[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Z wszystkimi umówiłem się tego samego dnia i na tę samą godzinę przy tym
zagadkowym hangarze we Wrzeszczu. Pojechałem tam wcześnie i znalazłem się na
lotnisku, kiedy jeszcze nikogo nie było, ale nie czekałem długo, bo wkrótce zjawił się
pierwszy dostawca. Bez zbytniego pośpiechu kazałem się prowadzić do samolotów.
Zanim doszliśmy do hangaru, stopniowo zjawiali się pozostali handlowcy. Musiałem
gwałtem hamować śmiech, który ogarniał mnie na widok zdziwionych rywali. Każdy z
nich przypuszczał widocznie, że tylko on ubije wspaniały interes z naiwnym Polakiem,
a tymczasem spotkał go srogi zawód wobec roju konkurentów. Nastąpiła między nimi
ostra wymiana zdań i o mało nie przyszło nawet do bójki. Natomiast jeden prześcigał
drugiego w uprzejmości dla mnie. Wreszcie całą gromadą dotarliśmy do hangaru.
Widocznie nikt nie rezygnował z załatwienia tranzakcji.
Spojrzałem na hangar wielkich rozmiarów. Jasnem było, że w takim olbrzymie
może się mieścić kilkadziesiąt samolotów. Otworzono drzwi olbrzymich rozmiarów.
Widać wrota te dawno stały w błogim spoczynku, gdyż zawiasy w nich dobrze
zardzewiały, bo z trudem wielkim dały się rozerwać. Wszedłem więc do jego wnętrza,
by się napoić widokiem napełnionego płatowcami hangaru, lecz jakież było moje
zdumienie. Widok, który ujrzałem, przeszedł moje podejrzenia. Olbrzymia hala była
właściwie pusta, tylko w mrocznych kątach sterczały połamane kadłuby starych
samolotów, na ziemi leżały zardzewiałe i pogięte motory lub ich części i kilka par
skrzydeł, pokrytych grubą warstwą pyłu i kurzu. Wszystko to nadawało się raczej do
lamusu, czy archiwum, niż do parku lotniczego i było prawdopodobnie nabyte jako
szmelc, a dopiero rozsiana po mieście wieść, że Polska skupuje samoloty, przypomniała
tym spekulantom o istnieniu tych gratów, co wznieciło ich apetyty na łatwy, a gruby
zarobek. Chcąc wyrazić swe oburzenie tym paskarzom, odwróciłem się wściekły, lecz
cała ta zgraja bandycka już gdzieś się rozproszyła. Został się z nich tylko jeden.
Odrazu wiedziałem, co sądzić o tych panach. Byli to więc pośrednicy, którym
obiecano procent za znalezienie kupca. Na szczęście wszyscy chcieli faktorować przy
jednym interesie. Pozostały  dostawca" zaczął mnie uspakajać i tłumaczyć, że samoloty
zostały rozebrane ze względów politycznych, ale teraz mechanicy w przeciągu paru dni
zmontują je, tak, że będą gotowe do lotu. To zakrawało już na kpiny, ale ten jowialny
tłuścioch nie wyglądał na bezczelnego łgarza, więc musiał to mówić jako kompletny
laik. Spytałem od niechcenia:  Panie, a czem pan jest z zawodu?" Przemysłowcem. W
czasie wojny miałem dostawy dla armji niemieckiej. W branży lotniczej pracuję jednak
dopiero od niedawna, odrzekł Niemiec. Aha, zrozumiałem.
Po kilku dniach, gdy zaszedłem znowu na lotnisko, z radością zobaczyłem to,
czego się nie spodziewałem. W hangarze stał samolot typu D. F. W. (Deutsche Flugzeug
Werke),
Natknąłem się na znajomego mi już przemysłowca.
 Widzi pan  rzekł tenże z triumfującą miną, klepiąc się po wydatnym
brzuszku. Nie chciał pan mi wierzyć, a tu samolot jest gotów w każdej chwili do lotu.
Podszedłem bliżej do maszyny i już na pierwszy rzut oka spostrzegłem, że została
naprędce sklecona, a poszczególne części pochodzą z różnych płatowców tego typu.
Postanowiłem dokonać chociaż powierzchownej próby. Starym, praktykowanym przez
pilotów sposobem, chciałem sprawdzić wytrzymałość podłużnie *) Nic nie mówiąc temu
lotniczemu przemysłowcowi, stanąłem z boku i pchnąłem silnie obu rękami koniec
dolnego skrzydła. Rozległ się suchy trzask łamanego drzewa, posypało się próchno i z
pod płótna, pokrywającego skrzydła, ukazał się popękany koniec drewnianego żebra,
niczem naga kość złamana. Spojrzałem przelotnie i z wyrazem pewnej ironji na mego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum