[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przekazywały ją sowom i \mijom czającym się w prastarych ruinach. Znał ją wilkołak i wampir, i hebanowo
czarne demony \erujące w nocy. Uśpiona Noc Zwiata poruszyła się i wstrząsnęła cię\ką grzywą, zaś w głębi
ciemności zadudniły bębny, a echa upiornych okrzyków przeraziły wieczornych wędrowców. Albowiem Serce
Arymana powróciło, aby wypełnić swe tajemnicze przeznaczenie. Nie pytajcie, w jaki sposób ja, Thutothmes
z Khemi i Nocy, usłyszałem to słowo przed Thoth Amonem, który mieni się księciem wszystkich magów. Są
tajemnice nie przeznaczone nawet dla waszych uszu, a Thoth Amon nie jest jedynym panem Czarnego
Kręgu. Wiedziałem i ruszyłem na spotkanie Serca, gdy przybyło na południe. Wiodło mnie nieomylnie, niczym
wielki magnes. Wędrowało od śmierci do śmierci, płynęło rzeką ludzkiej krwi. Krew je \ywi i krew przyciąga.
Jego moc jest najsilniejsza, gdy zostaje przemocą wydarte właścicielowi, gdy trzymają je świe\o zbroczone
ręce. Gdziekolwiek zabłyśnie, tryska posoka, chwieją się królestwa, a siły natury ogarnia chaos. I oto stoję tu,
ja pan Serca, a wezwałem w sekrecie was, mych wiernych akolitów, abyście dzielili ze mną czarne
królestwo jutra. Dziś w nocy będziecie świadkami zerwania pętających nas łańcuchów Toth Amona i
narodzin nowego imperium. Kim\e jestem, ja, Thutothmes, aby wiedzieć, jakie moce czają się w tych
purpurowych głębiach? Serce kryje tajemnice zapomniane od trzech tysięcy lat. Lecz ja je poznam. Oni mi
powiedzą! Gestem wskazał rzędy milczących sarkofagów.
Spójrzcie, jak śpią, patrząc przez swe rzezbione maski! Królowie, królowe, generałowie, kapłani,
czarnoksię\nicy, całe dynastie i arystokracja Stygii z minionych dziesięciu tysięcy lat! Dotknięcie Serca zbudzi
ich z długiego snu. Długo, długo Serce biło i pulsowało w staro\ytnej Stygii. Tu przez wiele stuleci był jego
dom, zanim powędrowało do Acheronu. Staro\ytni znali wszystkie jego sekrety i wyjawią mi je, gdy jego czar
wskrzesi ich, by dla mnie pracowali. Wskrzeszę ich, obudzę, posiądę zapomnianą mądrość, wiedzę
zamkniętą w tych próchniejących czaszkach. Tajemnicą martwych zniewolimy \ywych! Tak, królowie,
wodzowie i czarnoksię\nicy pospołu będą naszymi pomocnikami i niewolnikami. Któ\ nam się oprze?
Spójrzcie! Ten wyschnięty, skurczony kształt na ołtarzu był niegdyś Thothmekrim, arcykapłanem Seta, i umarł
tutaj trzy tysiące lat temu. Nale\ał do Czarnego Kręgu. Znał Serce. Wyjawi nam jego moc.
Mówiąc to, podniósł wielki kamień, poło\ył go na wyschniętej piersi mumii i unosząc rękę, rozpoczął
zaklęcia. Jednak ich nie skończył. Zamarł z podniesioną dłonią i rozchylonymi wargami, patrząc groznie
gdzieś za plecy kapłanów, którzy odwrócili się, aby przekonać się, na co spogląda.
Przez czarny łuk drzwi do wielkiej sali wkroczyły cztery wychudłe postacie w czarnych opończach. Ich
ocienione kapturami twarze były widoczne tylko jako niewyrazne, \ółte owale.
Kim jesteście? zawołał Thutothmes głosem groznym jak syk kobry. Czyście szaleni, \e wdzieracie
się do świątyni Seta?
Najwy\szy z przybyszów przemówił głosem bezbarwnym niczym dzwięk dzwonu khitajskiej świątyni.
Zcigamy Conana z Akwilonii.
Nie ma go tu odparł Thutothmes, dziwnie groznym gestem, jak lampart, który ukazuje pazury,
zrzucając płaszcz z ramion.
Kłamiesz. Jest w tej świątyni. Idziemy za nim labiryntem korytarzy od trupa le\ącego przy wiodących do
piramidy drzwiach z brązu. Szliśmy jego krętym tropem, gdy natknęliśmy się na wasze zgromadzenie. Wnet
znów podejmiemy pościg. Jednak najpierw dajcie nam Serce Arymana.
Szaleństwo poprzedza zgubę mruknął Thutothmes, przysuwając się do mówiącego. Jego kapłani
równie\ zaczęli skradać się do cudzoziemców, lecz ci wydawali się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
Któ\ mógłby spoglądać na nie bez po\ądania? rzekł \ółtoskóry. My w Khitaju słyszeliśmy o Sercu.
Jego szkarłatne głębie kryją wspaniałości i przedziwne rojenia. Dajcie je nam, zanim was zabijemy.
Z dzikim wrzaskiem jeden z kapłanów skoczył, unosząc sztylet do ciosu. Lecz nim zdołał go zadać,
łuskowata laska śmignęła i dotknęła jego piersi; padł trupem jak ra\ony gromem. W następnej chwili Sala
Umarłych stała się sceną makabrycznych i krwawych wydarzeń. Zakrzywione no\e błyskały, spływając krwią,
a łuskowate kostury śmigały jak wę\e, a ilekroć dotknęły człowieka, ten padał z przerazliwym wrzaskiem,
nie\ywy.
Jeszcze nim zadano pierwszy cios, Conan zerwał się i pognał schodami w dół. Widział tylko fragmenty
krótkiej, straszliwej potyczki zataczających się ludzi, zwartych w walce i broczących krwią; widział jednego
z Khitajczyków, niemal porąbanego na kawałki, a jednak nadal trzymającego się na nogach i zadającego
śmierć, który padł trupem, gdy Thutothmes uderzył go w pierś otwartą dłonią, choć wcześniej ostra stal nie
Strona 64
Howard Robert E - Conan zdobywca
starczyła, by przezwycię\yć nieludzką \ywotność \ółtolicego.
Zanim pędzący co sił w nogach Conan zbiegł ze schodów, walka właściwie ju\ się skończyła. Trzej
Khitajczycy padli, powaleni i porąbani na kawałki, lecz ze Stygijczyków jedynie Thutothmes stał na własnych
nogach.
Rzucił się na ostatniego Khitajczyka, niczym orę\ unosząc pustą dłoń, czarną jak u Kuszyty. Jednak zanim
zdą\ył uderzyć, śmignęła laska, zdając się wydłu\ać w dłoni wysokiego Khitajczyka. Jej koniec dotknął
brzucha Thutothmesa, który zachwiał się; kostur uderzał raz po raz, a\ kapłan zatoczył się i padł martwy, a
jego twarz nagle przybrała czarną barwę, taką samą jak jego zaczarowana dłoń.
Khitajczyk obrócił się do płonącego na piersi mumii klejnotu, lecz Conan był szybszy.
W pełnym napięcia milczeniu stanęli twarzą w twarz na pobojowisku, pod kamiennym spojrzeniem
wyrzezbionych na sarkofagach oczu.
Długo podą\ałem za tobą, o królu Akwilonii powiedział spokojnie Khitajczyk. Wielką rzeką, przez
góry, przez Poitain, Zingarę i Argos, wybrze\em oceanu. Niełatwo było wpaść na twój trop w Tarantii, bowiem
kapłani Asury są sprytni. Zlad urwał się w Zingarze, ale znalezliśmy twój hełm w nadgranicznych lasach u
podnó\a wzgórz, gdzie walczyłeś z leśnymi gulami. O mało co, a zgubilibyśmy twój trop dzisiejszej nocy w
tych labiryntach.
Conan pomyślał, \e miał szczęście, opuszczając komnatę wampirzycy innym wejściem, ni\ został tam
wprowadzony. Inaczej wpadłby na te \ółte bestie, zamiast dostrzec je z daleka, gdy jak ludzkie psy gończe
zwietrzyły jego trop, wiedzione swym niesamowitym darem.
Khitajczyk lekko pokręcił głową, jakby czytając w jego myślach.
To bez znaczenia; długi szlak kończy się tutaj.
Dlaczego mnie tropiliście? spytał Conan, gotów do błyskawicznego skoku w dowolną stronę.
Mieliśmy dług do spłacenia odparł tamten. Przed tobą, który masz umrzeć, nie będę niczego
ukrywał. Jesteśmy wasalami króla Akwilonii, Valeriusa. Słu\yliśmy mu od dawna, lecz teraz uwolniliśmy się
od naszych powinności moi bracia przez śmierć, a ja przez spełnienie obowiązku. Wrócę do Akwilonii z
dwoma sercami: Sercem Arymana dla siebie i sercem Conana dla Valeriusa. Pocałunek tej laski wyciętej z
\ywego Drzewa Zmierci&
Kostur śmignął jak \mija, lecz cięcie Conanowego no\a uprzedziło go. Laska upadła w dwóch wijących się
połowach, a stal ponownie błysnęła jak promień światła i głowa Khitajczyka potoczyła się po posadzce.
Conan obrócił się na pięcie, wyciągając rękę po klejnot& I natychmiast cofnął się, ze zje\onym włosem i
krwią zastygającą w \yłach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Start
- John Maddox Roberts Stormlands 02 The Black Shield UC FR6
- KoĹciuszko Robert Wojownik Trzech CzasĂłw 3 StraĹźnicy
- Nora Roberts Klucze (3) Klucz odwagi
- 459. Roberts Alison Na rĂłwnych prawach
- Haasler Robert Tajne sprawy PapieĹźy
- Roberts Nora Przerwana gra(1)
- Silverberg Robert W dol do Ziemii
- Roberts Alina Lato na prerii
- Alison Roberts Dramatyczny dyĹźur
- Roberts Nora Nocny seans
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- opinie-fall.opx.pl