[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-
Nie zrobisz tego.
-
Dlaczego nie?
-
Bo ja mam twoje dzieciaki.
-
Blefujesz.
-
To posłuchaj tego.
Po chwili w słuchawce dało się słyszeć jakąś szamotaninę. W końcu zabrzmiał drżący głos
wystraszonej Osy:
-
Tato, to ja, Ola.
78
-
A ja ci mówię, że mam jeszcze cztery dni - Jakubowicz obstawał przy swoim.
-
To my stawiamy warunki, a ty je wypełniasz. Jeśli zechcemy, zlikwidujemy cię
natychmiast - rozmówca powoli tracił cierpliwość.
-
Wtedy nie odzyskacie dwustu kawałków.
-
I tak ich nam nie oddajesz, więc co nam po tobie. Skok na bank ci nie wyszedł, a w te cztery dni i tak
nic nie zdążysz zorganizować. Mówię poważnie, czas dobiegł końca.
Rozliczamy się dzisiaj i stawką nie jest już tylko twoje marne życie.
-
Słuchaj, Władca, bądz choć trochę mężczyzną i nie łam umowy - Jakubowicz
próbował podrażnić ambicję swego rozmówcy.
-
Ty mięczaku, chcesz mnie uczyć, jak być mężczyzną? - odpowiedział tamten. - Nie umiesz nawet
załatwić marnych dwustu tysięcy. Czas się skończył. Dzisiaj dajesz całą kasę albo własną głowę.
-
A co ty na to, gdybym wpuścił do internetu info, kim naprawdę jesteś? - teraz w odwecie groził znów
stary Skinol.
-
Nie zrobisz tego.
-
Dlaczego nie?
-
Bo ja mam twoje dzieciaki.
-
Blefujesz.
-
To posłuchaj tego.
Po chwili w słuchawce dało się słyszeć jakąś szamotaninę. W końcu zabrzmiał drżący głos
wystraszonej Osy:
-
Tato, to ja, Ola.
78
Ojciec pobladł z wrażenia. Poczuł, jak przez jego całe ciało przechodzi zimny dreszcz. Był
całkowicie zaskoczony. Myślał, że córka i syn siedzą bezpiecznie w domu.
-
Córeczko, czy nic ci nie jest? Nic złego ci nie zrobili? - zapytał tata.
-
Tatusiu, on mnie oszukał. Pobili też Józka. Józef wygląda okropnie. Całe szczęście, że jest już
przytomny. Tato, zabierz nas stąd!
Wołanie Oli zostało szybko przerwane i znów odezwał się nieprzyjemny głos mężczyzny:
-
No właśnie, może byś zabrał stąd swoje ukochane dzieci, zanim stanie się z nimi coś naprawdę
złego. Tylko nie zapomnij przywiezć ze sobą całej forsy.
-
Dobra, dziś się rozliczymy. Dokąd mam przyjechać? - Grzegorz Jakubowicz zaczął w końcu działać.
-
W ciągu godziny masz być w nieczynnej rzezni. Tylko przyjedz sam. Jeśli pojawią się gliny albo
spróbujesz jakichś innych sztuczek, zastrzelimy twoje szczeniaki. Wpakujemy im kulki bez mrugnięcia
okiem - ostrzegał terrorysta.
Już po trzydziestu minutach na obskurny plac dawnej rzezni wjechał Grzegorz Jakubowicz.
Dosiadał swego starego, ulubionego Harleya Davidsona. Silnik motoru wzbudzał respekt swym
głośnym dudnieniem. Motocyklista naparł przednim kołem na wielkie stalowe drzwi, które otworzyły
się do wewnątrz ogromnej, ciemnej hali. Jakubowicz ubrany w czar-79
ny, skórzany kombinezon wjechał do środka i zaczął przeciskać się swym pojazdem między
stalowymi regałami. Gryzące spaliny motoru zaczęły rozchodzić się po magazynie.
Stary Skinoł sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie, aż do momentu, gdy ujrzał widok mrożący
krew w żyłach. To przerażające widowisko było oświetlone jedną mocną lampą zwieszającą się z
sufitu. Mniej więcej pośrodku hali, na wolnej przestrzeni stały przewrócone dwie duże, drewniane
skrzynie. Na nich stali Józek i Ola. Dwie grube pętle oplatały szyje rodzeństwa. Sznury były
przytwierdzone wysoko do dwóch ręcznych dzwigów, używanych zapewne kiedyś do załadunku
mięsa. Młodzi wyglądali na bardzo przestraszonych.
Jakubowicz natychmiast zatrzymał motor i zeskoczył z niego. Zdjął czarny kask. Rzucił go na ziemię i
ruszył biegiem w kierunku swych dzieci. W tym momencie ciężkie powietrze magazynu wstrząsnął
złowrogi dzwięk karabinu maszynowego. W tej samej chwili seria pocisków uderzyła w posadzkę
tuż przed nogami starego Skinola. Prysnął odkruszony cement. Pan Grzegorz natychmiast się
zatrzymał i trwał tak w bezruchu.
Gdzieś w oddali, pod ścianą, w ciemności jarzył się mały, czerwony, świecący punktr Raz był
jaśniejszy, to znów zanikał. W pewnym momencie dokładnie w tamtym miejscu rozbłysła jeszcze
jedna lampka, tym razem mała. Rozświetliła jakąś postać trzymającą między palcami zapalonego
papierosa. Ten młody, elegancki męż-
80
czyzna siedział wygodnie w fotelu niczym reżyser tego dramatycznego przedstawienia. To był
komisarz Albert Maj. Z ugrzecznionym, ale sztucznym uśmiechem powiedział:
-
Cześć, Grzechu. Miło, że tu zajechałeś. Dzieci na pewno się ucieszyły. Ja sam jestem pełen nadziei
na to spotkanie. Gdzie masz forsę?
Pan Jakubowicz stał w milczeniu. Tę niewygodną ciszę przerwał znów mężczyzna siedzący w fotelu:
-
Widzę, że trzeba odświeżyć ci pamięć. Zatem zacznijmy od razu od emocjonującej
zabawy. Powiesimy tylko jedno z twoich dzieci, drugie wypuścimy na wolność. Ty podejmij decyzję.
Kogo chcesz uwolnić, a kogo skazać na śmierć?
Teraz na twarzy zdradzieckiego oficera policji ukazał się wręcz diabelski uśmiech.
-
Tato, uwolnij Olę, my we dwóch sobie jakoś poradzimy! - wołał niewyraznie Józek, cały
posiniaczony i opuchnięty.
-
Zapomnij, facet. Nie zostawię was samych, nigdzie stąd nie pójdę! - sprzeciwiła się Osa.
-
Zamknij się, dziewczyno! - zdenerwowany Jozue darł się na siostrę. - Przynajmniej ty się uratujesz.
Tato, uwolnij ją i w ogóle jej nie słuchaj!
-
Jakaż kochająca się rodzina! Jesteście gotowi umierać za siebie nawzajem? Doprawdy wzruszyłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum