, że wyraz
"frukta" skuteczniej działa w tym wypadku niż "owoce".
Na nieszczęście szałas ogrodnika znajduje się o kilkadziesiąt
kroków zaledwie od bramy, jakby dopiero u progu właściwego
ogrodu. Dalej można sięgać jedynie wzrokiem.
Tylko najodważniejsi i najsprytniejsi, a zarazem w stosunkach
zażyłych będący z ogrodnikiem, przedostają się niekiedy do
ogrodowego sanctuarium, gdzie ojcowie benedyktyni używają
przechadzki lub czas trawią na pobożnych rozmyślaniach.
Aby tego dokazać, trzeba zdjąć mundurek, niebieskie kepi
zastąpić wielką, podartą, do gniazda wroniego podobną czapką i
z koszykiem, nożycami lub drabinką w ręce iść między drzewa
owocowe w roli - ogrodniczka.
Próbował tego kilkakrotnie Sprężycki z powodzeniem. Udając, że
obcina suche gałązki lub zbiera z ziemi owoc upadły. napatrzył
się do syta zakonnikom, snującym się cicho po cienistych ulicach
ogrodu.
Starsi przechadzali się pojedynczo, młodsi trójkami, stosownie do
reguły zakonnej. Nie słyszało się rozmów głośnych ani tym
bardziej śmiechu.
Księża mruczeli pacierze, odczytywali półgłosem brewiarz lub
siedzieli na ławkach kamiennych w zupełnym milczeniu, to
wodząc oczyma po drzewach i niebie, to z głową zwieszoną w
ziemię się wpatrując.
Czasem tylko wielki, otyły ojciec Aazowski, pociągnąwszy
większy niż zwykle niuch tabaki, wystrzelił potężnym
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 190
kichnięciem, a w odpowiedzi w różnych stronach ogrodu
zaszemrały łacińskie życzenia.
Raz wszakże przeżył Sprężycki chwilę gorącą. Siedzi sobie na
grubym konarze gruszy jak na koniu i zbierając rzekomo liszki,
przygląda się przeorowi, co nie opodal, wsparty plecami o starą
lipę, zdrzemnął się nad wielką, na kolanach rozłożoną księgą -
gdy nagle dobiegło go z dołu zapytanie:
- Cóż to, panie święty, Jaśka nie ma?...
Pytającym jest ksiądz prefekt we własnej osobie. Zapytuje o
Jaśka-ogrodniczka, którego rolę pełni pozornie Sprężycki.
- Nie... nie ma... - bełkoce wystraszony chłopiec.
- Co mu się stało? - bada ksiądz.
- Cho... chory... - jąka Sprężycki starając się głos ile można
zmienić.
- A tyś co za jeden, rybko, panie święty?
Sprężycki brzydzi się kłamstwem - widzi jednak, że ono tylko
ocalić go może. Więc twarz w liście wtuliwszy, odpowiada
niewyraznie:
- Brrr... brr... brat Jaśka.
yle trafił, niestety...
- Oszalałeś, panie święty! - krzyczy prefekt. - Przecie Jasiek ma
tylko siostrę.
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 191
Wystraszony chłopiec chce już powiedzieć: "Toteż ja jestem
siostra"... - ale opamiętywa się i poprzestaje na wymruczeniu
czegoś niezrozumiałego.
Ksiądz przez chwilę przypatruje mu się badawczo spod oka -
wreszcie ręką machnął - odchodzi.
Sprężycki natychmiast zeskoczył z drzewa, pobiegł do budki
ogrodnika, przebrał się i - za bramę. W pośpiechu zapomniał
nawet o małgorzatkach, kupionych za oszczędzonego na kajetach
trojaka.
Nie tyle trapi go myśl, że mógł być przez księdza prefekta
poznanym, ile, że skłamał. Nienawidzi wszelkiego brudu w
znaczeniu zarówno fizycznym, jak moralnym.
Jedno tylko ma przed sobą wyjście, iść do księdza, otwarcie
wszystko wyznać i prosić o rozgrzeszenie.
Uczynił to zaraz nazajutrz. Poczciwy prefekt, uśmiech
powstrzymując, udzielił mu absolucji, przy czym i nauk
moralnych nie poskąpił.
- Kto ma odwagę, panie święty, zrobić głupstwo, nie powinien
uciekać tchórzliwie przed jego skutkiem. A najlepiej: głupstw nie
robić.
Pogłaskał go po głowie i dodał:
- Za karę, rybko, pozwalam ci dziś zjeść tylko pół kwarty gruszek,
i to mączystych.
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 192
Gdy już chłopiec był na korytarzu, wychylił się za nim i dał mu
wielką, soczystą sapieżankę.
- Zjesz to jutro. A pamiętaj, rybko, panie święty, nie pchać się
nigdy tam, gdzie cię nie proszą.
Ostatni nakaz dla Sprężyckiego najcięższy. Gdyby chciał ściśle go
wypełniać, jakże fatalnie zacieśniłoby się pole jego wrażeń i
spostrzeżeń!
Wszakże nikt nie "prosi" go na wieżę benedyktyńską, na
dzwonnicę farską, do leśnych gąszczów, do rzecznych otchłani,
między zboża falujące na polach, między kwiaty płonące na
łąkach, ani do ogrodów, ani do bibliotek, ani na tłumne odpusty,
ani na uliczne zbiegowiska - a jednak wszędzie on tam być musi,
ciągniony siłą nieprzepartą, instynktowną, która mówi mu, że
tylko w ten sposób pozna ludzi, życie, przyrodę, nauczy się być
zupełnym, wszechstronnie rozwiniętym człowiekiem.
Bezpośrednio po nauce otrzymanej od prefekta Sprężycki próbuje
walczyć z jedną pokusą, nie dającą mu od pewnego czasu spokoju.
Chciałby koniecznie zobaczyć - "pustelnię" księdza Siennickiego.
Jest to oczywiście miejsce przed światem ukryte - inaczej nie
byłoby pustelnią. Znajduje się na pobrzeżu Narwi, które tu
wrzyna się tak głęboko w rzekę, że tworzy rodzaj półwyspu.
Zewnątrz pustelnia wygląda jak piękny, gęsty gaik, różnorodnymi
drzewami zarosły, pełny ptactwa wszelakiego, które na wiosnę
tłumnie się zlatuje, nęcone bliskością wody i spokojem, i
wyprawia od świtu do wieczora niesłychane hałasy.
Marzeniem jest wszystkich miasteczkowych ptaszników zastawiać
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 193
w tym zakątku sidła na wilgi, kraski, dzwońce, drozdy,
jemiołuchy - dostęp wszakże do pustelni równie trudny od strony
wody, jak lądu. Otacza pustelnię żywopłot, wzmocniony przy
wejściu wysoką, ostrymi hakami najeżoną palisadą.
Brzeg rzeki, wyniosły i stromy, staje się w tym punkcie zupełnie
prostopadłym. Chyba tylko wiewiórka potrafiłaby po splątanych,
wypełzłych z ziemi i do wody czołgających się korzeniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum