[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tak. Na pewno. Gdyby był wiedział, że nie wyszła
za mąż, przyjechałby do niej wcześniej. Dużo wcześniej.
A wtedy...
Wyobraznia podsunęła mu przed oczy obraz dwojga
dzieci: chłopca o oczach matki i dziewczynki.
Och, tak, kochaÅ‚ jÄ… wciąż. Nigdy nie przestaÅ‚ jej ko­
chać... Poczuł, zanim jeszcze włączył się do ruchu, tak
151
silną potrzebę powrotu do niej, że aż zaparło mu dech.
Ale obiecał Peterowi...
Peter.
SkrzywiÅ‚ siÄ™. Obawy Petera przed projektami Dee tyl­
ko wprowadziÅ‚y go w bÅ‚Ä…d. Koniecznie musi z nim po­
rozmawiać.
Dee!
Nie miaÅ‚ odwagi myÅ›leć o niej. Nie wtedy, kiedy pro­
wadził samochód.
ROZDZIAA DZIESITY
Dee zbudziła się gwałtownie, ze wspaniałego wprost
snu. SpacerowaÅ‚a w nim z ojcem brzegiem rzeki. Trzy­
maÅ‚ jÄ… za rÄ™kÄ™. Jak wtedy, gdy byÅ‚a jeszcze maÅ‚Ä… dziew­
czynkÄ…. Ojciec uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ do niej i pokazaÅ‚ Å‚awicÄ™ ma­
łych rybek. Woda była tak czysta, że doskonale widać
było dno.
Dalej, gdzie brzeg byÅ‚ bardziej stromy, a woda gÅ‚Ä™b­
sza, poczuÅ‚a nagle dziwny lÄ™k. Mocniej Å›cisnęła dÅ‚oÅ„ oj­
ca. Ale on roześmiał się tylko i powiedział, że nie ma
się czego bać i że ją kocha.
Kiedy usiadÅ‚a na łóżku, miaÅ‚a Å‚zy na twarzy. Azy mi­
łości. Na pustej poduszce obok znalazła kartkę papieru.
SiÄ™gnęła po niÄ… niepewnie, z bijÄ…cym sercem. Roz­
poznała pismo Hugona.
 Kocham Cię", napisał.
Kocham ciÄ™.
Dee zamknęła oczy. Hugo kochał ją i powiedział, że
nie wierzy w samobójstwo jej ojca. Wysunęła się spod
kołdry i podreptała do okna. Na dworze już zmierzchało.
Na podjezdzie nie było samochodu Hugona. Nie miała
pojęcia, dokąd mógł pojechać. Lecz czuła, ż,e wróci.
 Kocham Cię", napisał. A w jego przypadku słowa
te znaczyły dokładnie to, co znaczyły. Hugo ją kochał.
153
Niespodziewanie wydało się jej, że poczuła jego zapach.
Kiedy przymknęła powieki, prawie poczuÅ‚a dotkniÄ™cia je­
go palców na całym ciele. I tylko jednego nie potrafiła
powiedzieć. Jaką mieli przyszłość przed sobą.
Hugo mógÅ‚, jak to kiedyÅ› powiedziaÅ‚, żyć w dowol­
nym miejscu na ziemi. Jego praca nie wymagaÅ‚a już wy­
jazdów w teren. Jej zaś praca wymagała, by mieszkała
w Rye-on-Averton. Ale jeżeli zarząd odmówi przyjęcia
jej wniosków... Wcale nie była przekonana, czy nadal
bÄ™dzie chciaÅ‚a pracować w fundacji. Jej obecność nie by­
Å‚a konieczna, żeby dzieÅ‚o ojca byÅ‚o kontynuowane. Wte­
dy nic nie będzie trzymało jej w Rye. Może wyjechać,
zamieszkać wszÄ™dzie, gdzie tylko zapragnie. BÄ™dzie mog­
ła pojechać z Hugonem, dokąd tylko on zechce. Jeżeli
tego zechce.
 Kocham Cię", napisał. Nie, pragnę cię, potrzebuję
cię... na zawsze... jako partnerki, żony, matki moich
dzieci.
Dzieci. Dee poÅ‚ożyÅ‚a rÄ™kÄ™ na brzuchu. Czy Hugo wie­
dział, tak jak ona wiedziała? Czy czuł, jak ona czuła?
Ten gwałtowny rytm, to połączenie, to jedno, wspólne
uderzenie serc, kiedy zrodziło się nowe życie...? Ich
dziecko. Czy też tylko kobiety potrafiły, wiedzione jakąś
sekretną wiedzą, odczytać tajemne sygnały swych ciał?
Nosiła w łonie dziecko Hugona. Jej ojciec byłby
szczęśliwy, gdyby mógł być dziadkiem.
Jej ojciec.
Na chwilę zamknęła oczy. Czy Hugo miał rację? Czy
naprawdę był to tylko zwykły wypadek? Czy tylko starał
się ją pocieszyć?
154
PoszÅ‚a do Å‚azienki i wzięła szybki prysznic. Konie­
cznie musiała jeszcze coś zrobić. Postanowiła pojechać
w pewne miejsce.
- Doktor Steward jest już spokojny o stan zdrowia
Petera. Już nie będzie aż tak bardzo potrzebował pańskiej
opieki - powiedziała doktor Jane do Hugona.
Siedzieli w kuchni w domu Petera. Specjalista zbadał
pacjenta i nie mógł ukryć zdziwienia, że zastał go w tak
Å›wietnej, jak na jego wiek, kondycji. PowiedziaÅ‚, że spo­
kojnie przeżyje jeszcze przynajmniej dziesięć lat. Po jego
odjezdzie doktor Jane wyraznie ociÄ…gaÅ‚a siÄ™ z pożegna­
niem.
- Wciąż czuje się słaby i samotny - powiedział Hugo.
- Mmm... Może i tak. Ale nie może pan uzależnić
go od siebie. W końcu ma pan prawo do własnego życia
- dodaÅ‚a i zerknęła naÅ„ nieÅ›miaÅ‚o. - A przy okazji... Za­
stanawiałam się, czy nie miałby pan ochoty zjeść kiedyś
ze mnÄ… kolacji.
Hugo uśmiechnął się do niej uprzejmie.
- To bardzo miłe z pani strony, ale obawiam się, że
nie mogÄ™...
Nie mógł i nie chciał. Jedyną kobietą, z którą chciał
być, była Dee... Jedyna kobieta, z którą zawsze pragnął
być.
Dumny był, że przez tyle lat nie błagał jej, by zmieniła
zdanie. Gdyby był wtedy wiedział, dlaczego powiedziała,
że między nimi wszystko skończone... Ale dołożyła
wszelkich starań, żeby się tego nie dowiedział.
Opuścił dom Petera dużo pózniej, niż pragnął. Ale
155
nie mógÅ‚ przecież odmówić Peterowi, który chciaÅ‚ po­
rozmawiać o wizycie specjalisty. Nie miał serca przerwać
mu, okazać niecierpliwości.
- Wychodzisz? Przecież już pózno - zaprotestował
Peter.
Przed wyjściem z domu zatelefonował do Dee. Nie
odebrała. Pomyślał, że pewnie śpi. Kiedy jednak zajechał
przed jej dom, nie zobaczył tam samochodu.
Nie powiedział jej, że wróci jeszcze tej nocy, ale był
przekonany, że... %7łe co? %7łe będzie czekać na niego
z otwartymi ramionami?...
Skrzywił się boleśnie na samą myśl.
MógÅ‚by zaczekać w aucie do jej powrotu. Jednak nie­
spodziewanie uświadomił sobie, że wie, gdzie jej szukać.
To był instynkt, szósty zmysł. Lecz nie wahał się ani
chwili. Włączył silnik i ruszył przez miasto.
Na ławkach na skwerze siedziały grupy znudzonych
wyrostków. Natychmiast stanął mu przed oczyma raport
Dee. I poczuł wstyd, gdy przypomniał sobie, jak go
ocenił.
Po niedługiej jezdzie dostrzegł w oddali cel swojej
podróży... A raczej wieżę tego celu. Kiedy po raz pier­
wszy Dee zabrała go do Rye-on-Averton, zaprowadziła
go do małego kościółka, w którym brali ślub jej rodzice.
I ona także tam chciaÅ‚a wziąć swój. A na maÅ‚ym cmen­
tarzu obok spoczywało wiele pokoleń jej rodziny.
Kiedy podjechaÅ‚ bliżej, zobaczyÅ‚ stojÄ…cy pod drzewa­
mi samochód Dee. Czasem warto posÅ‚uchać gÅ‚osu wÅ‚as­
nych przeczuć.
156
Cmentarz był cichy i pusty. W każdym zakątku czaiły
się ciemne cienie. Ale Dee nie czuła strachu. Nigdy dotąd
nie byÅ‚a na cmentarzu w nocy. Ale po Å›mierci ojca od­
wiedzała to miejsce wiele razy, musiała przychodzić tu
bardzo często. Dotknęła nagrobka, przesunęła palcami po
żłobionych w kamieniu literach.
- Czy myliłam się, tatusiu? - spytała głucho. - Czy
to naprawdę był wypadek? Tak bardzo cierpiałam, kiedy
odszedłeś na zawsze. Kiedy poczułam, że twoja duma,
twoje pragnienie szacunku innych ludzi, były dla ciebie
ważniejsze niż miłość do mnie. Nienawidziłam Juliana
Coxa za to, co zrobił. Ale czasem nienawidziłam także
ciebie.
Hugo powiedziaÅ‚, że nigdy nie wierzyÅ‚, iż mogÅ‚eÅ› targ­
nąć się na własne życie. I zranić mnie tak bardzo. Zawsze
go krytykowałeś. A on ciebie. Ale dzisiaj wiem, że to
dlatego, że obaj kochaliście mnie. Jakże cierpiałam, kiedy
musiaÅ‚am wybierać miÄ™dzy wami. Ale jak mogÅ‚am wy­
jechać z nim i zostawić cię z tym strachem, który potrafił
doprowadzić cię do samobójstwa? Postanowiłam zostać.
Musiałam chronić twoją reputację przed Julianem Coxem.
Przed wszystkim, co mógł zrobić.
- Dee...
Zamarła. A kiedy rozpoznała głos Hugona, obróciła
się na pięcie.
- Hugo, co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś?
- Po prostu, wiedziałem - powiedział cicho.
- Musiałam tu przyjechać. Musiałam... porozmawiać
z tatą... spytać go...
- Dee. Dlaczego nie powiedziałaś mi, czego się boisz?
157
- przerwał jej łagodnie. - Przecież powinnaś była zaufać
mi.
- Tak. Powinnam była ci zaufać - przyznała. - Ale
nie mogÅ‚am obarczać ciÄ™ moimi... moimi wÄ…tpliwoÅ›cia­
mi, Hugo. Powiedziałeś mi kiedyś, jak bardzo ważna jest
dla ciebie twoja nieposzlakowana opinia. Dlatego kiedy
musiaÅ‚am powiedzieć ci, że uważam, iż mój ojciec ode­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum