[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pocałunkiem zamknął jej usta. Wiedział, że igra z ogniem,
lecz przestał się tym przejmować. Jedyną rzeczą, na jakiej
mu zależało, była bliska obecność tej kobiety.
Jej słodkie, miękkie usta rozchylały się pod naporem
zaborczych warg. Sam wsunął dłonie pod poły szlafroka.
Pod palcami poczuł satynową skórę i po chwili ujrzał zarys
pełnych piersi.
Objął wargami różową sutkę. Carrie jęknęła z wrażenia,
co jeszcze bardziej zwiększyło rozkosz obojga. Spojrzeli
sobie głęboko w oczy.
Sam wziął Carrie w objęcia. W rudych włosach skrył
twarz. Poczuł się cudownie.
Znów odszukał wargami usta Carrie.
- Kochaj mnie, kochaj mnie! - wyszeptał.
Kocham! Kocham! wyznała w duchu. Przez chwilę
zamierzała powstrzymać Sama, ale nie potrafiła. Zabrakło
jej silnej woli. Całym ciałem przywarła do Sama. Przestała
być świadoma tego, co działo się potem.
Dopiero gdy położył ją na łóżku, otworzyła oczy.
103
RS
- Chyba nie powinniśmy... - Zamilkła, zatopiwszy wzrok
w płonących namiętnością oczach Sama. - Nie jestem
pewna...
- Ale ja jestem. Jak jeszcze nigdy w życiu - oświadczył. -
Carrie, nie obawiaj się. Będę delikatny. Nie zrobię ci
krzywdy.
- Chodzi mi o coś innego. Nie wiem, czego spodziewasz
się po naszym związku.
- Pragnę cię. Takiej, jaka jesteś. Słodkiej, szczerej i
uczciwej. Jeszcze nigdy tak nie pożądałem żadnej kobiety.
Serce Carrie zaczęło bić szybciej.
- To znaczy: jak?
- To wcale nie jest śmieszne - obruszy się Sam. -
Zachowuję się jak napalony małolat, a nie jak dorosły
człowiek. Wyżywam się na Bogu ducha winnej sekretarce,
złoszczę się na pracowników, jestem niegrzeczny wobec
klientów... - Zdyszany, nabrał głęboko powietrza. - Nie chcę,
żebyś żałowała tego, co robimy. Jasne?
- Jak słońce - potwierdziła Carrie. - Ale wiesz, że jestem
w ciąży - przypomniała.
- Przez cały czas o tym pamiętam. Chodz wreszcie do
mnie!
- Roześmiany Sam ściągnął z Carrie szlafrok. - Na tę
chwilę czekałem całe wieki.
- Ale... ale to piąty miesiąc i już zaczyna zmieniać mi się
figura... - wyjąkała.
- Wspaniale! - entuzjazmował się Sam. Carrie wyglądała
zachwycająco. Jeszcze nigdy nie widział tak pięknego
kobiecego ciała. - Carrie, nie obawiaj się. Będę zachowywał
się delikatnie...
- Wiem - wyszeptała Samowi do ucha. - Wiem... Już
czuję... Dopiero po dłuższej chwili uprzytomniła sobie, jak
łagodne
i powolne są pieszczoty Sama. Podniecały ją coraz
104
RS
bardziej, aż w końcu zaznała nie znanej jej dotychczas
rozkoszy.
Pózniej Sam podparł głowę łokciem i popatrzył z czułością
na Carrie.
- Jestem stary koń. Mam trzydzieści pięć lat.
Romansowałem z różnymi kobietami. Ale żadna z nich nie
zaprowadziła mnie na takie szczyty rozkoszy, jak ty -
oświadczył szczerze.
- Czy znalazłaś się tam wraz ze mną? - zapytał.
Z uśmiechem skinęła głową. Pocałował ją czule. Po chwili
poczuł dłoń Carrie na piersi.
- Dobrze mi... - zamruczał.
- Mnie też... - wyszeptała.
105
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Carrie przebudziła się. Dopiero po chwili uzmysłowiła
sobie przebieg ostatniej nocy. Spojrzała na pozostałą część
łóżka. Była pusta. Ale za ścianą usłyszała szum wody. Z
lubością przeciągnęła się w pościeli. Nagle poczuła w ciele
jakiś ruch. O wewnętrzną ściankę brzucha uderzyła
maleńka nóżka, wywołując błogi uśmiech na twarzy
przyszłej matki.
Carrie zapragnęła natychmiast powiedzieć o tym Samowi,
ale trochę obawiała się jego reakcji. Dotychczas spędzili z
sobą zbyt mało czasu, by mogła wyczuć, jaki jest jego
stosunek do przyszłego dziecka.
Nagle z łazienki dobiegły niezwykłe odgłosy. Nieco
fałszując, schrypniętym barytonem, Sam podśpiewywał pod
prysznicem.
Akurat gdy podniosła się z łóżka, zjawił się w sypialni,
owinięty ręcznikiem wokół bioder. W oczach Carrie był
najbardziej seksownym mężczyzną pod słońcem. Nie mogła
oderwać wzroku od zgrabnej, umięśnionej sylwetki.
Roześmiał się na widok jej rozanielonej miny. Spłonęła
rumieńcem. Uprzytomniła sobie, że wygląda okropnie.
- Wcześnie wstałeś - mruknęła bez entuzjazmu.
- Wcześnie? Już prawie południe. Zdążyłem zjeść
śniadanie i w celach treningowych zrobić wypad do mojego
domku.
- Ostatnio spałam niewiele - zaczęła tłumaczyć się
Carrie. - A poza tym nie znoszę mężczyzn, którzy zupełnie
nie wiadomo po co o świcie zrywają się z łóżka - dodała z
udawanym obrzydzeniem w głosie.
- Naprawdę?
106
RS
Sam był czymś zachwycony. Uśmiechał się coraz szerzej.
I nagle Carrie uzmysłowiła sobie, dlaczego. Nie ubrana,
stała na tle lustra! Ponownie rumieniec zagościł na jej
policzkach.
- Wyglądam okropnie. - Westchnęła.
- Okropnie - przyznał Sam. Podszedł bliżej. Wyciągnął
ręce. - Chodz do mnie.
Po chwili oboje znalezli się w łóżku.
Tym razem kochali się leniwie i bardzo powoli. Sam z
radością przyglądał się Carrie, jej rozpogodzonej twarzy i
oczom pełnym szczęścia.
Potem długo leżała w jego objęciach. Drobna i taka
bezradna. Czuł się jak w raju. Instynkt opiekuńczy
mężczyzny był odwiecznym uczuciem...
Stary, uważaj na siebie! ostrzegał się w myśli. Lekko
uszczypnął Carrie.
- Pora wstawać! Stracimy cały dzień.
- Nie jesteś u siebie w biurze - przypomniała mu.
Podniosła się jednak z łóżka. Sam pomógł jej wziąć
prysznic, co dość znacznie przedłużyło tę skądinąd mało
czasochłonną czynność. Wreszcie znalezli się w kuchni.
Ze spuszczoną głową Carrie w milczeniu popijała
mlekiem cynamonową grzankę. Zastanawiała się, czy Sam
dostrzegł, jak ogromnie przeżyła ich fizyczne zbliżenie. W
przeciwieństwie do niej wydawał się nieporuszony. Z jego
strony nie padły też żadne czułe słowa ani obietnice.
Dlaczego tak spochmurniała? zastanawiał się Sam,
uważnie obserwując Carrie. Niepokoił go smutek często
goszczący na jej twarzy.
- Mówiłaś, że nie wiesz, czego spodziewam się po naszej
znajomości - przypomniał. - A czego ty chcesz?
- Paru rzeczy. Na przykład: wiedzieć, czy coś nas wiąże -
odparła Carrie po krótkim zastanowieniu. Nie
przypuszczała, że Sam odważy się poruszyć ten temat.
107
RS
Obdarzyła go bladym uśmiechem. - Nie proszę cię o
składanie jakichkolwiek zobowiązań, ale nawet nie wiem,
czy zamierzasz zostać ze mną na najbliższą noc.
- A ja nawet nie wiedziałem, czy dzisiejszej nocy będę tu
mile widziany - oświadczył Sam, przyjmując ton rozmowy
narzucony przez Carrie.
- Ja też nie - przyznała. - Ale odsyłanie cię do domku na
drugi koniec ośrodka byłoby kiepską próbą udawania, że
nie jestem zachwycona twoją obecnością.
Sam roześmiał się i potrząsnął głową.
- Oj, Carrie! Jesteś jedyna w swoim rodzaju. - Wątpił, czy
ta dziewczyna w ogóle potrafi cokolwiek udawać. - Mam
rozumieć, że zapraszasz mnie na tę noc?
- Och, Sam, przecież wiesz, że będziesz tu mile widziany
- odparła z nutą niepokoju w głosie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum