[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie mam także rogów. W zasadzie. - Uśmiechnął się, gdy Rowena wróciła do salonu.
- Nie wiem, czybym się tam znalazł, gdyby Rowena nie suszyła mi głowy.
- Czy on chciał mnie zabić?
- Rozlał już ludzką krew. - Pitte usadowił się w fotelu. - Mógł przelać również twoją.
- A czy... mógł zabić ciebie? Pitte dumnie uniósł podbródek.
- Niechby spróbował.
- Nie byłoby skuteczniej zjawić się we własnej postaci i z bronią palną? - zasugerował
Brad.
- Nie mogę walczyć z nim w ludzkiej postaci, gdy on przybiera zwierzęcą.
- Ciężko cię zranił - przypomniała Zoe. - Miałeś poszarpany bok.
- Został opatrzony. Dziękuję za troskę.
- Oto i herbata. Gderał, kiedy go opatrywałam. - Rowena uniosła dzbanek, który
służąca postawiła na stoliku. - A to dobry znak. Gdyby rany były naprawdę poważne, nie
mówiłby nic.
- Miałam rację, że tam wróciłam. Ciągłe czuję, że za mało się staram. Ale tym razem
miałam rację.
- Sama wybierasz drogę. - Rowena podała Zoe filiżankę. - Twój mężczyzna niepokoi
się o ciebie. Rozumiem to - zwróciła się do Brada, nalewając herbatę do drugiej filiżanki. -
Obiecuję, że uczynimy, co w naszej mocy, by zapewnić jej bezpieczeństwo.
- Otoczyliście ochroną Simona. Otoczcie również Zoe.
Na twarzy Roweny odmalowało się współczucie, gdy wręczała filiżankę Bradowi.
- Nie ma klucza bez ryzyka. Nie ma końca ryzyka bez klucza. Twoja wiara jest jej
potrzebna. Jest równie ważna jak tarcza i miecz.
- Wierzę w Zoe bez zastrzeżeń. I ani na jotę nie ufam Kane'owi.
- W obydwu kwestiach masz słuszność - przyznał Pitte. - Może on teraz liże rany, lecz
jeszcze z wami nie skończył.
- Dotychczas jakoś się mną nie przejmował - zauważył Brad.
- Przebiegły wróg wybiera czas i pole. Im bardziej będzie jej na tobie zależało, tym
silniejszy okaże się cios. Mimo wszystko najpewniejsza droga do duszy wiedzie przez serce.
Filiżanka Zoe z brzękiem podskoczyła na spodku. Brad skinął głową w kierunku
Pitte'a.
- Zajmijmy się na razie bieżącymi sprawami, a o ciąg dalszy zaczniemy się martwić,
kiedy nastąpi. Jesteś strażniczką kluczy - zwrócił się do Roweny. - Reguły gry uległy zmianie,
jak sama stwierdziłaś. Daj jej klucz i skończmy z tym.
- On negocjuje - Pitte z wyraznym zadowoleniem wyprostował się w fotelu. - Została
zawarta umowa.
- W której nie uwzględniono zagrożenia dla zdrowia i życia - odparował swobodnie
Brad. - I którą unieważniają fizyczne ataki na osoby zaangażowane.
- Zrzekły się one rekompensaty za obrażenia powstałe z przyczyn od nas
niezależnych.
- Nie otrzymały pełnych informacji.
Rowena westchnęła.
- Czy musisz go zachęcać? - spytała Brada. - Nie wątpię, że obydwaj z przyjemnością
wdalibyście się w zażarty spór na temat umowy, warunków i tak dalej. Prawda jest taka, że
zgadzam się na odstąpienie od kary polegającej na utracie roku życia, jeśli Zoe postanowi
przerwać poszukiwania. Pitte również wyraża na to zgodę, choć najchętniej
przedyskutowałby najpierw warunki. Dla zasady.
- I dla rozrywki - wtrącił Pitte.
- Nie mogę dać jej klucza - podjęła Rowena. - Z chwilą zaakceptowania i podjęcia
poszukiwań znalazł się poza moim zasięgiem. Nie wolno mi dotknąć kluczy, dopóki nie
zostaną odnalezione przez wybrane osoby lub dopóki nie upłynie wyznaczony czas. Tak się
rzeczy mają.
- Więc powiedz jej, gdzie on jest.
- Nie mogę.
- Ponieważ nie ma go nigdzie, póki go nie odnajdę - odezwała się cicho Zoe,
uświadamiając to sobie teraz wyraznie. - Nie ma go - powtórzyła, patrząc na Rowenę - póki
nie znam miejsca.
- Moc spoczywa w twoich rękach. Musisz tylko pojąć, jak jej używać.
- Czy sama z siebie weszłam w lustro, czy ty to sprawiłaś?
- Nie rozumiem.
- Mówię o lustrze na strychu w  Pokusie . Zobaczyłam w nim Kynę. Popatrzyłyśmy
sobie w oczy, a potem przeszłam na drugą stronę i znalazłam się w ogrodzie, tym z obrazu.
Częściowo byłam nią.
Rowena zacisnęła dłoń na jej nadgarstku.
- Opowiedz mi wszystko. Po kolei.
Słuchała, nie odrywając oczu od twarzy Zoe, która czuła palce wbijające się w ciało
tak mocno, że musiały pozostawić sińce. Gdy skończyła, uścisk zelżał.
- Jedną chwilę - poprosiła schrypniętym głosem Rowena. Wstała i podeszła do
kominka.
- A ghra. - Pitte zbliżył się do niej, przytulił policzek do czubka jej głowy.
- Czy stało się coś złego? - Głęboko poruszona, Zoe poszukała dłoni Brada.
- Obawiałam się dla mego świata najgorszego. %7łe Kane wystąpi przeciw wszelkim
prawom i nie uda się go powstrzymać. Ze rozleje krew śmiertelnych i nie poniesie kary. Och -
Rowena odwróciła się, przywarła policzkiem do piersi Pitte'a. - Moje serce było zasnute
mrokiem i pełne lęku.
- Toczy się bitwa, co do tego nie ma wątpliwości. A ja ugrzęzłem tutaj. - W głosie
Pitte'a brzmiały frustracja i gorycz.
- Jesteś tutaj potrzebny. - Rowena cofnęła się o krok. Policzki miała mokre od łez. - Tę
bitwę również musimy wygrać. - Ponownie stanęła obok Zoe. - Budzi się we mnie nadzieja.
Zoe wyjęła z torebki jednorazową chusteczkę, podała Rowenie.
- Nie bardzo rozumiem.
- Nie dostrzegłam tego i Kane także nie. Ani ja nie przewidziałam niczego podobnego,
ani on. Jeżeli mogła ci pozwolić dotknąć swojej istoty, oznacza to, że zdołał do niej dotrzeć.
- Kto?
- Król. Nie tylko Kane wykorzystuje wojnę do własnych celów. Jeśli zwyciężymy w
tym świecie, król zwycięży w tamtym. Otrzymałaś dar, Zoe. Przez kilka chwil byłaś boginią,
królewską córką. - Twarz Roweny promieniała. - Nie tylko zobaczyłaś, czym są i co utraciły,
lecz dotknęłaś tego. Kane nigdy nie zdoła rozerwać tej więzi.
- Próbowała walczyć, ale nie mogła. Dobyła miecza - Zoe jeszcze teraz poczuła, jak
ostrze wyskakuje z pochwy - lecz została powalona, zanim zdążyła zadać cios.
- Bitwa wciąż trwa. - Rowena dotknęła jej ręki, delikatnie. - I w twoim świecie, i w
moim.
- Rozpoznała go. Zrozumiała... zrozumiała wszystko i spojrzała mu prosto w oczy.
- Dotknęła cię, wcieliła się w ciebie na owych kilka chwil. Myślę, że wiedziała to, co
wiesz ty. To był twój dar dla niej.
- Mam nadzieję, że również wie, iż nie zostawię jej tam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum