[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zasięgiem okien i ukwieconego pelargoniami małego balkonu mieszkania Kariny,
włączył sobie cichą muzykę.
Owszem, postąpił po chamsku i powinien się cieszyć, że nie wziął w ryj, co
akurat byłoby naturalnym następstwem obrócenia go poprzez odbicie ręki. Co mu
przyszło do głowy z takim tekstem? Nie był sobą.
Ale poza tą wpadką poszło genialnie.
Z lubością otworzył designerski plecaczek i wyciągnął z niego gruby plik
zadrukowanego papieru.
- Jestem świetny - powtórzył i zagłębił się w lekturze.
W miarę czytania jednak, jego pełen zadowolenia wyraz twarzy zmienił się
diametralnie.
- Jestem debilem - oznajmił.
Z rozmachem cisnął wydruk na siedzenie obok i wyłączył muzykę. Tak,
debilem. I ktoś mu ten fakt przed chwilą słusznie zasygnalizował.
Nie dosyć, że wykorzystując chwilową nieobecność dziewczyny, wyniósł z jej
mieszkania coś, co wziął za część książki Płonina, czyli popełnił kradzież, to jeszcze
kretyńsko się pomylił.
Właśnie ma przed oczami powieść, ale nie polityczną ani historyczną, tylko
typu fantasy, czy może po prostu baśń. I w dodatku, o ile się znał, pięknie napisaną.
Nie był to styl Sylwestra Płonina, a na pewno nie jego autorstwo.
Co teraz? Nic. Czuje się głupio. Redakcja, w której pracuje Karina Wińska,
zajmuje się poradami. Nie ma innej możliwości, bajka musi być prywatną własnością
dziewczyny. Przecież nie pójdzie teraz do niej, żeby zwrócić przywłaszczone mienie.
Więc co mu pozostało? Nie ma wyboru, przeczyta.
*
Teresa Chociej krytycznym spojrzeniem obrzuciła, wiszącą na ramiączku w
sypialni kremową sukienkę z brązowym paskiem. Strzepnęła ręką jej fałdy.
Wszystko w porządku. Z bursztynowym naszyjnikiem będzie wyglądać idealnie. Do
tego brązowa kopertowa torebka. Razem elegancko i inteligentnie.
W dodatku Ada prawie zgodziła się założyć coś innego niż zwykle. Daj Boże,
żeby nie zmieniła zdania. Teraz wyszła  obejrzeć ze znajomymi fontanny, bo
oczywiście wieczorem nie będzie mogła . Ale zawsze mówi, kiedy wróci i
dotrzymuje słowa. To dobre dziecko.
Pani Teresa przeszła do salonu, gdzie przy otwartych drzwiach balkonowych,
na niskim stoliku, ułożyła filiżanki i pokrojone drożdżowe ciasto. Za godzinę zacznie
przygotowywać się do wyjścia, a teraz będzie miała gościa. Naprawdę bardzo
dobrze, że Jan Reising wpadł na pomysł złożenia jej wizyty. Rozumie, że ona, jako
osoba luzno związana z Płoninami, ma szansę na wiele rzeczy spojrzeć bardziej
obiektywnie niż rodzina.
Słysząc dzwonek, dla porządku rzuciła okiem w lustro i postukując obcasami,
skierowała się do drzwi.
Wprawdzie była przygotowana na zmianę wyglądu niedawnego kloszarda, ale
podobnie jak pani Irmina, nie mogła ukryć zaskoczenia krótkimi włosami i gładko
wygoloną twarzą rzezbiarza. W dodatku, jak na kogoś po czterdziestce,
zdecydowanie młodą.
Gdy usiedli przy kawie, wymienili zdania na temat upalnej pogody i
makabryczności porannego zamachu.
- A skąd pan znał Sylwestra? - zainteresowała się pani Teresa.
- O, z bardzo zabawnej audycji - uśmiechnął się. - Na temat odbioru sztuki
przez społeczeństwo. Podczas nagrywania mieliśmy całkiem inne poglądy na któryś
z tematów. Profesor się mocno obruszył, więc ja zacząłem udawać wariata, na co on
chciał wyjść ze studia.
- Coś podobnego!
- Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, oczywiście dzięki
profesjonalizmowi pani redaktor, i pogodzeni skierowaliśmy się do baru. A potem,
chyba na zasadzie przeciwieństw, wyglądało, że nasza współpraca może dać niezłe
efekty.
- Tak, on był niezwykle dobrze zorganizowany. Wiedział, czego chciał, miał
plan i konsekwentnie go realizował. Tacy ludzie zawsze wygrywają.
- Dzięki swojej pracy.
- No może niekoniecznie - westchnęła. - Na przykład bardzo zgrabnie pozbawił
moją szwagierkę mieszkania po rodzicach na Koszykowej. Gdy można było je
wykupić, rodzina Mai, szanownej żony Sylwestra, dała pieniądze i dlatego
Płoninowie seniorzy zapisali je na syna, kompletnie pomijając Irminę. - Pokręciła
głową. - Powiem panu szczerze, że takich zachowań nie rozumiem. My wszystko, co
mamy, zawdzięczamy wyłącznie własnemu trudowi. Mąż uczciwie, bez ryzyka
prowadzi interesy. Pracuje ciężko, na przykład teraz jest za granicą, nie może nas
wspomóc psychicznie. Ja osobiście całe życie sumiennie wykonywałam, co do mnie
należało, i awansowałam bez krzywdy dla innych.
Przytaknął ze zrozumieniem. Pani Chociej mówiła dalej.
- Dlatego mamy prawo każdemu spojrzeć śmiało w oczy. Dbaliśmy o
wykształcenie Adrianny od jej najmłodszych lat. Wychowywaliśmy tak, aby wyrosła
na dzielnego i prawego człowieka. Ona również nie ma przed nami tajemnic, bo nie
zrobi niczego, czego mogłaby się wstydzić. Takie też zasady przekaże swoim
dzieciom.
Reising ucieszył się.
- Naprawdę? Czy jest mowa o wnukach?
Gospodyni skrzywiła się i pociągnęła łyk kawy.
- Moja córka ma jeszcze dużo czasu. Ten, którego wybierze, powinien przede
wszystkim dorównywać jej intelektualnie. Wie pan, skończyła dwa fakultety. On
musi również być dla niej oparciem, jak mój mąż dla mnie, oczywiście zapewniając
życie na odpowiednim poziomie.
- Widać, że trzeba trochę poszukać - zgodził się. - A inni goście dzisiejszego
przyjęcia?
Pani Teresa wyprostowała się w fotelu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum