[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spędzał długie miesiące w domku Marii Grzegorzewskiej, osoby niezwykłej, między innymi
twórcy polskiej pedagogiki specjalnej.
 Chciałbym jeszcze wrócić do spraw materialnych. Zdaje się, iż Państwa sytuacja była
nieco lepsza od sytuacji innych kolegów z  Tygodnika Powszechnego . Mąż Pani w dalszym
ciągu wydawał bowiem książki. W 1954 roku ukazała się na przykład dwutomowa czwarta
część  Bolesława Chrobrego .
 Tak, w 1954 roku PAX wznowił  Bolesława , ale umowa została podpisana znacznie
wcześniej. Naszą sytuacje finansową poprawiły więc dopiero, wydane w latach 1954 i 1955,
 Rozdroża oraz  Listy do przyjaciela .
 A jak w tych latach układały się Państwa stosunki z ludzmi z PAX-u?
 Stosunki z PAX-em, zerwane już wcześniej, tym bardziej były nie do pomyślenia po
przejęciu przez nich  Tygodnika . Z czasem jednak, zarówno mój mąż, jak i inni autorzy,
między innymi Hanna Malewska, nawiązali kontakty z wydawnictwem PAX-u. Nastąpiło
pewne rozgraniczenie oceny stowarzyszenia i wydawnictwa. Mimo negatywnej oceny poli-
tycznej stowarzyszenia mój mąż, w porozumieniu ze środowiskiem tygodnikowym, zdecydo-
wał się na wydawanie w PAX-ie. Kontakty, jakie z PAX-em utrzymywał, były jednak jedynie
kontaktami wydawniczymi. Kiedy powstało wydawnictwo  Znak , chciał tam wydać  Bole-
sława , podpisał nawet ze  Znakiem umowę. Niestety, to wydawnictwo nie dysponowało
wystarczającą pulą papieru i umowa musiała być rozwiązana.
 A czy w czasie, kiedy  Tygodnik nie wychodził otrzymywaliście Państwo jakąś pomoc
od Kościoła?
 Tolo zdecydowanie odmówił, licząc na ewentualnie możliwości wydawnicze. Uważał, że
jakoś musimy sobie sami poradzić. Jednakże proboszcz naszej parafii, ksiądz Władysław
Długosz, który najwyrazniej dowiedział się o naszych kłopotach finansowych, przysłał do nas
zakrystiana i zamówił całą masę zabawek za 2000 złotych. To wtedy była duża suma. Pamię-
tam, jak tłumaczyłam temu zakrystianowi, że zostały nam tylko żabki, że wszystkie są takie
same, bo to resztka, ale jego wcale to nie zrażało. Nie wiem, co ksiądz Długosz zrobił z tymi
zabawkami. Zapewne rozdał je dzieciom w kościele. Drugim gestem pomocy z jego strony
było zakupienie ode mnie całej serii pejzaży akwarelowych. Otrzymywaliśmy też od innych
księży serdeczną, choć sporadyczną, pomoc rzeczową. Kilkakrotnie na przykład ofiarowano
nam na Zwięta wspaniałego indyka. Miało to dla nas poważne znaczenie, bo w dużej mierze
rozwiązywało sprawę Zwiąt. Nasza sytuacja materialna była w ciągu tych trzech lat bardzo
trudna. Zresztą nie dotyczy to tylko okresu, gdy  Tygodnik był zamknięty. Mąż miał na
utrzymaniu dużą, ośmioosobową, rodzinę  w tym czwórkę dzieci  a z Wilna przyjechaliśmy
praktycznie bez niczego. Potrzeb było więc bez liku. Nawet honoraria autorskie rozchodziły
się bardzo prędko na wydatki najbardziej konieczne, albo zwrot pożyczek zaciągniętych w
 latach chudych . Cóż dopiero mówić o okresie, gdy nie było ani honorariów, ani stałej pen-
sji. Musieliśmy żyć bardzo skromnie, o żadnych inwestycjach nie było mowy, dużym proble-
mem stawał się każdy większy wydatek na odzież, książki, czy inne podstawowe rzeczy. Zda-
64
rzały się takie sytuacje, że w domu dosłownie nie było grosza na zakup żywności. Byłam pod
tym względem nieuleczalną optymistką. Wielokrotnie mówiłam Tolowi, że przecież codzien-
nie się modlimy  chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj , i że nie należy się martwić o
jutro. Moja beztroska nieraz Tolinka irytowała, ale, rzeczywiście, jakoś tak zawsze było, że w
najtrudniejszych momentach pieniądze, nieraz niespodziewane, skądś napływały.
65
Rozmowa z Jerzym Turowiczem
66
Nie przyjmowaliśmy twardej postawy opozycyjnej, nie mówiliśmy,
że nie oddany ani paznokcia, choćbyśmy się mieli rozbić.
Uważaliśmy, że należy iść na pewne koncesje,
oczywiście w granicach przyzwoitości.
 Zanim go zlikwidowano w 1953 roku,  Tygodnik Powszechny wychodził blisko dzie-
więć lat, Pan zaś od ośmiu lat był już jego redaktorem naczelnym. Myślę, że dobrze by było
zacząć naszą rozmowę od syntezy tamtego okresu, bo spodziewam się, że sytuacja pisma
(choć zapewne nie jego zawartość) była lustrem, w którym odbijały się sprawy Kraju. Redak-
cję  Tygodnika objął Pan w 1945 roku. Jak wówczas wyobrażał Pan sobie to pismo? Czemu
ono miało służyć?
 Wiadomo już wówczas było, że Polska wchodzi w nowy ustrój, wiadomo było, o co w
tym socjalizmie czy komunizmie chodzi, ale niewiadoma była praktyka i zakres pluralizmu, z
jakim będziemy mieli do czynienia. Mikołajczyk był jeszcze wicepremierem, istniało Stron-
nictwo Pracy, powstawały różne organy prasowe, zazwyczaj związane z obozem rządzącym;
uważaliśmy więc, że powinno także istnieć pismo, które wyrażałoby poglądy katolików i za-
razem je kształtowało. To był główny cel. Z tym, że  Tygodnik od początku nie miał być
pismem politycznym, choć, oczywiście, bliższy był Stronnictwu Pracy czy Mikołajczykowi
niż PPS-owi czy PPR-owi. Nie wiązaliśmy się jednak z żadnym konkretnym ugrupowaniem
politycznym, uważając, iż od utarczek politycznych ważniejsza, i może nawet bardziej kon-
kretna, jest działalność opiniotwórcza, ideowa. To jest coś, co z tygodnia na tydzień w lu-
dziach zostaje. Nie znaczy to, oczywiście, że  Tygodnik nie zajmował się problemami poli-
tycznymi. Zwłaszcza ksiądz Jan Piwowarczyk  ówczesny de facto redaktor naczelny  pro-
wadził z marksistami spory wykraczające poza problematykę czysto ideologiczną czy doktry-
nalną. Pisywali też tacy ludzie, jak Stanisław Kutrzeba, zabierający głos w sprawach politycz-
nych tak dalece, jak na to pozwalała cenzura. Istotniejsza była jednak dla nas konfrontacja
ideowa, znajdująca swój wyraz zwłaszcza w publicystyce księdza Piwowarczyka.
 Jak ważna i celna była ta polemika, dotycząca często spraw na pozór czysto filozoficz-
nych, świadczy fakt, że gdy po czterdziestu latach  Znak zebrał je w wydaniu książkowym,
teksty zostały okaleczone ingerencjami cenzury, choć wydaje nam się, że żyjemy w okresie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum