[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bez powietrza nie pojedziesz!
- Może to nie Antek? - próbowałem załagodzić sprawę.
Aukasz zaperzył się.
- Nie Antek? To dlaczego spokojnie przejechał, a cała reszta się skotłowała.
Teraz będą musieli przed następnymi wyścigami oczyścić trasę. Bo nie nazywam się
Aukasz, jak nie zostanie złożony protest. Ja zresztą nie będę się do tego mieszał, ale
że to sprawka Antka, to rzecz pewna. Kiedy go dochodziliśmy, to widziałem, jak
sięgnął do kieszeni koszulki. Wtedy musiał wyjąć te parszywe druty i rozrzucić je na
ścieżce.
Oburzyłem się.
- To teraz z tymi pociętymi drutami do jury. I zgłoście, że widzieliście, jak
Antek wysypywał druty na ścieżkę!
Chłopcy popatrzyli jeden na drugiego.
- Widzieć jak sypie, to po prawdzie nie widzieliśmy. Ja widziałem tylko, jak
sięga do kieszonki i coś wyjmuje. Ale co, nie wiem.
Andrzej podrapał się w głowę.
- Ja nawet dokładnie nie widziałem, czy coś wyjmuje z kieszonki. Wiadomo,
trasa nierówna i trzeba patrzeć pod koła.
Nie wytrzymałem:
- Ale, do diabła, tam więcej kolarzy poprzebijało opony.
Aukasz rozłożył ręce.
- Trudno się mówi.
- Ale Antek przejechał?! - Widocznie miał szczęście.
- A wy nie?
- My nie.
Andrzej zauważył:
- Może te druty dzieci porozrzucały, aby się cieszyć naszymi kłopotami. Antek
jest na tyle dobrym kolarzem i to w dodatku wyposażonym w świetną maszynę, by nie
musiał uciekać się do numerów z, drutami. Ja tam świadczyć przeciwko niemu nie
będę.
- Ani ja! - poparł przyjaciela Aukasz.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie rozumiem was.
Popatrzyli po sobie.
- Nie rozumie pan?
- Powiedziałem już, że nie.
Aukasz z zawstydzeniem zatarł dłonie:
- Bo widzi pan, my chcemy wygrać z Antkiem na trasie. A nie, jak to dorośli
mówią, przy zielonym stoliku.
Andrzej poruszył się niespokojnie.
- Za rok znów będzie wyścig  O Złoty Floren . Przygotujemy się do niego
lepiej niż do tegorocznego.
Zaśmiałem się.
- A jeśli Antek przygotuje jeszcze ciekawszy numer niż dzisiejsze pocięte
druty?
Aukasz machnął rękę.
- %7ładen podstęp nic mu nie da. Urwiemy się mu zaraz po starcie.
Słowo daję, zaimponowali mi chłopcy!
Wsiadłem na jawę, Andrzej na tylne siodełko z rowerem przewieszonym przez
ramię. Odwiozłem chłopaka do domu i wróciłem po Aukasza. Może to wydać się
dziwne, ale dalsze wyścigi kolarskie tego dnia już nas nie obchodziły. Nie
interesowaliśmy się też, jak organizatorzy poradzą sobie z drutami rozsypanymi na
wzgórzu.
Tymczasem na posesji wynajętej przez Józka Baziaka, zwanego  młodszym i
Jedynką, wrzało huczne obchodzenie zwycięstwa najmłodszego Baziaka. Wystawiono
stoły do ogrodu, a co na nich ciastek, ciasteczek, cukierków. Tuż obok piętrzyły się
skrzynki z colą i innymi napojami (oczywiście bezalkoholowymi). Poczesne miejsce
przy głównym stole zajęli rodzice Antka, państwo Władysław i Anna Baziakowie.
Obok nich siedział dumny jak paw Antek, wciąż w złocistym trykocie i przepasującej
go biało-zielonej wstędze.
Od czasu do czasu jednak wstawał i wchodził między bawiących się doskonale
i bez niego dotychczasowych rywali. Rzekłbyś:  Król brata się z pospólstwem!
Dostrzegł przez żywopłot głowy Andrzeja i Aukasza i podszedł do nich (ja, na
szczęście, zdołałem się ukryć).
- Dlaczego nie przyszliście na moje małe przyjątko? - spytał uśmiechając się
do nich.
Andrzej podrzucił w górę i złapał kawałek kolczastego drutu.
- Już ty, Antek, wiesz dlaczego - powiedział Aukasz. - Za rok będzie znów
wyścig i zabawimy się po nim, ale wątpię, czy wtedy będzie ci się chciało bawić...
Antek zwiesił głowę i miętosząc w ręku biało-zieloną szarfę zawrócił na swoje
miejsce za stołem, na którym stał puchar, a z niego zwieszał się na złotym łańcuszku
floren tak wypolerowany, że blask bił z niego w oczy.
 Trójce Józka Baziaka przypadła rola kelnerów, z której nie byli zbyt
zadowoleni. Sam Józek rozparł się wygodnie w foteliku i dłubał wykałaczką w
zębach. Tymczasem na przyjęciu musiały być i mocniejsze trunki dla dorosłych, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum