[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Niedawno podobnie zaczęliśmy... Też miałaś kłopot z kluczami. Pamiętasz?
- Pamiętam.
Mariel weszła do środka, z lubością wciągnęła w nozdrza zapach świeżej farby.
- Na zapleczu znajduje się duże pomieszczenie dla krawców, towarów i wszyst-
kiego, co potrzeba - rzekł Dane.
- Pełne wyposażenie...
Pod ścianami stały szafy oraz regały z jasnego drewna. Duże okno wystawowe
czekało na dekorację.
- Z przyjemnością się tu przeniosę. Kiedy to wszystko załatwiłeś?
- Ustawianie mebli skończyło się wczoraj. Trudno było organizować wszystko
w tajemnicy. Teraz wiesz, dlaczego musiałem wyjść przedwczoraj wieczorem. Robot-
nicy mieli kłopoty z zainstalowaniem oświetlenia.
- Prosiłeś mnie o trochę zaufania.
- I zaufałaś mi.
R
L
T
- Serdecznie dziękuję. Za wszystko.
Położyła jego rękę na swym brzuchu.
- Jedzmy do domu - szepnął Dane. - Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Chcę uczcić nasze szczęście w łóżku.
- Tak, jedzmy do domu.
R
L
T
EPILOG
Dwa lata pózniej
- Danny, idz do dziadka - poleciła tkliwie uśmiechnięta Mariel.
Daniel Huntington Czwarty miał już prawie półtora roku. Wyciągnął pulchne
rączki, chwiejnie zrobił kilka kroczków i znalazł się w ramionach dziadka.
Pan Huntington, który zamieszkał u syna, bezgranicznie pokochał wnuka. Ma-
riel była szczęśliwa. Aaskawy los podsunął ojcu i synowi szansę na pojednanie, z któ-
rej skorzystali.
Rodzina zapewnia szczęście, pomyślała Mariel, gładząc płaski brzuch. Tym ra-
zem chciałaby urodzić dziewczynkę, aby wyrównać proporcje. Dane z entuzjazmem
przyjął wiadomość o drugim potomku, płeć dziecka była mu obojętna.
Niepewnie popatrzył na ojca.
- Tato, czy aby na pewno sobie poradzisz? - zapytał.
- Nie jedziecie na koniec świata i w każdej chwili mogę was wezwać. - Starszy
pan spojrzał na wnuka. - Smyku, damy sobie radę?
Danny pokazał ząbki i wydał nieartykułowany dzwięk.
- Bez nas też będą szczęśliwi - orzekła Mariel.
- Nie martw się.
- Pierwszy raz ich zostawiamy - mruknął Dane bez przekonania.
- Twój ojciec lepiej radzi sobie z dzieckiem niż ty. No, idziemy. Stolik jest zare-
zerwowany na ósmą, a nie lubię się spózniać. Intuicyjnie czuję, że Justin i Cass mają
coś ważnego do zakomunikowania.
Poprawiła mężowi krawat. Dane nauczył się cierpliwie poddawać takim zabie-
gom.
- Czytałeś recenzję? - zapytała niby mimochodem.
- Nawet dwa razy.
- Przeczytaj głośno, żebym miała pewność.
R
L
T
-  Wczoraj odbył się pokaz modeli zaprojektowanych przez Mariel Davenport.
Jej swetry są ostatnim krzykiem mody. Widać w nich subtelne wpływy francuskie.
Oto rada pani Davenport: Mężczyzna musi zawsze być wierny sobie, nie powi-
nien ślepo ulegać modzie. Mój mąż jest najlepszym przykładem.
Dlatego Dane'a Huntingtona często widuje się w znoszonych dżinsach i naj-
modniejszym kaszmirowym swetrze. Pan Huntington jest najszczęśliwszym człowie-
kiem w Adelajdzie".
Dane spojrzał na żonę rozbawiony.
- Chciałaś, żebym o sobie czytał na głos?
- Nie. Chciałam wszystko jeszcze raz usłyszeć najszczęśliwszy człowieku. Nie
trzeba czytać, żeby to wiedzieć.
- Masz rację. Wyjątkowo.
- Zawsze mam rację. - Nadstawiła policzek do pocałunku. - Dlatego ożeniłeś się
ze mną.
Dane roześmiał się i przyciągnął ją, aby pocałować w usta.
- Nieprawda. To dlatego ty wyszłaś za mnie.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum