[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Skąd pan wziął te pieniądze?  zapytał komisarz.
 Zarobiłem.
 W jaki sposób? Muszę wiedzieć, bo tyle złota nie pasuje do pana wyglądu.
 Czy mój wygląd ma być również złoty?
 Nie strój pan żartów! Może pan za nie drogo zapłacić! Co jeszcze jest w tym
worku?
 Dwa rewolwery  odparł policjant.
 Znowu broń!
 I wielki nóż.
 Pokazać. Obejrzawszy nóż spytał:
 Co to za plamy na klindze? Czy krew?
 Ludzka  odpowiedział traper.
 Zabił pan człowieka?
 Wielu.
 Gdzie?
 W rozmaitych miejscach.
 Kim byli?
 Nie zwracałem na to uwagi. Ostatni chyba oficerem. Von Ravenow spojrzał na
niego jak na upiora.
 Człowieku! Ośmiela się pan mówić o tym tak spokojnie?! Każę pana zakuć w
kajdany! Posterunkowy, wyciągać dalej z worka!
Policjant rozłożył na biurku rozmaite części garderoby, uszyte z dobrych materiałów.
Ozdobione złotymi i srebrnymi sznurami albo galonami.
 Co to jest?  zdziwił się komisarz.
 Czy trudno zgadnąć, że to ubranie?  odpowiedział pytaniem traper.
 Skąd je pan wziął?
 Kupiłem.
 Te sznury i galony są drogocenne. Muzykant nie ma środków na kupno takich
maskaradowych ubiorów.
 Kto mówi, że to strój maskaradowy?
 Każdy widzi.
 Phi! Ten każdy musi być bardzo głupi. A kto panu powiedział, że jestem
muzykantem?
 Ten puzon.
 Ten puzon nic jeszcze nie powiedział! Nie wydał ani jednego dzwięku. Kupiłem go
dopiero pół godziny temu, tu niedaleko u Lewi Hirscha, tak samo zresztą jak ubranie, które
mam na sobie.
 Ale co pana skłoniło do takiego przebrania?
 Podoba mi się, to wystarczy.
 Jak się pan nazywa?
 William Saunders.
 Skąd?
 Z Saint Louis w Stanach Zjednoczonych.
 Kim pan jest?
 Zwykle myśliwym na prerii. Podczas wojny zaś kapitanem, a raczej rotmistrzem
dragonów Stanów Zjednoczonych.
 Niech diabeł panu wierzy! Czy może pan tego dowieść? Czy ma pan paszport?
 Tak.
Sępi Dziób wyciągnął z worka stary pugilares, wyjął jakiś papier i podał komisarzowi.
 No, no  urzędnikowi zrzedła mina.  Prawdziwy paszport, wystawiony na
nazwisko kapitana Williama Saundersa, który z Nowego Orleanu udaje się do Meksyku.
 Mam nadzieję, że rysopis się zgadza.
 Z tym nosem nie może być pomyłki! Ale dlaczego przyjechał pan do Niemiec
zamiast do Meksyku?
 Byłem już w Meksyku.
 Czy może pan tego dowieść?
 Sądzę, że tak. Czy słyszał pan może o niejakim sir Henrym Drydenie, hrabim z
Nothingwell?
 Czy to nie pełnomocnik rządu angielskiego, który miał dostarczyć broń Juarezowi?
 Tak.
Sępi Dziób wyciągnął drugi paszport. Komisarz przeczytał i rzekł raczej rozczarowany
niż zdziwiony:
 Był pan przewodnikiem i towarzyszem lorda, a także Juareza?
 Tak jest. Scoutem Juareza, prezydenta Meksyku.
 Wiem, kim jest Juarez.
 No, to jeszcze jeden papier.
Komisarz po przejrzeniu dokumentu zakłopotał się jeszcze bardziej.
 Człowieku! Toż to nader gorąca rekomendacja, napisana przez prezydenta po
angielsku i francusku!
 A czy zna pan seniora, a raczej herr von Mangusa?
 Ma pan na myśli naszego przedstawiciela w Meksyku?
 Tak.  Sępi Dziób podał czwarty dokument. Komisarz zmienił się na twarzy.
 Wiza wydana przez tego urzędnika! Skąd pan zna von Mangusa?
 .Byłem u niego na obiedzie.
 Jako zaproszony gość? Ależ panie kapitanie, muszę panu powiedzieć, żeś mnie
całkowicie wykołował! Ten piękny, bogaty strój to chyba meksykański?
 Tak, zwykle ubieram się mniej niż skromnie, ale kiedy przychodzi się do posła
pruskiego, wkłada się coś lepszego. Rozumie pan chyba.
 Oczywiście. A czy wolno zapytać, co sprowadza pana do Niemiec?
 Sprawy rodzinne i polityczne.
 A więc ma pan tu krewnych?
 Nie krewnych, lecz znajomych.
 Gdzie?
 W Reinswalden.
 Znam mieszkańców posiadłości. Którzy to z nich?
 No, hrabia de Rodriganda i jego rodzina.
 Do pioruna! Skąd ich pan zna?
 Ja? Skąd, skąd oni mnie znają.
 Ach, proszę wybaczyć! Nie mam prawa pytać o sprawy prywatne. Ale wspomniał
pan także o politycznych. Co mam przez to rozumieć?
 Misję, o której tu oczywiście nie będę mówił.
 Rzecz jasna. Czy mogę jednak wiedzieć, dokąd się pan udaje?
 Do Berlina.
 W tajnej misji?
 Być może. Widzi więc pan, że nie mogłem rozmawiać z panem w obecności
pańskiego brata.
 Rzeczywiście pan nie mógł. Proszę o wybaczenie.
Dokumenty były niewątpliwie prawdziwe. Komisarz uprzytomnił sobie, że cała ta
sprawa może mieć dla niego i dla jego podwładnych przykre następstwa. Dlatego poprosił o
wybaczenie. Ale pytał dalej, bo intrygowała go jeszcze jedna rzecz.
 Z tego, co pan powiedział, wnoszę, że był pan już w Reinswalden i spotkał się z
hrabią?
 Tak. I z jego bliskimi też.
 Mój Boże! W tym stroju?
 Przecież mówiłem panu, że kupiłem te rzeczy dopiero niedawno, tu w Moguncji.
 Ach, tak. Zapomniałem. Przedstawił się więc pan w narodowym stroju
meksykańskim?
 Boże uchowaj! Nie zrobiłem z siebie widowiska.
 Więc jak pan był ubrany?
 O tak  sięgnął do worka i wyciągnął odzież, blizniaczo podobną do tej, w której
wystąpił w Reinswalden: starą brązową kurtkę wełnianą i spodnie, których od wielu lat nie
prano.
Urzędnik cofnął się o kilka kroków.
 Hm&
 Ma pan przecież dosyć pieniędzy, aby ubrać się inaczej!
 Uczyniłem to właśnie.
 To, co teraz pan nosi, jest jeszcze śmieszniejsze! Nie mogę pana zapewnić, że nie
będzie pan po raz drugi zatrzymany. I naprawdę panu radzę, abyś się przebrał.
 Nie robię nic złego. Czy człowiek nie ma prawa ubierać się tak, jak mu się podoba?
 Owszem, o ile nie zakłóca porządku publicznego.
 No, więc pragnę skorzystać z tego prawa. Jakże tam z celą więzienia?
 Skoro się pan wylegitymował, jest pan wolny.
 Dziękuję więc panu za przyjemną rozmowę. Czy wie pan, dlaczego nie chcę się
przebrać? Bo liczę na więcej takich właśnie przyjemnych rozmów. Jestem kawalarzem i nic
nie sprawia mi takiego zadowolenia, jak kpiny z innych. Adios, senior comisario!
Włożył wszystko do worka, po czym przerzucił go przez plecy razem ze strzelbą, w
rękę wziął puzon i opuścił pokój.
 Co to za człowiek!  zawołał komisarz.  Tak dziwacznego osobnika, póki żyję,
nie widziałem!
 Znów się tłum zbierze!  powiedział jeden z policjantów.
 Niestety. Jego to bawi.
 Czy nie można byłoby wysłać za nim któregoś z naszych w cywilu, aby uchronić
go przed zbyt wielkim zbiegowiskiem?
 Dobra myśl! Trzeba go doprowadzić do samego dworca  zadecydował komisarz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum