[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Moja matka musi ustąpić. Chyba nie mamy się tak naprawdę czego
lękać, jak myślisz? Najgorsze, co się może zdarzyć, to to, że wyrzuci mnie
z domu. Ze zacznie mnie bić. Ale przecież i tak niczego nie może
powstrzymać, prawda?
W głowie mu się zakręciło. Zaschło mu w ustach.
- Ty... ty chyba zdajesz sobie sprawę z tego, co ryzykujesz? Stawiasz
w tej grze całe swoje dziedzictwo, honor własnej matki...
Reina wzruszyła ramionami, była niezwykle spokojna.
- Moim zdaniem ona nie posiada honoru, skoro zmusza nas do tego.
A przecież nas zmusiła. Arill, musisz wiedzieć, że dla mnie tylko jedna
rzecz jest ważna. To mianowicie, żebyś był pewien, czego chcesz. %7łebyś
wiedział, że to ty ryzykujesz w tej grze honorem...
Reina uśmiechnęła się pośpiesznie.
- Poza tym mógłbyś zapłacić karę za to, wiesz... Arill chrząknął.
- %7ładna cena nie byłaby za wysoka - powiedział cicho. Napili się
wina. Reina ruchem głowy odrzuciła włosy i uśmiechnęła się szeroko.
- Czy ty możesz sobie wyobrazić, że teraz mama staje w drzwiach?
Jak myślisz, co by wtedy zrobiła?
Przyglądał jej się długo.
- Można by powiedzieć, że tego oczekujesz, a nawet że masz
nadzieję... więc nawet to przewidziałaś?
Potwierdziła skinieniem.
- To prawda. Biorę to pod uwagę, ale się nie boję. Już podjęłam
decyzję.
- Hmmm...
Jedli przez chwilę w milczeniu. Reina przyglądała się, jak Arill
smaruje kawałek chleba pachnącym masłem. Odłamywał spore kęsy i
wkładał je do ust, język dotykał świeżego chleba, zdawał się szukać smaku
masła, rozkoszował się nim. Reinę przeniknął słodki dreszcz.
Jego ręce łamały chleb z elegancją i pewnością. Widziała na jego
dłoniach ślady po lejcach lub jakichś narzędziach. Wiedziała, że on się nie
boi pracować ramię w ramię z parobkami.
Arill był spokojny. Lekko uniósł mieniący się kieliszek, podziwiał
jego kształt. Reina spostrzegła, że po winie jego wargi są lśniące i
odrobinę czerwieńsze. Przypomniała sobie ich dotyk. Chciała przeżyć to
jeszcze raz, przeżywać codziennie, w każdej godzinie!
Radość rozrastała się w jej piersi, nie bardzo mogła przełykać
jedzenie. Całe ciało było teraz wzburzone. Samo patrzenie na niego
zapierało jej dech, nie bardzo wiedziała, jak zdoła dłużej siedzieć
spokojnie i przyglądać mu się. Miała wrażenie, że za chwilę rozleci się na
kawałki. Musi jednak wrócić na ziemię, zająć czymś myśli, jakoś zdławić
te szalone uczucia.
- Miałam sporo zajęć dzisiaj po południu. To wielkie szczęście, że
wróciłam do domu. Siedzieli tu dwaj mężczyzni z Feigum i czekali na
mamę. Jeden z nich miał najgorszą ranę postrzałową, jaką kiedykolwiek
widziałam. Wyrwało mu połowę uda. A poza tym do rany dostało się
mnóstwo nieczystości.
Pochylił się odrobinę w jej stronę.
- I co zrobiłaś? Reina uniosła brwi.
- Naprawdę chciałbyś tego słuchać? To chyba nie jest temat do
roztrząsania przy stole.
Arill uśmiechnął się niepewnie.
- Pamiętaj, że obiecałaś zostać moją żoną. Muszę się więc zacząć
przyzwyczajać do śmierci, do zarazy i wszelkiego cierpienia... Reina
uśmiechnęła się.
- No tak, rzeczywiście, niezłe widoki! Ale wiesz, to naprawdę
podniecające. Opatrywałam już wiele ran, nigdy jeszcze nie miałam
jednak do czynienia z czymś takim. Do nieszczęścia doszło pięć czy sześć
dni temu, babka tego człowieka opatrzyła ranę reniferowym mchem i
wygotowanym igliwiem z jałowca. Niestety, na tym nie koniec, w ranie
zostały kawałki kości, wszystko spuchło i strasznie zaropiało... Arill
skrzywił się.
- Musiałam to otworzyć. Moja mama ma bardzo dobre narzędzia,
przysłane bezpośrednio z Instytutu Chirurgicznego z Kopenhagi, wiesz...?
- Biedny człowiek! Bardzo krzyczał?
- Nie, dałam mu kropli opium. A poza tym i tak był półprzytomny od
gorączki. W czasie zabiegu po prostu pojękiwał, nic więcej. Natomiast
jego brat zemdlał, kiedy ropa chlusnęła z rany...
- Jakie wy macie lekarstwa? Reina bawiła się kieliszkiem.
- Mama stosuje stare, dobre recepty. Niektóre pochodzą jeszcze od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum