[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Co mnie to obchodzi: gruby Dylik, pani Jasia, Samińska, Ewka, truskawki - za
dziesięć dni już mnie tu nie będzie. A za dwa tygodnie mam egzaminy wstępne do
PWST, na Miodowej w Warszawie.
Matura świetnie mi poszła, zdałam na same piątki. I pisemną, i ustną. To będzie
mój pierwszy atut. A drugi - to pani Ada, która przygotowała ze mną kilka
tekstów: stary i współczesny, z prozy i z poezji. Umiem je na blachę.
Przeczytałam książki, które mi wypożyczyła i kilka numerów czasopism
poświęconych teatrowi. Nauczyłam się nazwisk krytyków, aktorów, dramaturgów - ze
świata i naszych. Myślę, że teorię teatru opanowałam naprawdę dobrze.
Trochę boję się zadań ruchowych, tych scenek do zagrania, chociaż ćwiczyłam
rozpacz i śmiech, łzy i złość, nawlekanie igły, cerowanie skarpet, wszystko, co
pani Adzie przyszło do głowy.
A może, gdyby mnie przyjęli na studia z tym nosem, to nie musiałabym robić
operacji? Chryste Panie, co za tchórz ze mnie. Przecież mam zaklepany termin, za
trzy tygodnie. I nawet wymyśliłam, co powiem mamie - że jadę na kilkudniową
wycieczkę. Teraz już nie mogę się wycofać. Pani Ada
57
obiecała zostawić mi klucze do mieszkania, kiedy wyjedzie na Mazury, żebym nie
wydawała forsy na hotel. Wszystko już umówione, ale... ale czasem mam ochotę
zrezygnować. Boję się.
Tak bym chciała, żeby już było po wszystkim. Czas wlecze się tak wolno! Ciekawe,
czy będę aktorką? Czy zdam egzaminy? Nikomu nie powiedziałam, gdzie wysłałam
papiery. Wstydziłam się. Kłamałam, że na medycynę. Zresztą, wszyscy raczej
pytali, jak to było na studniówce. Moja przygoda z barszczem stała się znana w
całej szkole. Była sensacją, na szczęście krótkotrwałą, bo przyćmiła ją afera
narkotykowa. Rudy Julek z czwartej  b", który przyszedł do nas z Warszawy,
urządził seans picia kompotu z konopi i wyleciał z budy tuż przed maturą.
Cieszyłam się, że sprawa studniówki zeszła na margines, bo dzięki temu powoli
wróciły do normy moje stosunki z Hanką, a nawet z Beatą.
Powiedziała kiedyś  przepraszam", a ja przyjęłam to bez komentarza. Zauważyłam,
że przestała mi dokuczać, nie robiła już kąśliwych uwag o moim nosie. Nawet było
mi jej żal. Spokorniała i ucichła, od kiedy rozeszła się wiadomość, że Jarek
chodzi z Hanką. A Hanka? A Jarek? Zachowywali się normalnie, nie zwracali uwagi
na szepty i plotki, aż wreszcie wszystko ucichło, bo każdy zajął się swoją
maturą...
Dzyń, dzyń, dzyń - przywołał mnie do rzeczywistości dzwonek na przerwę obiadową.
Co za szczęście, naprawdę trudno było wytrzymać na tej rozgrzanej patelni.
Usiadłyśmy wszystkie przy długim stole w cieniu lipy pod domem i zaczęłyśmy z
apetytem jeść zsiadłe mleko i ziemniaki. A potem były jeszcze mielone kotlety,
sałata i oziębiony kompot. Gospodyni, pani Dylikowa - niska, krępa, brzydka
kobieta - jadła z nami, siedząc u szczytu stołu. Ale Dylik nie pokazał się.
Kobiety pogadywały o drożyznie w sklepach, o dzieciach, a ja... ja myślałam,
patrząc ukradkiem na drobną, uśmiechniętą twarz pani Jasi, czy ona ma wyrzuty
sumienia? Czym jest seks dla ludzi dorosłych - najważniejszą sprawą życia,
rozrywką, utrapieniem, udręką?
58
Pani Jasia i Dylik - to było obrzydliwe. Obrzydliwe? Ejże, chyba oboje tego
chcieli...
W dużym chłodnym gmachu przy Miodowej panował nastrój ożywienia, oczekiwania i
swoistego przedegzaminacyjnego napięcia.
Tylko Wielki Zelwer, Aleksander Zelwerowicz - patron szkoły - spokojnie
spoglądał z kamiennego postumentu na kolejną gromadę młodych entuzjastów sztuki
aktorskiej.
Dziś był ostatni dzień egzaminów. Przeciskałam się między ożywionymi grupkami,
szukając znajomych: ładnej, sennej blondynki Kingi, dużej, zwalistej Teresy i
wesołego Przemka. Znalazłam ich pod wielkimi tablicami, na których znajdowały
się fotografie absolwentów z zamierzchłych lat sześćdziesiątych. Kto dziś o nich
pamiętał?
Zaledwie dwie, trzy twarze coś mi mętnie przypominały. Cholernie smutne i
pouczające są te tablice, pomyślałam.
- Wiesz już? - spytała Kinga, kiedy podeszłam bliżej.
- Nic nie wiem.
- Wchodzimy tak, jak nas wywołają, a nie według alfabetu. - Przemek zmrużył
niebieskie krótkowzroczne oczy.
- Wyobraz sobie, co za niepewność - westchnęła Teresa.
- Martwicie się? - spytałam.
- No jasne. A ty nie?
- Nie. Nawet mi się to podoba. Nie będzie nudno.
- A wiecie, że ona ma rację - poparł mnie Przemek.
- Myślisz? - Teresa wydęła usta.
- Mnie jest wszystko jedno. - Wzruszyła lekceważąco ramionami Kinga.
- Ciicho - ktoś uciszał gwar.
- Pani Dorota Byjska! - usłyszeliśmy.
- Kto? Kto? - dopytywano z głębi korytarza.
- Byjska! Jest Byjska?
- Czy jest pani Byjska?
- Jestem, jestem! - zawołała drobna brunetka, przeciskając się do przodu.
Kiedy zniknęła za grubymi, obitymi skórą drzwiami, gwar wzmógł się.
59
- Ale biedna, na pierwszy ogień.
- Niedobrze.
- Ja bym nie chciała.
- Ale była blada!
- Z taką tremą, czego ona tu szuka? - dziwił się Przemek.
- A ty co, nie boisz się? - zaciekawiła się Kinga.
- Nic a nic. No, może trochę - przyznał szczerze.
- Słuchajcie, a co przygotowaliście? - podpytywała Teresa.
- Jak to co, to, co trzeba. Poezję, prozę, piosenkę, w ogóle wszystko. - Przemek
machnął ręką.
- Co? - zaniepokoiła się Kinga. - Prozę też? A ja mam tylko wiersz -jęknęła.
- I pewnie  Odę do młodości" - szydził Przemek.
- Idiota. Mam Herberta.
- Herberta? Ty powinnaś mieć Pawlikowską-Jasnorzew-ską albo Poświatowską.
- Ja mam Poświatowską - stwierdziła z dumą Teresa. Słuchałam ich jednym uchem,
przepowiadając sobie w
myślach tekst z  Pana Tadeusza":  Wojski, chlubnie skończywszy łowy, wraca z
boru, a Telimena w głębi samotnego dworu zaczyna polowanie..."
Korytarzowy gwar nagle się nasilił.
- Patrzcie, patrzcie, wyszła. -Kto?
- Byjska. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum