[ Pobierz całość w formacie PDF ]

leczkę. Jeśli dobrze pamiętam, sprawą tą zajmował się Urzędnik Bekker.
Parę minut pózniej goniec prowadził Jima kręconymi, marmurowymi schodami, a
następnie długim, wyłożonym dywanem korytarzem do biura Bekkera.
Bekker siedział plecami do okien o mlecznych szybach, za ogromnym biurkiem, któ-
rego część stanowiła duża płyta z końcówką centralnego komputera informacyjnego.
Przeglądał jakiś wydruk. Na ścianie wisiała oprawiona w ramkę fotografia Egremont
i otaczającej go doliny, ujęta z lotu ptaka. Obok znajdowała się ogromnych rozmiarów
mapa upstrzona kolorowymi łebkami powbijanych w nią szpilek.
Jim przedstawił się.
Bekker był czterdziestoletnim mężczyzną o włosach koloru siana i z małym, staran-
nie przystrzyżonym wąsikiem. Na policzku miał niewielką brodawkę. Jim odniósł wra-
żenie, że już go gdzieś widział.
 Czy to nie tobie przypadkiem oddałem wtedy broń?  spytał Jim, a Bekker
uśmiechnął się szeroko.
 Jeśli jesteś tym, który oddał mi wtedy broń, to w takim razie to ja. Czy może chcesz
ją teraz odebrać?
 Chciałbym się dowiedzieć, czy byłeś w mieszkaniu Nathana Weinbergera?
 Naturalnie.
40
 Było tam coś... ciekawego?
 To zależy co kogo interesuje. Nie było tam żadnej skrytki z bronią czy nabojami; a
tego szukałem przede wszystkim. Lecz meble były doprawdy niesamowite. Najbardziej
zwariowane było łóżko: niczym łoże wodne okryte baldachimem! Musiałbyś to sam zo-
baczyć. Zamiast kotar i frędzli obudowane było wokół pozłacaną kratą. Do środka wio-
dły niewielkie drzwi. Było tam również pięć  sam liczyłem, pięć  ekranów ścien-
nych. Ileż to musiało kosztować! I sprzęt: cała sterta skomplikowanej aparatury elektro-
nicznej, fotograficznej, narzędzia, w pełni wyposażone laboratorium chemiczne. Lecz
co najistotniejsze, on tego wszystkiego nie ukradł. Kupił za własne zarobione pieniądze.
Wydał ostatni grosz; jego kredyt był bliski zeru. Ale był dobrym pracownikiem, choć
skrytym.
 Jak myślisz, po co on kupował takie rzeczy?
 Myślę? Człowieku, ja wiem! Robił sobie elektroniczny harem. Na ekranach pusz-
czałby pornografię, a sam kładłby się na swoim dziwacznym łożu i podglądał przez kra-
ty ten wyuzdany babiniec. Co prawda, nie było tam żadnych taśm, ale znaleziono cały
stos magazynów porno. Cały. Ogromny stos! Ale to by mnie nie obchodziło, póki był
spokojny  a sam zapewne nie byłbyś spokojniejszy od niego! Jednak były tam dwie
maleńkie, niezwykle czułe kamery zainstalowane u wejścia do klatki. Jestem przekona-
ny, że wcale nie siebie zamierzał filmować. Sądzę, że planował zwabiać do siebie nielet-
nich chłopców. Być może i dziewczęta. A to już byłby jak najbardziej mój interes. I do-
brze się stało, że Szpital nakazał mu odejście, nim rozpoczął swoją działalność. W prze-
ciwnym bowiem razie my musielibyśmy się nim zająć... Jeśli idzie o mnie, to preferu-
ję inny rodzaj fotografii  machnął ręką w stronę rozpiętego na ścianie zdjęcia.  Sam
to zrobiłem.
 Imponujące.
 Jest na nim każdy szczegół. %7ładnych zamazań.
 I cały ten... elektroniczny harem jest jeszcze w mieszkaniu Weinbergera?
 A gdzie? Dyspozytor Publiczny opieczętował mieszkanie ze wszystkim, co było w
środku. Tak będzie, dopóki właściciel nie umrze. Wtedy dopiero zostanie to uprzątnię-
te, a mieszkanie przekazane nowym lokatorom.
 Ciekaw jestem, czy coś zostało stamtąd zabrane przez was... jako dowód, oczywi-
ście?
 Dowód czego? Planu seksualnego niewolenia nieletnich? To już nie ma znaczenia.
Moim zdaniem zresztą, opieczętowywanie czyjegoś mieszkania i czekanie tygodniami
jest po prostu głupie. Zawsze mówiłem, by wyrzucić to z regulaminu. To marnotraw-
stwo. To bezcelowe. Nikt, kto odchodzi, nie wraca już na stare śmiecie.
 Ale to niezwykle ważne ze względów psychologicznych.
 Być może  machnął lekceważąco dłonią Bekker.  Znasz się na tym lepiej niż
41
ja. Mam nadzieję, że byłem pomocny. Przynajmniej wiesz, dlaczego otworzył ogień.
Odkręciła mu się we łbie śrubka od seksu. Pewnie sam już nic nie mógł. Potem stracił
swój harem, zanim jeszcze zdążył zaprosić młodzież. Więc wystrzelił, bo tylko tyle jesz-
cze mógł.
Jim wstał.
 Dziękuję za pomoc, Bekker.
 Pozdrowienia dla Noela.
 Noela. Masz na myśli Resnicka?
 To nie Resnick cię przysłał?  Bekker wytrzeszczył oczy.  To nie on ci radził, by
się ze mną skontaktować?
 Nie, przyszedłem się po prostu zarejestrować. Spytałem urzędniczkę na parte-
rze...
 Popatrz, popatrz  mruknął z uznaniem Bekker.  Musisz być cwanym prze-
wodnikiem... No dobrze, ja się nie będę mieszać do twoich spraw!
 Przepraszam, jeśli zrobiłem złe wrażenie  odezwał się Jim bardzo niewinnym
głosem.
 W porządku... O tak, jesteś wymarzonym przewodnikiem dla Weinbergera. Do-
bre z was obu ziółka.
VIII [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum