[ Pobierz całość w formacie PDF ]

położonej przy południowym krańcu zatoki, Melissa zwolniła kroku.
 Może jednak zostanę na brzegu  odezwała się nieśmiało do Teri, przyglądając
się z niepokojem grzywiastym falom na morzu, kontrastującym z bezpieczną tonią
zatoki.  A co będzie, jak dostanę morskiej choroby?  A dlaczego miałabyś ją
dostać?  spytała Teri, chociaż pamiętała doskonale rozmowę ze swą przyrodnią
siostrą zeszłym tygodniu, gdy leżały na plaży i obserwowały regaty żaglówek,
ścigających się na zatoce.  A dlaczego my nie mamy łodzi?  spytała wtedy.
Melissa roześmiała się.  Bo ja i tata mamy chorobę morską. Na moje dziesiąte
urodziny wziął mnie na ryby i prawie wywaliło nam żołądki na wierzch. To było
nie do wytrzymania. Jeżeli o mnie chodzi, mogę już nigdy więcej
nie pływać łodzią.
Rozszerzywszy ze zdziwienia oczy, jak gdyby dopiero co przypomniała sobie tę
rozmowę, Teri spojrzała przepraszająco na siostrę:
 Boże drogi, zapomniałam.  Ale po chwili jej twarz się rozjaśniła.  To
przecież było dawno temu  powiedziała.  Zobaczysz, nic ci nie będzie. Poza
tym, spójrz na wodę. Morze w zatoce jest zupełnie bez fal. Dlaczego miałabyś
dostać choroby morskiej?
Melissa spojrzała na nią przerażonymi oczyma.  Wystarczy, że o tym pomyślę,
to robi mi się już niedobrze. Były już przy nabrzeżu i Melissa zatrzymała się nagle.
 Czy będziesz się na mnie gniewać, jak nie pójdę z tobą?  spytała
niespokojnym głosem.
 Jasne, że nie  zapewniła ją Teri.  Gdybym przypomniała sobie o tym
wcześniej, w ogóle nie powiedziałabym im, że przyjdziemy. Ale co powiemy
twojej mamie?
 Może wcale jej o tym nie powiemy  zaproponowała nieśmiało Melissa. 
Mogłabym tu zaczekać na ciebie, aż wrócisz, i mama wcale by się nie dowiedziała,
że nie popłynęłam z wami.
Teri potrząsnęła przecząco głową.  Dowiedziałaby się. Dziś po południu idzie do
klubu i wiesz, jaka ona jest. Będzie mówiła o tym, że pływałyśmy razem na jachcie
Fieldin-gów, i będzie robiła z tego wielkie halo. Niech tylko ktoś się wygada, że
wcale nie płynęłaś...
Melissa westchnęła, świadoma, że jej siostra ma rację. Już widziała matkę, jak robi
jej wściekłe wymówki, że najpierw przyjmuje zaproszenie, a potem nie idzie. A
wieczorem, jak już będzie w łóżku...
A poza tym  pomyślała  Teri ma rację. Jeśli wezmę się w garść i będę cały czas
na zewnątrz, a nie w środku, to nic mi nie będzie. A jak nie pójdę, wszyscy
pomyślą, że stchórzyłam.
- Masz rację  powiedziała, nadając swojemu głosowi ton bardziej pewny, niż
czuła to w rzeczywistości.  Jak inni mogą mnie lubić, kiedy nigdy nie chcę robić
tego, co im sprawia przyjemność?
Teri uścisnęła ją zachęcająco.  Brawo!  powiedziała.  Wszystko będzie w
porządku, zobaczysz. Będzie wspaniałe.
Ruszyły brzegiem przystani i odnalazły łódz. Lakierowane drewno kokpitu
błyszczało w słońcu, a na pokładzie czekali już na nich uczestnicy przejażdżki.
Kiedy obie dziewczyny weszły na łódz i zeszły pod pokład, Jeff i Brett popuścili
cumy, a Kent uruchomił silnik.
Teri spojrzała na niego niepewnie.  Myślałam, że będziemy żeglować 
powiedziała.
 Będziemy  odpowiedział Kent.  Ale jest zły wiatr i nie wyjdziemy na nim
na żaglach z przystani. Postawimy je, jak wyjdziemy z zatoki.
Jeff i Brett zrzucili cumy i skoczyli na pokład, a Kent odepchnął łódz od brzegu.
- Otwieram colę!  krzyknęła spod pokładu Ellen.  Chce ktoś?
- Zejdę tam i pomogę ci!  odkrzyknęła Teri i schyliwszy głowę zeszła wąskim
przejściem do kabiny. Wyszła
stamtąd po chwili, trzymając w ręku trzy puszki z napojami, Rolała je. wręczając
ostatnią Melissie, ta jednak potrząs-przecząco głową.
- Lepiej będzie, jak to wypijesz  radziła jej Teri.  Dzięki temu będziesz miała
coś w żołądku.
Kent spojrzał na Melissę.
- Ty chyba nie masz choroby morskiej, co?  zapytał i niepokojem w głosie.
Melissa zrobiła się purpurowa na twarzy, a Teri powiedziała ta nią:
- Miała tylko raz, ale to było dawno temu. Nic jej nie będzie.
 Lepiej, żeby tak było  odpowiedział Kent.  Oj-ciec mnie zabije jak
zapaskudzi łódz.
Melissa przygryzła wargi i do oczu napłynęły jej łzy, lecz postanowiła się nie
odzywać. Wszystko, co musi robić, to siedzieć nieruchomo i patrzeć na brzeg.
Wtedy nic jej nie będzie. Wzięła jednak colę od Teri, która uśmiechnęła się do
niej, by dodać jej otuchy.
Kent wyprowadził łódz na środek zatoki, wyłączył silnik i dał znak Brettowi, żeby
podniósł główny żagiel. Brett zaczął wciągać go na maszt, a unoszące się w górę
płótno zatrzepotało głośno uderzone wiatrem. Po minucie Jeff zaczął wciągać
kliwer, a Ellen i Cyndi zabrały się do lin. Wreszcie Kent ustawił łódz z wiatrem,
żagle wybrzuszyły się, a jacht się przechylił. Melissa, zaskoczona nagłym
przechyłem kadłuba, wypuściła z rąk puszkę, ale zdążyła ją złapać, zanim cola
rozlała się po pokładzie.
 Cudownie  westchnęła Teri, gdy łódz zaczęła nabierać szybkości.  Czyż to
nie jest piękne?
Melissa siedziała sztywno w kokpicie i trzymała się kurczowo okrężnicy. Udało jej
się odwrócić i nie patrzeć na odległą o paręset metrów plażę i poszukała wzrokiem
siostry. Teri wyciągnęła się wygodnie na drugiej stronie łodzi i wystawiła twarz do
słońca, a wiatr rozwiewał jej włosy.
 Rozluznij się  powiedziała do Melissy.  Połóż się tak jak ja i zobacz, jakie to
świetne.
Aódz sunęła gładko w kierunku północnym i jedynym słyszalnym teraz dzwiękiem
był delikatny szum rozcinanej dziobem wody. Ellen i Cyndi wyszły z kabiny i
usadowiły się na przednim pokładzie, a Brett poszedł w stronę kokpitu i położył
się obok Teri.
 I jak?  zapytał.  Podoba ci się?
 Wspaniale  odpowiedziała dziewczyna, odsuwając nogi, żeby mu zrobić
miejsce.  Dokąd płyniemy?
Brett wzruszył ramionami.  Nie wiem  odparł.  A dokąd chciałabyś?
Teri spojrzała na otwarte morze.
 Możemy wypłynąć tam?
- Jasne  odpowiedział Brett i krzyknął:  Hej, Kent, mogę przejąć ster?
Kent opuścił koło sterowe i Brett zajął jego miejsce. - Gotów!  zawołał, a Jeff
spuścił kliwer i wręczył koniec linki Melissie.  Wiesz, co z tym zrobić? 
zapytał, lecz dziewczyna potrząsnęła przecząco głową. Jeff spojrzał znacząco w
górę.  Trzymaj to po prostu i kiedy Brett krzyknie  wyciągać", to puść.  Nie
czekając na jej odpowiedz, przeszedł na prawą burtę i zajął się głównym żaglem.
 Wyciągać!  zawołał Brett, kręcąc kołem. Melissa puściła linkę i kliwer
załopotał na wietrze. Po chwili Jeff znowu wciągnął główny żagiel i gdy ten został
uwolniony pod nowym kątem, kłiwer wybrzuszył się ponownie, a łódz przechyliła
się w drugą stronę i skierowała na otwarte morze.
Pięć minut pózniej, kiedy wychodzili z zatoki, kołysanie natychmiast zwiększyło
się, a dziób zaczął unosić się w górę i w dół. Cyndi i Ellen, trzymając się lin, zeszły
z dziobu i rozsiadły się w kokpicie.
Melissa poczuła pierwsze, niewyrazne oznaki nadciągających mdłości i sięgnęła po
puszkę z colą. Wypiła ją łapczywie, ale słodki napój niewiele jej pomógł.
 Nie  powiedziała sobie  nie zwymiotuję, nic mi nie będzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum