[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pośrodku przejścia. W końcu ktoś się zorientuje, że nie należy do personelu, i wyrzuci ją stąd.
Naśladując kelnerki, wstawiła przyniesione kufle do wielkiego metalowego zlewu i wzięła
brudną ścierkę, którą tam znalazła.
Zmoczyła ją pod kranem, wyżęła, przykucnęła i udawała, że sprząta, próbując
równocześnie coś wymyślić. Podłogę wycierała prawą ręką, w lewej zaś trzymała aparat
owinięty w żakiet. Pomalutku zbliżała się do drzwi, dyskretnie rozglądając się wokoło, aż
wpadła na pewien pomysł.
Podniosła się i podeszła do wiadra na odpadki stojącego koło zlewu. Było wypełnione
prawie po brzegi resztkami jedzenia. Włożyła do niego żakiet z aparatem, nakryła je wiekiem
i podniosła. Po czym pewnym krokiem ruszyła do drzwi.
- Nie wolno wychodzić - zatrzymał ją pilnujący wyjścia SA-man.
- Muszę wynieść odpadki.
- Tu je proszę zostawić.
- Ale wiadra są pełne. Pełne wiadra nie mogą stać w kuchni. To niezgodne z prawem.
- Bez obaw, teraz prawo to my. Proszę odstawić wiadro tam, gdzie było.
Stawiając wszystko na jedną kartę, Alys opuściła wiadro na ziemię i skrzyżowała
ramiona.
- Sam niech pan je sobie odstawi.
- Proszę natychmiast stąd to zabrać.
Alys stała, patrząc na niego zdecydowanie. Cały personel kuchni zwrócił już uwagę na
to, co się dzieje, i wszyscy spoglądali na nią z minami mało życzliwymi. Ponieważ stała do
nich tyłem, nie mieli świadomości, że nie należy do obsługi.
- Dobra, stary, przepuść ją - wtrącił się drugi SA-man. - Już samo przebywanie w
kuchni jest przykre, a jeszcze z tym smrodem!... Będziemy tu całą noc w tych samych
ciuchach. Kurtka mi prześmiardnie.
Ten, który nie chciał przepuścić Alys, wzruszył ramionami i usunął się na bok.
- Jak chcesz. Wyjdz z niÄ… do kontenera i zaraz wracaj.
Klnąc w duchu, Alys ruszyła przodem do wyjścia. Wąskie drzwi wychodziły na
jeszcze węższy zaułek. Oświetlała go samotna latarnia na końcu, gdzie łączył się z ulicą. Tam
właśnie stał kontener na odpady, przy którym kręciły się wychudzone koty. To były w
Niemczech ciężkie czasy dla bezdomnych zwierząt.
- Dawno tu pani pracuje? - zagadnął SA-man nieśmiało.
Nie do wiary! - żachnęła się Alys w duchu. - Idziemy jakimś zaułkiem, ja dzwigam
wiadro odpadów, a on karabin maszynowy, i ten ostatni kretyn chce się spoufalać!
- Można powiedzieć, że jestem nowa - odparła, siląc się na życzliwość. - A pan od
dawna robi zamachy stanu?
- Nie, to pierwszy raz - wyznał, nie spostrzegłszy ironii.
Doszli do kontenera.
- No, może pan wracać. Ja zostanę, żeby opróżnić wiadro.
- Och, nie, zrobi to pani i razem wrócimy.
- Nie chciałabym, żeby musiał pan na mnie czekać.
- Poczekam, ile będzie trzeba. Taka pani ładniutka...
Pochylił głowę i próbował ją pocałować. Alys chciała się cofnąć, lecz znalazła się w
pułapce między kontenerem a SA-manem.
- Proszę, nie - powiedziała.
- No, panienko...
- Nie, powiedziałam!
SA-man odsunÄ…Å‚ siÄ™ skruszony.
- Przepraszam, jeśli panią obraziłem. Myślałem, że...
- Nie szkodzi. Po prostu jestem zaręczona.
- Proszę wybaczyć. Szczęściarz z pani narzeczonego.
Czyżby?... - zastanowiła się Alys.
- Nie szkodzi - powtórzyła zmieszana.
- PomogÄ™ pani z tym wiadrem.
- Nie!
Alys odtrąciła rękę SA-mana. Stropiony wypuścił wiadro, które straciło równowagę,
przewróciło się i przeturlało, a resztki jedzenia wylały się, tworząc półkole. Na samym
początku na ziemi znalazł się żakiet Alys.
- A to co, do diabła?
Zawiniątko rozchyliło się nieco, odsłaniając aparat fotograficzny. %7łołnierz spojrzał na
Alys, która winę miała wypisaną na twarzy. Nie potrzebował żadnych wyjaśnień.
- Ty suko! Szpiegujesz dla komuchów! - wrzasnął, sięgając do pałki u pasa.
Nie czekając, aż ją wyciągnie, Alys złapała metalową pokrywę wiadra i zamierzyła
się, aby przyłożyć SA-manowi w łeb. Zdążył osłonić głowę prawym ramieniem, w które
pokrywa rąbnęła z głuchym łoskotem.
- Och!... Ty zdziro, zraniłaś mnie!
Lewą ręką wyrwał jej pokrywę i odrzucił. Alys rzuciła się do ucieczki, lecz zaułek był
zbyt wąski - SA-man złapał ją za bluzkę i szarpnął do siebie. Dziewczynę obróciło, a szwy
bluzki puściły z jednej strony, odsłaniając pierś w staniku. Na ten widok nazista, który już
podniósł rękę do uderzenia, zamarł na moment, rozdarty między złością i podnieceniem. Jego
spojrzenie sprawiło, że serce Alys ścisnął strach.
- Alys!
Popatrzyła w stronę wylotu zaułka.
Stał tam Paul w dosyć żałosnym stanie, ale to był on. Mimo chłodu miał na sobie tylko
sweter. Dyszał ciężko i trzymał się za bok, w którym boleśnie go kłuło po biegu. Już pół
godziny wczeÅ›niej próbowaÅ‚ wejść do Bürgerbräukelleru od frontu, lecz nie udaÅ‚o mu siÄ™
wyjść z Ludwigsbrücke, naziÅ›ci bowiem odciÄ™li ulicÄ™ barykadÄ… ze stanowiskiem karabinów
maszynowych.
Musiał zrobić spore koło, szukając jakiegoś sposobu, aby się dostać do piwiarni.
Rozglądał się za policją czy wojskiem, za kimś, kto by mu powiedział, co się tam dzieje, ale
spotykał jedynie zwykłych monachijczyków, którzy oklaskiwali bądz wygwizdywali
puczystów z rozsądnej odległości.
PrzeszedÅ‚szy po przeciwnej stronie jezdni caÅ‚Ä… Maximiliansbrücke, zaczÄ…Å‚ wypytywać
spotykanych ludzi. W końcu ktoś mu powiedział o zaułku prowadzącym do wejścia
kuchennego i Paul pobiegł w tamtym kierunku, modląc się, by nie przybył za pózno.
Zdumiał się tak ogromnie, ujrzawszy Alys na zewnątrz szamoczącą się z jakimś facetem, że
zamiast zaatakować napastnika z zaskoczenia, jak ostatni idiota oznajmił gromko swoje
przybycie. Kiedy więc tamten wyciągnął pistolet, Paulowi nie pozostało nic innego, jak
pędem ruszyć naprzód. Barkiem przygrzmocił naziście w korpus.
Obaj runęli na ziemię, walcząc o broń. SA-man miał większą krzepę niż Paul, którego
siły w dodatku mocno nadwątliły wydarzenia ostatnich godzin. Nierówne zmagania trwały
raptem parę sekund, po czym nazista odepchnął Paula, podniósł się na kolana i wycelował w
niego pistolet.
W tej chwili Alys, która zdążyła podnieść metalowe wieko wiadra, wykorzystała
okazję i trzymając pokrywę oburącz, z rozmachem nią uderzyła. W zaułku rozbrzmiał
donośny łoskot jak uderzenia talerzy orkiestry, naziście oczy uciekły do góry, nie upadł
jednak. Alys zaczęła więc walić wiekiem dotąd, aż SA-man w końcu osunął się na twarz.
Paul się poderwał i podbiegł, aby ją przytulić, ale dziewczyna go odsunęła i
przykucnęła.
- Co ci jest, do licha? Dobrze siÄ™ czujesz?
Alys stanęła rozzłoszczona. Trzymała w rękach roztrzaskany aparat, który ucierpiał
podczas przepychanek z nazistÄ….
- Patrz.
- Rozwalony. Nie martw siÄ™, kupimy lepszy.
- Nie rozumiesz! Miałam zdjęcia!
- Alys, teraz nie pora na to. Musimy wiać, zanim kumple przyjdą go szukać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum