[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tkanina ugięła się pod moim ciężarem, wsysając gwałtownie do środka, udało mi się
zakryć dłonią usta nim wylądowałam na tyłku. Z pomiędzy moich palców wydostało
się ciche piśnięcie ledwie słyszalne nawet dla mnie. Czerwone blask płynący z uroku
Luidaeg rzucał krwawe światło na pomieszczenie, w którym wylądowałam. Była to
mała, ale komnata niewiele większa od szafy. Był to najzwyczajniej urządzony pokój,
jaki widziałam od swojego przyjazdu tutaj. Nagie ściany, goła podłoga. Co za ulga.
Podniosłam się na nogi poruszając powoli by nie zostać usłyszaną przez tego,
kto zbliżał się korytarzem. Głos teraz był już wyrazny po drugiej stronie tkaniny.
Oplotłam palce wokół uroku Luidaeg, starając się ukryć światło jak tylko mogłam,
mimo wszystko ściana i tak wyglądała krwawo, zamknęłam oczy.
 jest tutaj, w mojej cholernej komnacie. Nie wiem, co masz zamiar z tym
zrobić, ale nasza umowa była inna, nie wchodzą w jej zakres wizyty nieoczekiwanych
gości.  Riordan brzmiała na zirytowaną. Prawdopodobnie byłaby jeszcze bardziej
zirytowana, gdyby wiedziała, że tu byłam. Nie słyszałam żadnych innych głosów,
więc założyłam, że rozmawiała przez telefon. Masz zrobić z tym porządek i nie
obchodzi mnie ile ci to zajmie, ja mam inne rzeczy na głowie.
Nastąpiła przerwa, podczas której pewnie druga strona formułowała swoją
odpowiedz. Parsknięcie Riordan było tak głośne, że musiała chyba przechodzić
akurat koło gobelinu, za którym się ukryłam.  Och, czyżby? Lepiej posłuchaj,
będzie miał o wiele większe problemy niż ja, jeśli się tym nie zajmiesz i to teraz. Ja
mam ważniejsze& 
Jej słowa ginęły w oddali, kiedy przeszła. Stałam tak nie ważąc się drgnąć
dopóki jej głos nie zniknął zupełnie, po czym wypuściłam drżący oddech i
odsłoniłam urok. Było blisko, za blisko; jeśli w ciągu kilku minut nie znajdę Chelsea,
szybko będę musiała wracać do reszty.
Odsunęłam gobelin i wyjrzałam na korytarz. Nie było nikogo. Mimo to
ostrożności nigdy za wiele. Zamknęłam oczy i odetchnęłam przefiltrowując zapachy
w powietrzu, szukając śladów Follettich. Nie było żadnych, choć przez chwile byłam
sama.
Gobelin ześliznął się na miejsce z głośnym szelestem, gdy opuszczałam swoją
kryjówkę. Najwyrazniej Riordan nie była zadowolona z wizyty swoich gości. Li była
znajomą twarzą i Riordan raczej nie chodziło o nią nie, musiała narzekać na moją
wizytę, co z kolei prowadziło do bardziej interesującego pytania, komu się tak
skarżyła?
Urok Luidaeg powoli tracił swój blask, nadal skrzył się czerwienią, ale już nie
taką jasną, tak jakby wyczerpywały mu się baterie. Albo tak, jakby Chelsea znowu
zmieniała miejsce pobytu. Zaklęłam miękko i przyśpieszyłam kroku próbując
prowadzić się wskazówkami uroku nim będzie za pózno i stracę jej ślad.
Nie słyszałam świstu żyrandoli dopóki dzwięk nie był już prawie nade mną.
Obróciłam się wpatrując w ciemność sufitu. To właśnie problem z Follettimi. Kiedy
orientujesz się, że po ciebie przyszli, nie ma już czasu na ucieczkę. Nie miałam też
pyłu węglowego by rzucić na nich i zobaczyć gdzie się znajdują.
 Cholera  mruknęłam zaczynając się wycofywać. Może będę miała fart i
odkryje kolejną ukrytą komnatę za ohydnym gobelinem. Folletti pewnie i tak
zauważyliby jak nurkuję do środka, ale dałoby mi to szansę na ukrycie uroku, no i
zawsze mogłam powiedzieć, że zgubiłam się szukając toalety. Większość wróżek
czystej krwi z góry zakłada głupotę odmieńców. Istniała, więc nawet spora szansa na
to, że mi uwierzą.
Moje ramiona otarły się o materiał i jakieś dłonie wystrzeliły zza niego,
wciągając mnie z powrotem do cienia po drugiej stronie. Pisnęłam nim byłam się w
stanie powstrzymać, a wtedy zrobiło się ciemno i zimno, a ja spadałam, spadłam i
spadałam, gdy przelecieliśmy przez portal znajdujący się wewnątrz ściany, lądując w
jakimś stosie na podłodze w miejscu, które przypominało poddasze.
Płuca mi płonęły nie ruszałam się próbując złapać oddech. Pode mną, Tybalt
powiedział łagodnie.  Choć ta cała sytuacja jest dość zabawna, nie sądzisz, że
lepiej byłoby gdybyś się podniosła? Pytam tak tylko z ciekawości nie, dlatego że
odcięłaś mi dopływ krwi do lewej ręki.
 Och, jasna cholera, przepraszam.  Podniosłam się na nogi starając się
przy tym nie walnąć Tybalt łokciem w żadnym wrażliwym miejscu. Nic ci nie jest?
 Czuje się całkiem dobrze.  Tybalt wstał z pozbawioną wysiłku gracją
podnosząc przy okazji z podłogi urok Luidaeg, który wylądował tam po naszym
upadku. Wyciągnął go w moim kierunku.  Mógłbym cię spytać o to samo, wiesz?
Nie uważam by wędrowanie korytarzami Marzycielskich Luster bez eskorty było
najmądrzejszym posunięciem, nie sądzisz?
Urok w dłoni Tybalta był ciemny, gdy znalazł się z powrotem w mojej
rozbłysnął światłem, choć już nie czerwonym. Nie liczyłam na to, to byłoby zbyt
dużo.  Próbowałam znalezć Chelsea.
 Nieomal znalazłaś nieodpowiedni koniec ostrza miecza Follettich.
 Ale tak się nie stało, a to oznacza, że wygrałam.  Wsunęłam urok do
kieszeni.  To była całkiem niezła akcja ratunkowa, skąd wiedziałeś?
 Jasmine była na tyle uprzejma, że poinformował mnie, iż możesz mnie
potrzebować. Gdy przybyłem do Okiełznanej Błyskawicy, April powiedziała mi
gdzie jesteś.  Pełen satysfakcji uśmiech zawitał na jego twarzy.  Nie ma,
żadnego Cait Sidhe w domostwie Riordan.
Zamrugałam nie rozumiejąc.  I co z tego?
 To, że kiedy zatrudniała moją kuzynkę Barbarę, jako jednego ze swoich
szpiegów, była zmuszona zdjąć zabezpieczenia z Cienistych Dróg. W innym razie nie
mogłaby kontynuować swojego szpiegostwa przez tak długi okres.
Barbara była jedną z wróżek, które zginęły w ALH, w tym samym czasie, co
Jan. W tym momencie nie miało to znaczenia, liczyło się to, że Barbara była Cait
Sidhe. Gapiłam się na Tybalta, a zrozumienie spływało na mnie falami.  Riordan
nie zamknęła przejść.
 Przypuszczam, że założyła, iż nie ma takiej potrzeby. Jego uśmiech stał
się teraz diabelskim uśmieszkiem.  Uwielbiam udowadniać innym, że nie mieli
racji.
 Wiesz Tybalt, mogłabym cię teraz pocałować  powiedziałam. Jego oczy
rozwarły się w zaskoczeniu. Nie powinnam była tego mówić, pocałunki nie były
tematem do żartów, zwłaszcza z Tybaltem. Odwróciłam się pośpiesznie, rozglądając
po otoczeniu, była to całkiem dobra wymówka, żeby nie spojrzeć mu w oczy.
Gdziekolwiek byliśmy, na pewno były to włości Riordan. Jak wszystkie
strychy ten też był wypełniony rzeczami zbyt wielkimi by trzymać je na widoku i
zbyt kosztownymi by je wyrzucić. W przeciwieństwie jednak do innych poddaszy, to
było istnym sanktuarium kiczu. Niektóre z tych rzeczy były naprawdę przerażające i
to nie same w sobie tylko ktoś natrudził się, by je takimi uczynić, komu potrzebna
fontanna w kształcie sikającego Satyra?
Tybalt odchrząknął.  Interesujący wystrój.
 Powinieneś zobaczyć resztę tego miejsca  odwróciłam się z powrotem w
jego stronę.  Czy jest jakaś szansa na to, że zabierzesz mnie z powrotem do
Quentina i Li zanim Riordan się zorientuje?  przerwałam zastanawiając się przez
chwilę.  A tak w ogóle to jak mnie znalazłeś?
 Choć cały czas muszę ci przypominać, że nie jestem psem tropiącym w tym
przypadku wrażliwy nos jest użyteczną rzeczą.  Tybalt westchnął przesadnie. 
Jeśli już musisz wrócić do swoich przypuszczam, że mógłbym ci w tym pomóc. Ale
tylko, dlatego że poprosiłaś bardzo uprzejmie i obiecałaś mi pocałunek.
Uniosłam brew. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum