[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomocą, bo pobyt w jej domu obudził w nim mgliste nadzieje,
których nie chciał analizować.
Liz pochyliła się nad pudłami.
 I z tego ma powstać moje cudowne biureczko pod komputer?
Nie wiem, jak to będzie. Na razie to kupa desek.
 Nic się nie bój. Marchetti już sobie z tym poradzi.
 Byłabym spokojniejsza, gdybyś z zawodu był konstruktorem,
a nie specjalistą od spraw personalnych. Nie wydaje mi się, żeby
ktoś, kto kieruje działem zasobów ludzkich, miał wielkie
doświadczenie w montowaniu mebli.
W jej głosie zabrzmiał sceptycyzm.
 Zasoby to moja specjalność  pocieszył ją Joe.  Mam
nieprzebrane zasoby rozmaitych zalet, które w zależności od
okazji wykorzystuję ze znakomitym skutkiem. Zaraz ci
zademonstruję jedną z nich.
 Joe Marchetti, stolarz doskonały?  zażartowała.
 Otóż to.  Joe mrugnął okiem i zakasał rękawy.  Liczą się
nie słowa, lecz czyny.
Zebrała brudne talerze ze stołu i wstawiła je do zlewu. Zjedli
właśnie pózny lunch. Joe spisał się znakomicie, zmontował biurko
tak, jakby przez całe życie nie robił nic innego. Liz zaimponowało
zwłaszcza to, że zrozumiał instrukcję, tak długą jak  Wojna i
pokój i tak skomplikowaną jak filmowa wersja tej książki. Liz
zamówiła pizzę, ale gdy prace stolarskie się przeciągały, doszła do
wniosku, że spracowanemu mężczyznie należy się solidny
domowy posiłek.
Joe podniósł się od stołu.
 Pomogę ci zmywać.
 Chyba żartujesz. Tyle dziś dla mnie zrobiłeś, że nawet ci nie
pozwolę wycierać naczyń.
 Ten kurczak był znakomity.
 Wcale nie czekałam na komplement.
 To nie komplement, to stwierdzenie faktu. Bardzo mi
odpowiada twoja kuchnia. Bądz tak dobra i powiedz dziękuję.
 Dziękuję. Muszę ci wierzyć. To wielka pochwała w ustach
kogoś, kto całe życie jada w restauracjach.
 Jednak ci pomogę.
Joe wstał i podszedł do niej. Liz, nie przygotowana na jego
bliskość, zupełnie straciła głowę. Zaschło jej w gardle, ręce
zadrżały, wyobraznia zaczęła podsuwać najbardziej szaleńcze
obrazy.
Chyba niepotrzebnie zaprosiła go do swego domu. Skąd ten
pomysł, by przyjąć jego pomoc przy montowaniu tego
nieszczęsnego biurka? Powiedziała, że lubi swoje mieszkanie, bo .
nie ma w nim wspomnień... Teraz będzie ich miała pod
dostatkiem i wszystkie będą związane z Joem.
 Dobrze  wybąkała zmienionym głosem  bardzo proszę. Joe
podstawił talerz pod strumień wody i syknął.
 Weszła mi drzazga przy tym montażu.
Liz natychmiast odnalazła się w roli pielęgniarki.
 Zaraz się tym zajmiemy. Próbował protestować.
 Daj spokój, to zwykła drzazga.
 Pozwolisz, że ja o tym zadecyduję. I nie bój się, siostra Liz
jest przy tobie. Jak będzie trzeba, to coś ci zaśpiewam i odwrócę
twoją uwagę od ogromnej igły.
Joe pełnym determinacji ruchem schował ręce do kieszeni.
 Nie pozwolę zrobić sobie operacji bez znieczulenia. Liz
skrzywiła się komicznie.
 Zwykła drzazga, zwykła drzazga  zaszczebiotała  mój ty
bohaterze. A już myślałam, że Joe Marchetti niczego się nie boi.
Chyba nie chcesz tego tak zostawić? Zaropieje i będziesz miał
brzydką szramę na tym swoim pięknym ciele.
Nieco się zagalopowała. Zarumieniona szybko wyszła z kuchni.
Po chwili wróciła z domową apteczką, z której wyjęła bandaż,
opatrunek, plaster i wodę utlenioną. Położyła je na kuchennym
stole i spojrzała na pacjenta. Podejrzliwym wzrokiem śledził jej
ruchy. Mogłaby przysiąc, że jego usta lekko drgnęły.
 Tylko mi tu nie rób podkówki  powiedziała teatralnie
surowym tonem.  Grzeczne dzieci nie płaczą.
 Stale sobie ze mnie żartujesz  powiedział ze skargą w głosie
~ a teraz na dodatek wykorzystujesz sytuację. Jestem ranny i nie
mogę się bronić.
Liz spoważniała.
 Koniec żartów, Joe. Tę rankę naprawdę trzeba przemyć. Ujęła
jego dużą dłoń w swoje małe ręce i przy pomocy pęsetki wyjęła
drzazgę.
 Teraz może trochę poszczypać, ale to konieczne. Nawet
najmniejsze zranienie grozi infekcją. A jak zapewne wiesz,
najważniejsza jest odpowiednia terapia.
Jego dłonie miały w sobie delikatność i siłę. Dotykając ich,
myślała o tym, czym może być ich pieszczota. Joe drgnął.
 Nie wierzę ci. Sama kiedyś powiedziałaś, że w takich
sytuacjach zawsze kłamiesz.
Znajdowali się teraz bardzo blisko siebie. Liz nie puszczała
jego ręki; zaczęła starannie przemywać zranione miejsce. Jego
bliskość, jego zapach sprawiały jej przyjemność. Ciekawe, jak
długo może tak bawić się w siostrę miłosierdzia, zanim wzbudzi
jego podejrzenia. Wiedziała, że nie powinna w nieskończoność
przedłużać tej sceny. Uniosła głowę.
 Kiedy posprzątamy w kuchni, obejrzymy sobie jakiś film na
wideo, chcesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum