[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co to za przypadek? - zainteresowała się Penelope, żądna ambitniejszych wyzwań.
- Urazy wielosystemowe. Auto kontra drzewo. Trzeci stopień nieprzytomności na skali
Glasgow.
- Pacjent zaintubowany? - zapytał Jack.
- Nie. Z powodu szczękościsku. Ma także pękniętą podstawę czaszki, więc pielęgniarze
również nie byli w stanie założyć mu rurki przez nos. Nasycenie tlenem osiemdziesiąt pięć
procent.
Pielęgniarki już ruszyły w stronę sali, po drodze nakładając jednorazowe fartuchy.
- Trzeci stopień! - Penelope potrząsnęła głową. - Tyle samo co drzewo!
Piętnastopunktowa skala Glasgow służy do pomiaru poziomu przytomności pacjenta.
Podzielona jest na trzy kategorie: szerokości otwarcia zrenic oraz reakcji na bodzce werbalne
i motoryczne. Najwyższa ocena to piętnaście punktów, najniższa trzy. Otrzymuje ją pacjent,
który nie reaguje na głos ani na bolesne bodzce. Osoba zmarła otrzymuje po jednym punkcie
w każdej kategorii. Penelope widziała wielu pacjentów, zwłaszcza młodych, którzy przeżyli i
odzyskali zdrowie, mimo że ich przytomność oceniono na trzy punkty. Trzy punkty
wymagają pełnej gotowości reanimacyjnej.
- Kto zajmuje się sztucznym oddychaniem? - rzuciła Penelope, otwierając pojemniki z
kroplówkami. - Ja mam krążenie.
- Arnanda. - Belinda przygotowywała instrumenty. - Jestem szefową zespołu - rzekła do
Amandy. - Nie zapomnij sprawdzić baterii laryngoskopu. I przygotuj cały ze staw rurek do
zabiegu. Nie wiemy jeszcze, jak duży jest ten pacjent.
Penelope przysunęła stojak do kroplówek i zawiesiła na nim pojemnik. Otworzyła zawór,
aby usunąć powietrze z rurki. Po drugiej stronie stołu Mark wkładał rękawiczki. Rzucili sobie
przelotny uśmiech. Oboje byli skoncentrowani na sprawach zawodowych. Ponadto tuż obok
niej stał Jeremy. Przez cały czas przygotowań czuła na sobie jego wzrok. Odwróciła się, by
uporządkować zapasy płynów. Dobrze się składa, że tym razem nad drogami oddechowymi
czuwa Amanda, a jej przypadło współpracować z innymi lekarzami niż Jeremy.
- Za cztery minuty przyjeżdża pacjent.
Podeszła do wózka z medykamentami, gdzie Mark nabierał leki do strzykawek.
- Penny, przygotuj atropinę. I jeszcze jedno opakowanie metoklopramidu - poprosił.
Stale czuła na sobie wzrok anestezjologa. Może to dobrze, że już plotkowano o jej
zaręczynach z Markiem? Może dzięki temu Jeremy nareszcie da jej spokój? Gdy podpisywała
kolejne strzykawki, zorientowała się, że gwar na sali przycicha, co oznacza, że przygotowania
dobiegają końca. W oczekiwaniu na przyjazd pacjenta rozmawiano przyciszonym głosem.
Jeremy stanął tuż obok niej.
- Dawno cię nie widziałem. Ukrywasz się przede mną?
- Skądże. - Otworzyła kolejną ampułkę.
- Zlicznie wyglądasz. - Przyglądał się, jak napełnia strzykawkę. - Jak zwykle.
Oparł się łokciem o wózek. Ta pozycja sugerowała bliską zażyłość. Penelope czuła się
skrępowana. Rozejrzała się, by sprawdzić, czy ktoś ich widzi. Zwłaszcza Mark. Niestety,
patrzył prosto na nich. Czując, że się czerwieni, wyjęła marker, by opisać strzykawkę. Zaloty
Jeremy'ego były jej nie w smak, ale co mogła zrobić?
- Jeszcze minuta.
Cały zespół powoli ruszył do drzwi. Obok Marka przystanął Jack.
- Słyszałem, że należy ci pogratulować. Udało ci się.
- Wiem - przyznał. Przeniósł wzrok na Penelope.
Wcale nie była pewna, czy nie ma jej za złe, że ta informacja nie jest już ściśle tajna, ale
on tylko uśmiechnął się do niej.
- Gratulacje? Z jakiego powodu? - To pytanie, zadane szeptem, zelektryzowało ją.
Zapomniała, że Jeremy stoi tuż obok. - Czy stało się coś, o czym nie wiem?
Dzięki Bogu nie musiała odpowiadać, ponieważ do sali wkroczyli pielęgniarze z noszami.
Z wyrazu jego twarzy zdążyła jedynie wyczytać, że wszystkiego się domyślił. Oraz że nie jest
zadowolony. Poczuła bardzo nieprzyjemny ucisk w dołku, który towarzyszył jej przez dłuższy
czas, mimo że skupiła się już na swoich zadaniach.
- Sheila Henry, lat czterdzieści dwa.
Kobieta była przypięta do deski. Miała też nałożony kołnierz ortopedyczny. Jeden z
członków ekipy przytrzymywał maskę tlenową. Była podłączona do przenośnego EKG.
Personel ustawił się do przełożenia deski z noszy na stół.
- Na trzy - komenderował Mark. - Raz, dwa, trzy.
Belinda stała w gotowości z mankietem ciśnieniomierza, Penelope zaś sięgnęła po
nożyczki, by zdjąć z pacjentki resztę ubrania.
- Zderzenie przy dużej prędkości. Zniszczony przód samochodu oraz bok od strony
kierowcy.
- Stopień przytomności, kiedy przyjechaliście na miejsce wypadku?
- Trzy. Złamanie złożone z przebiciem skóry prawej kończyny dolnej oraz kostki.
Pęknięcie części potylicznej czaszki.
- Penny, jeszcze jeden wenflon i kaniula. Czternastka.
Błyskawicznie położyła je, zgodnie z życzeniem Marka, obok lewego ramienia kobiety, i
wróciła do rozcinania jej spódnicy. Inni przez ten czas zdejmowali pasy. U stóp stołu stał
Matt. Uniósł spory opatrunek, by obejrzeć złamania podudzia i stawu skokowego. Stopa
pacjentki leżała pod nienaturalnym kątem, lecz krwawienie było niewielkie. Matt zmienił
opatrunek. Na ocenę urazów ortopedycznych przyjdzie pora po ustabilizowaniu oddychania i
krążenia.
Penelope zerknęła w drugi koniec stołu, gdzie Amanda zawiadywała podawaniem tlenu.
Trzeba było zmienić kolejny opatrunek na tyle czaszki, ponieważ poprzedni był już
przesiąknięty krwią. Przecinając biustonosz kobiety, Penelope dotknęła ręki Jeremy'ego, a on
odepchnął stetoskopem jej dłoń.
- Oddech równomierny. Nie ma odmy opłucnowej.
- Ciśnienie skurczowe początkowo wynosiło sto dwadzieścia - relacjonował członek
ekipy. - W drodze podskoczyło do stu czterdziestu pięciu z rosnącą amplitudą tętna. Liczba
oddechów na minutę utrzymywała się na poziomie czterdziestu, a tętno spadło ze stu
trzydziestu do osiemdziesięciu pięciu.
Penelope zdawała sobie sprawę, co to znaczy. Wszystko wskazuje na rosnące ciśnienie
śródczaszkowe. Należy teraz jak najszybciej zabezpieczyć drogi oddechowe, aby umożliwić
tomografię w celu ustalenia rodzaju i rozmiarów uszkodzeń. Przede wszystkim po to, by
zapobiec nieodwracalnym zmianom.
- Wezwać neurologa? - zapytała Belinda.
- Lewa zrenica rozszerzona. Nie reaguje. - Matt stanął w głowach stołu, obok Amandy.
Gestem dał znak Belindzie. - Dzwoń na neurologię. I dowiedz się, kiedy najszybciej zrobią jej
tomografię.
- Czy można już zdjąć kołnierz? - niecierpliwił się Jeremy. - Chciałbym przejść do
intubacji. Gdzie, do cholery, jest sukcynylocholina?
Penelope ruszyła po strzykawki ze środkiem zwiotczającym, podawanym przed intubacją.
Jeremy wziął je od niej bez słowa.
Amanda poruszyła się niespokojnie.
- Penny, czy możesz trzymać głowę, jak będę zdejmować kołnierz?
- Penny, trzeba uzupełnić kroplówkę. - Matt sprawdzał poziom płynu w pojemniku.
- Niechżeż ktoś zdejmie ten kołnierz! - warknął Jeremy.
Matt uniósł brwi, popatrując na Amandę.
- Ja ustabilizuję głowę - zwrócił się do niej. - Zdejmij kołnierz i wykonaj ucisk chrząstki
pierścieniowatej. Penelope zawiesiła nowy pojemnik z kroplówką, pochylając się ponad
pielęgniarką, która podłączała EKG. Pacjentka była na stole dopiero od dwóch minut, a już
tyle się wydarzyło. Niewiele brakowało, by na sali zapanowała bardzo nieprzyjemna
atmosfera nerwowego napięcia. Obcesowe zachowanie ze strony któregokolwiek z lekarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum