[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otworzyła pudełko, westchnęła z zachwytu.
W środku znajdowała się sukienka i buty, takie
same, jak te, które poprzedniego wieczoru po­
dziwiała w jednym z butików przy kasynie, tylko
nie czarne, a jasnoliliowe. W jednej sekundzie
zrzuciła z siebie szlafrok i przełożyła sukienkę
przez gÅ‚owÄ™. Na stopy wsunęła nowe buty. Po­
spiesznie zajrzaÅ‚a pod szeleszczÄ…cy papier i wy­
ciÄ…gnęła z pudeÅ‚ka liÅ›cik, który sprawiÅ‚ jej wiÄ™k­
szą przyjemność niż ubrania za kilka tysięcy
dolarów.
- Pół roku - wyszeptała do siebie.
Miała pół roku na to, by przekonać Zaviera, jak
dobra i słodka może być miłość, jeśli tylko się jej
skosztuje.
Musiała rozbudzić w nim uczucie. Zamierzała
podjąć się najtrudniejszego wyzwania w życiu.
Jak zwykle nie mogła znalezć długopisu, kiedy
go najbardziej potrzebowaÅ‚a. Na szczęście wie­
działa, gdzie szukać: doświadczenie nauczyło ją,
że dÅ‚ugopisy najchÄ™tniej ukrywajÄ… siÄ™ z boku kana­
py. Tak było i tym razem. Po chwili drżącą ręką
podpisała intercyzę.
Istniały miliony powodów, dla których nie
powinna była tego robić, lecz prawda była tylko
jedna: Tabitha kochała Zaviera i dlatego zgodziła
się zostać jego żoną.
ROZDZIAA SIÓDMY
- Zatrzymacie siÄ™ tutaj. - Marjory Chambers
rozchyliła żaluzje. - Wiem, że dla ciebie i Zaviera
to tylko archaiczny przesÄ…d, ale macie oddzielne
sypialnie. Rzecz jasna, pokoje do siebie przylega­
ją, więc i tak możecie robić wszystko, na co wam
przyjdzie ochota.
Tabitha spodziewała się luksusów dopiero po
ślubie, a tymczasem nawet letni dom Chambersów
okazał się elegancko urządzoną posiadłością. Za
oknem pokoju Tabithy rozpościerał się ocean.
- Jeremy uciął sobie drzemkę, ale o siódmej
bÄ™dziemy na patio, żeby wypić drinka przed kola­
cją. Jeremy koniecznie chce cię powitać. Rzecz
jasna, możesz zejść wcześniej, czuj się jak u siebie
w domu. Wiem, że ostatni miesiąc był dla ciebie
trudny, bo Zavier wyjechał, ale za godzinę będzie
z powrotem, wiÄ™c uszy do góry. Czy mam wy­
szukać dla ciebie suknię ślubną? Zavier nie może
jej widzieć przed ceremonią. Wierz mi, będziesz
wyglądała olśniewająco!
Nagle przed domem zachrzęściÅ‚ żwir pod koÅ‚a­
mi samochodu.
- Aiden przyjechał! - wykrzyknęła starsza
z kobiet, lecz Tabitha wyraznie wyczuła, że Mar-
jory z pewnoÅ›ciÄ… bardziej entuzjastycznie powi­
tałaby Zaviera. - Idę do niego. Wybierzesz się
ze mnÄ…?
Tabitha uprzejmie odmówiła. Nie miała ochoty
wysłuchiwać następnego wykładu Aidena.
- Wolę się rozpakować, jeśli pozwolisz - po-
wiedziała grzecznie.
- Och, personel się tym zajmie. - Nagle głos
Marjory zÅ‚agodniaÅ‚. - Ale ze mnie gÅ‚uptas. Prze­
cież chcesz się przygotować na przyjazd Zaviera.
Ledwie Tabitha zdążyÅ‚a poprawić makijaż i nie­
co się ogarnąć po podróży, na podjezdzie rozległ
się warkot następnego samochodu.
- Tabitho! - zawołała Marjory entuzjastycznie.
- Przyjechał!
Cała w nerwach wyszła z sypialni i zatrzymała
się na szczycie schodów akurat w chwili, gdy
Marjory otwierała drzwi wejściowe.
Na progu stanął Zavier. Tabitha zamarła, nie
mając pojęcia, jak się zachować.
- Nie mam co liczyć na powitalnego buziaka?
- spytał spokojnym tonem.
Zaczęła powoli schodzić po schodach, lecz kil­
ka ostatnich stopni pokonała biegiem, nie mogąc
się oprzeć magnetyzmowi Zaviera. W rezultacie
dosłownie rzuciła się mu w ramiona.
- Ho, ho, muszę częściej wyjeżdżać, skoro
spotykam siÄ™ z tak sympatycznym powitaniem
- oświadczył wyraznie zadowolony.
Tabitha natychmiast siÄ™ zawstydziÅ‚a emocjonal­
nej reakcji i wbiła wzrok w podłogę.
- Ani mi się waż, chłopcze - upomniała go
Marjory. - Pora na zmianÄ™ kawalerskich obycza­
jów! Wkrótce będzie na ciebie czekała cudowna
żona. Teraz nie wolno ci już wyjeżdżać bez zapo­
wiedzi.
- Ktoś tutaj musi pracować - zażartował Zavier.
Tabitha nigdy nie przepadała za alkoholem, ale
tym razem z ochotą przyjęła od Marjory dżin
z tonikiem. Natychmiast upiła potężny łyk trunku.
- Tab, wyglÄ…dasz zabójczo - pochwaliÅ‚ przyja­
ciółkę Aiden, który dopiero teraz miał okazję się
z nią przywitać. On również wypił już większość
swojego drinka. - Panna młoda w każdym calu.
Tabitha prawie tak się czuła. Ostatni tydzień
spędziła na gorączkowych przygotowaniach do
ślubu. Wydepilowała nogi woskiem, wyregulowała
brwi, ufarbowaÅ‚a rzÄ™sy, chodziÅ‚a po sklepach w po­
szukiwaniu odpowiednich kostiumów kąpielowych
i sukienek. Kierowca Zaviera woził ją na zakupy,
a gdy przyjechał po nią po raz pierwszy, dyskretnie
wręczył jej kartę kredytową i powtórzył instrukcje,
które większość kobiet uznałaby za niezbity dowód
na to, że umarły i trafiły do nieba. Kierowca czekał
przed ekskluzywnymi sklepami, z których dziew­
czyna wychodziÅ‚a objuczona eleganckimi torebka­
mi. Choć z pozoru czuła się świetnie, oszustwo
stawało się dla niej coraz większym ciężarem.
- Gdzie tata?
- Zpi.
- Jak siÄ™ czuje?
Marjory uśmiechnęła się szeroko, a wszyscy
w pokoju od razu dostrzegli, jak nieszczera jest jej
pogoda ducha.
- Zwietnie - oznajmiła. - Po prostu trochę się
zmÄ™czyÅ‚. DoÅ‚Ä…czy do nas na kolacji. A teraz chodz­
my się napić.
- Wolę iść za przykładem taty i uciąć sobie
drzemkę - wyznał Zavier i przytulił do siebie
Tabithę. - Może przyniesiesz mi drinka do pokoju,
co?
Pocałował ją czule, choć i tak nikt nie wątpił
w ich zadowolenie ze spotkania po dÅ‚uższej prze­
rwie.
Tabitha wiedziała, że zrobił to wyłącznie na jej
użytek. Ta myÅ›l jednoczeÅ›nie jÄ… podniecaÅ‚a i bu­
dziÅ‚a w niej lÄ™k. Mimo to dziewczyna nalaÅ‚a whis­
ky do szklanki, cicho zapukała do drzwi pokoju
Zaviera i je otworzyła. Zasłony były zasunięte,
wiÄ™c musiaÅ‚a przystanąć, aby oswoić siÄ™ z pół­
mrokiem. Po chwili podeszła do narzeczonego
i podała mu ciężką, kryształową szklankę. Gdy
poczuła jego dotyk, drgnęła, wylewając sporą
część płynu.
- Spokojnie. Nie denerwuj się - poradził jej
Zavier.
- Aatwiej powiedzieć niż zrobić - zauważyła.
- Przecież wszyscy nam wierzą. Nawet Aiden
najwyrazniej pogodził się z tym, co nieuniknione.
- To dobrze - mruknęła, bynajmniej nie od­
prężona. - Jak było w Ameryce?
- Nie najgorzej. Nie dostałaś pocztówki ode
mnie? - Te sÅ‚owa odebraÅ‚a jako zakoÅ„czenie roz­
mowy o Ameryce. Zavier prędzej poleciałby na
Księżyc, niż napisaÅ‚ pocztówkÄ™. Po chwili odsta­
wił szklankę i poluzował krawat.
- Pewnie jesteś wyczerpany po podróży?
- W samolocie spałem przez szesnaście godzin.
- Ach, rzeczywiÅ›cie. - RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ z prze­
kąsem. - Niepotrzebnie ci współczuję, na pewno
wykupiÅ‚eÅ› sobie miejsce w pierwszej klasie. A mo­
że pofrunąłeś prywatnym odrzutowcem?
- Nie mamy samolotu i nie mów o tym głośno,
na litość boską, bo mama nabierze ochoty na nową
zabawkÄ™.
Uśmiechnęła się lekko, lecz zesztywniała,, gdy
położył palec na jej ustach.
- Zapomniałem, jaka jesteś piękna, kiedy się
uśmiechasz.
ByÅ‚ miÅ‚y, Å‚agodny i dowcipny, a ona nie wie­
działa, jak na to zareagować. Zastanawiała się, czy
jego zachowanie jest szczere.
- Połóż się obok mnie - poprosił.
- Po co?
- Na próbÄ™. Musimy siÄ™ przyzwyczaić do dzie­
lenia łoża. Poza tym nie lubię sam sypiać.
- Nie powinnam - zaprotestowała.
- Dlaczego?
Tabitha przełknęła ślinę.
- Twoja mama ulokowaÅ‚a nas w osobnych po­
kojach. Trzeba to uszanować - powiedziała.
Rozpaczliwie szukaÅ‚a innych, bardziej przeko­
nujących powodów. Pamiętała doskonale, że Mar-
jory otworzyła drzwi pomiędzy ich pokojami
i w ten sposób wyraziła ciche przyzwolenie na to,
by nocÄ… robili wszystko, na co im przyjdzie ochota.
Tabitha po prostu się bała, że może przyznać się
przed Zavierem do swoich prawdziwych uczuć.
- Chodz do mnie.
Wbrew sobie zdjęła sandały i wyciągnęła się na
kanapie obok niego.
- Nie powinniÅ›my... - zaprotestowaÅ‚a bez prze­
konania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum