[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wyobrazcie sobie, że ci przeklęci budowlańcy znalezli w tej wilgotnej ścianie jakieś pleśnie, a to
oznacza, że prace się przedłużą. Nie wiem, czy w ogóle stąd się kiedyś zabiorą.
Terry nie była uszczęśliwiona tą wiadomością. Wynikało z tego, że będzie musiała dłużej mieszkać z
Athollem i była z tego powodu niezadowolona. I tak myślała o nim nieustannie, a fakt, że przebywali
ze sobą tak blisko, nie ułatwiał sprawy. Zwłaszcza gdy leżała w łóżku, nie potrafiła nie myśleć o tym,
że Atholl jest tuż za ścianą, bez mała w zasięgu ręki.
Całe szczęście wieczorami chodził na różne zebrania albo odwiedzał wuja w szpitalu, więc była sama.
Nie zmieniało to jednak faktu, że powinna jak najszybciej znalezć sobie jakieś lokum. Porozmawia z
nim o tym przy najbliższej okazji.
- Więc te wszystkie rzeczy muszą leżeć u mnie w gabinecie? - spytała Sue Calder, pielęgniarka środo-
wiskowa. - Bardzo mi przeszkadzają, zwłaszcza kiedy przychodzą matki z dziećmi na szczepienia.
- Obawiam się, że na razie nie mamy wyjścia.
- A co z gabinetem, w którym ja urzęduję? - spytała Terry. - Jest bardzo duży, nie potrzebuję aż tyle
miejsca. Koło biblioteczki spokojnie można coś położyć.
- Jesteś pewna?
%7łYCZ MI SZCZZCIA
219
- Jak najbardziej. Wydaje mi się, że sporo z przechowywanych tam akt i czasopism to starocie i można
by je wyrzucić. Dzięki temu zyskalibyśmy jeszcze więcej miejsca. Co ty na to, Sue?
- Zwietny pomysł. Teraz muszę posadzić sobie pacjenta na kolanach, żeby mu zmierzyć ciśnienie.
Dzięki, Terry. A przy okazji, widziałaś już lokalną gazetę? Masz ją, Bunty?
Bunty podała Terry egzemplarz tygodnika.
- Zapewne zaproponują ci za chwilę rolę w filmie. Superman przy tobie to pestka!
Terry spojrzała na ogromną fotografię przedstawiającą ją i Atholla, śmiejących się do obiektywu.
Wielki tytuł głosił:  Dzielna lekarka ratuje matkę i dziecko".
- Chyba lekko przesadził - rzekła z rozbawieniem. Atholl zajrzał jej przez ramię.
- Rzeczywiście, przeszedł samego siebie. Fotografia była całkiem dobra. Terry złożyła gazetę
i schowała ją do torby. Na pamiątkę.
- Jadę dziś do sióstr Mackie - oznajmiła Sue. -Obie są takie słabe, że nie obejdą się bez pomocy, ale
wiem, że nie chcą o niej słyszeć. Atholl, może wpadłbyś do nich i powiedział, co o tym myślisz? I nie
zapomnij zabrać psa. Na pewno dostanie biszkopty!
- Dobrze. Może uda mi się to załatwić jutro. -Zwrócił się do Terry. - Myślę, że powinnaś pojechać ze
mną. Chciałbym, żebyś poznała obie siostry i zobaczyła, gdzie mieszkają.
Podszedł do drzwi, ale na chwilę się zatrzymał.
- Jadę dziś wieczorem do szpitala i wrócę pózno. -Uśmiechnął się do niej w sposób, od którego miękły
jej kolana. - I dzięki za to, że pozwoliłaś nam przenieść
220
JUDY CAMPBELL
część rzeczy do swojego gabinetu. Jestem ci bardzo wdzięczny.
Terry poszła do siebie i schowała gazetę do szuflady. Potem stanęła przy oknie i wyjrzała na panoramę
Scuoli. Miała szczęście, znajdując takie miejsce na ziemi. Z każdym dniem czuła się tu coraz lepiej.
Oczywiście, wciąż prześladowały ją przykre wspomnienia, tęskniła za przyjaciółmi, ale stopniowo
ogarniał ją spokój i wypełniało uczucie zadowolenia, którego od dawna już nie odczuwała.
Popatrzyła, jak Atholl idzie do samochodu, zatrzymuje się, by porozmawiać ze starszą pacjentką, jak
jej z uwagą słucha. Uśmiechnęła się do siebie. Musiała przyznać, że część jej poczucia szczęścia brała
się z bliskości Atholla.
Ależ jest niemądra. Wcale nie przyjechała tu szukać mężczyzny, a Atholl jest chyba zadowolony ze
swego kawalerskiego stanu.
Do drzwi gabinetu zapukała Bunty, która przyniosła listę zapisanych na to przedpołudnie pacjentów.
- Bardzo proszę. Pierwszy jest Cyril Rathbone -oznajmiła radośnie. - Musi odbyć swoją cotygodniową
wizytę.
- Zaraz go poproszę.
Pan Rathbone z pewnością należał do ludzi, którzy uważają, że są chorzy, niezależnie od tego, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum