[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moja tarcza i pancerz.
 Oczywiście, Wskazujący Drogę. Przepraszam za zwątpienie.
 Wątpiący nie pozostają długo w łaskach Proroka Zwiatłości, kapitanie. Ra-
dzę, byś o tym pamiętał.
 Oczywiście, Wskazujący Drogę.
Cholik wszedł po stopniach na balkon. Owiał go nocny wiatr, nie było jednak
śladu po magicznym wichrze, o którym mówił Rhellik. Oczy Cholika spoczęły na
płonącym statku unoszącym się na rzece.
227
Płomienie okrywały cały statek, skręcały się, tańczyły i wznosiły pod niebiosa.
Ze szczytów masztów i takielunku unosiły się pomarańczowe i czerwone iskry,
gasnące w samobójczym wyścigu do nieba. Chwilę pózniej statek uderzył w jeden
z okrętów stojących na kotwicy, trafiając go tuż za dziobem.
Chmura iskier i unoszących się w powietrzu fragmentów żagli opadła na ko-
lejne statki, omijając te, które się zderzyły. Pochodnie i latarnie wskazywały na
marynarzy biegnących, by ugasić statki. Przystań była tak zapakowana, że ogień
miał szansę szybko się rozprzestrzenić, jeśli nikt temu nie zapobiegnie.
Cholik spojrzał w górę rzeki i na brzegu, pod zniszczonym tarasem, zauważył
strażników. Przyglądał się, jak mężczyzni wyskakują z łodzi i brodzą w wodzie.
Otwór w kanale ściekowym zauważył dopiero wtedy, gdy oświetliły go ich po-
chodnie.
 Są w kanałach ściekowych  powiedział Cholik.
Rhellik pokiwał głową.
 Już posłałem gońca do moich ludzi, żeby ich tam przejęli. Mamy mapy
systemu ściekowego.  Zacisnął ponuro usta.  Ochronimy cię, Wskazujący
Drogę. Nie musicie się o to bać.
 Nie boję się  powiedział Cholik, odwracając się do dowódcy najemni-
ków.  Jestem wybrańcem Dien-Ap-Stena. Jestem Wskazującym Drogę na Dro-
dze Marzeń, gdzie zdarzają się cuda. Ludzie, którzy wtargnęli do mojego kościoła,
są już martwi, choć mogą jeszcze o tym nie wiedzieć. Jeśli nie zginą z rąk strażni-
ków lub moich, zginą z ręki Dien-Ap-Stena. Dien-Ap-Sten, choć hojny dla swoich
wyznawców, potrafi być bezlitosny wobec tych, którzy się mu sprzeciwiają.
Strażnicy zaczęli wchodzić do pękniętego tunelu ściekowego. Zwiatło latarni
i pochodni sprawiało, że otwór błyszczał wiśniowo, jak zainfekowana rana.
 Przekaż swoim ludziom moje życzenie  powiedział Cholik.  Chcę,
żeby szukali poparzonego mężczyzny, który zaatakował mnie miesiąc temu.
 Tak, Wskazujący Drogę. Mogę się tylko modlić, by żaden prawdziwy wier-
ny z taką dolegliwością nie przybył tu dziś szukając uzdrowienia. Na niego będzie
czekać jedynie śmierć.
Cholik spoglądał na czarną rzekę. Po obu jej stronach widział skupiska świa-
teł. Inne światełka pędziły po mostach łączących północną i południową część
miasta.
Gdy napastnicy zostaną pojmani, a Cholik miał powody, by sądzić, że tak się
stanie, zostaną skazani na śmierć. Ich głowy zostaną nabite na piki przed głów-
nym wejściem do kościoła, a on powie, że tak rozkazał Dien-Ap-Sten, by pokazać
wrogom kościoła Proroka Zwiatłości, że prorok potrafi być też okrutny i nielito-
ściwy. To wzmocni wiarę tych, którzy wierzyli i będzie wspaniałą historią, która
przyciągnie więcej ludzi pragnących zobaczyć kościół i poznać religię.
Buyardzie Choliku.
Zaskoczony głosem demona w swojej głowie, Cholik zadrżał.
228
 Tak, Dien-Ap-Stenie.
Dowódca najemników gestem kazał swoim ludziom cofnąć się od Cholika,
sam też zrobił dwa kroki do tyłu. Wierzchem dłoni z mieczem dotknął tatuażu,
który umieszczono nad jego sercem, gdy przysiągł wierność kościołowi. Z jego
ust spłynęła wyuczona na pamięć modlitwa do proroka, prosząca o bezpieczną
i oświecającą podróż, aby wieści o mądrości i mocy Dien-Ap-Stena trafiały coraz
dalej.
Wróć na modły, powiedział Kabraxis. Nie chcę, by coś w nich przeszkodzi-
ło. Nie chcę wyglądać na słabego i potrzebującego pomocy. Demon wydawał się
znajdować bardzo daleko.
 Kto zaatakował kościół?
Taramis Volken i jego banda łowców demonów, powiedział Kabraxis.
Robak strachu wpełzł w serce Cholika. Choć nie rozmawiał z Kabraxisem
o łowcy demonów, kiedyś o nim czytał. Taramis Volken od wielu lat był zagro-
żeniem dla demonów. Kiedy już usłyszał opowieści o nim i zgłębił trochę ksiąg,
przypomniał sobie, że kiedyś czytał o nim w archiwach kościoła Zakarum. Ta-
ramis Volken uważany był za człowieka nieugiętego, który nigdy się nie podda.
W ciągu ostatnich kilku tygodni łowca demonów potwierdził tę opinię. Po zdoby-
ciu Gniewu Burzy, miecza Hauklina, drużyna znikła.
Tylko się ukryli, powiedział Kabraxis. Teraz znów są w moich rękach.
Zanim Cholik zdążył się powstrzymać, zaczął zastanawiać się, czy przypad-
kiem nie znalezli się w rękach Taramisa Volkena. W kościele Zakarum uczył się,
że demony nie pojawiały się na świecie bez naruszenia równowagi między Zwia-
tłością a Ciemnością. Taramis Volken kilka razy udowodnił, że jest wybrańcem
Zwiatłości.
Taramis Volken zginie w kanałach ściekowych, warknął Kabraxis w głowie
Cholika. Zwątp we mnie, a zapłacisz, Buyardzie Choliku, choć jesteś moim wy-
brańcem.
 Nie wątpię w ciebie, Dien-Ap-Stenie  powiedział Cholik.
W takim razie ruszaj. A ja zajmę się Taramisem Volkenem.
 Jak sobie życzysz, mój proroku.  Cholik dotknął czoła w geście błogo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum