[ Pobierz całość w formacie PDF ]

błahostka... lub przełom. Z pewnością nie
S
R
posunąłby się do krańcowych ocen. Po namyśle doszedł do
wniosku, że Jayne ma dość rozsądku, żeby podzielić jego
opinię.
Poruszyła się i mruknęła rozkosznie, jak przystało na ko-
bietę, która budzi się rano w ramionach swego mężczyzny.
Eryk był trochę zbity z tropu, ponieważ odczuwał dumę, a
zarazem lekki niepokój, i nie wiedział, które odczucie
przeważy. Na pocieszenie raz po raz powtarzał sobie, że
dzięki niemu będzie miło wspominała swój pierwszy raz.
Gdyby na jego miejscu był jakiś niecierpliwy brutal...
O, nie! Przerażony Eryk zdał sobie sprawę, że na samą
myśl o innym mężczyznie kochającym się z jego żoną zaci-
ska pięści z wściekłości. Do tej pory nie wiedział, co to za-
zdrość, a teraz obudził się w nim jaskiniowiec. Potem ogar-
nął go smutek... Jayne z innym. Nie rozumiał, skąd u niego
taka zmienność nastrojów.
Randolph, wez się w garść, strofował się w duchu, cze-
kając, aż Jayne się obudzi. Była wprawdzie urocza i śliczna,
ale to stuprocentowa kobieta. One wszystkie są takie same.
%7ładnych wyjątków. Nie ma powodu, żeby się nad nią roz-
czulać.
Obserwował ją, gdy z krainy snu powoli wracała do rze-
czywistości. Otworzyła zaspane oczy koloru lawendy i
uśmiechnęła się do niego. Zapragnął nagle wziąć ją znowu
w ramiona. A potem jeszcze raz.
Co za dużo, to niezdrowo. Mężczyzna powinien uczyć
się na swoich błędach.
- Dzień dobry - szepnęła, przeciągając się rozkosznie i
zaciskając dłonie na wspornikach wezgłowia!
S
R
- Dzień dobry - odparł przyciszonym głosem. - Jak się
czujesz?
Znakomicie. - Westchnęła głęboko i powoli wypuściła
powietrze. - Tu i ówdzie trochę boli, ale& .
Zaczerwieniła się, a Eryk próbował sobie przypomnieć,
czy na policzkach którejś ze swych licznych kochanek wi-
dział kiedykolwiek wstydliwy rumieniec. Tamte stawiały
żądania i mruczały z zadowolenia, gdy je spełniał. Był
szczerze zdziwiony, że rumieniec nagiej i trochę zawsty-
dzonej Jayne jest dla niego znacznie ważniejszy od tamtych
pochwał.
- Nie ma się czym przejmować. Jak mówią, matka natura
ma swoje sposoby. Wkrótce się o tym przekonasz i znów
będziesz chciała... spróbować - odparł, uśmiechając się zna-
cząco. Zachichotała cichutko, ale widział, że nadrabia miną.
Oboje byli trochę zakłopotani.
Jayne, dlaczego ostatniej nocy nie powiedziałaś mi, że
dotąd nie byłaś z mężczyzną?
Sama nie wiem - odparła, wzruszając ramionami. -
Chciałam uchodzić za kobietę doświadczoną. Bałam się, że
w przeciwnym razie nie zechcesz się ze mną kochać.
Jak mogłaś... - zaczął i umilkł. Wmawiał sobie wpraw-
dzie, że miała rację, ale w głębi duszy wcale w to nie wie-
rzył. Zwiadomość, że jest pierwszym kochankiem Jayne, że
przedtem nie miał jej żaden mężczyzna, napełniła go oso-
bliwą dumą... i wzbudziła paniczny strach. Postanowił, że
powie jej całą prawdę.
Muszę przyznać, że kochałbym się z tobą nawet wów-
czas, gdybym wiedział... jak z tobą jest.
Jayne skwitowała te słowa nieśmiałym uśmiechem
S
R
i bez słowa mocniej przytuliła się do niego. Eryk nie pro-
testował, bo mu to pochlebiło, chociaż nadal bał się myśleć
o konsekwencjach ich wzajemnego zauroczenia. Objął ją
mocniej. Nie lubił tych porannych przytulanek. Zwykle
wychodził dyskretnie o świcie. %7ładnych pożegnań i pre-
tensji. Ale dziś rano...
- Eryku? - powiedziała niepewnie cieniutkim głosikiem.
- Tak? - odparł z roztargnieniem.
- Moim zdaniem to się nie może powtórzyć.
W pierwszej chwili nie zrozumiał, o co jej chodzi.
- Co? - spytał niezbyt przytomnie.
- Nie powinniśmy więcej tego robić. Raczej nie bę-
dziemy się kochać.
Co za pomysł! Przecież było wspaniale.
- Dlaczego? - spytał zirytowany.
- Nie będziemy się kochać i już - powtórzyła z uporem.
Wbrew swemu oświadczeniu przytuliła się do niego jeszcze
mocniej.
- Czemu? - wypytywał, próbując zignorować dziwny lęk,
który ścisnął go za gardło. - Nie było ci ze mną dobrze?
- Przeciwnie, czułam się cudownie. Nie w tym rzecz.
- W takim razie gdzie tkwi problem?
- Nasze małżeństwo miało być korzystną umową  przy-
pomniała.
Moim zdaniem to nadzwyczaj korzystny układ, gdy
dwoje ludzi odczuwa wzajemny pociąg i czerpie z tego wie-
le przyjemności.
- Ale zdarzają się wpadki - odparła. - Mogę zajść w cią-
żę.
- Byłem ostrożny - przypomniał.
S
R
- Mimo to istnieje pewne ryzyko - upierała się Jayne.
- %7ładna metoda oprócz całkowitej wstrzemięzliwości nie
jest stuprocentowo pewna. Za rok czeka nas rozwód. W ta-
kiej sytuacji nie mogę ryzykować nieplanowanej ciąży.
Zniecierpliwiony Eryk westchnął ciężko.
- Gdyby do tego doszło... - Umilkł na chwilę i dodał po-
spiesznie: - Nic się na pewno nie zdarzy, ale na wszelki
wypadek obiecuję zapewnić godziwe utrzymanie tobie i
małemu. Niczego wam nie zabraknie.
- Naprawdę? - Wybuchnęła urywanym śmiechem. Eryk
dał się zwieść i uznał, że chodzi jej głównie o wysokość
ewentualnych alimentów.
- Oczywiście. Będziecie mieć wszystko, co można kupić
za pieniądze.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, jakby nie wie-
rzyła, że mówił serio.
- A więc twoim zdaniem sprawa jest prosta.
- No pewnie.
- A co z rzeczami, których nie da się kupić za forsę?
Teraz z kolei Eryk nie miał pojęcia, co jest grane.
- O czym ty mówisz? Wszystko można kupić. To jedynie
kwestia ceny - odparł urażony.
Jayne przyglądała mu się, jakby miała przed sobą osob-
liwość natury: kobietę z brodą albo faceta z dwiema gło-
wami.
- Powiedzmy, że po rozwodzie urodzę dziecko. Czy
wpadniesz o drugiej w nocy, żeby nakarmić małą i zmienić
jej pieluchę? Będziesz na nią czekał, gdy przyjdzie ze
szkoły i pochwali się, że na plastyce zrobiła walentynkę
dla tatusia?
S
R
Eryk wyobraził sobie te rodzinne scenki i uśmiechnął się
niespodziewanie dla samego siebie. Na pewno nie będzie
miał córki, która zrobi dla niego laurkę. Dawno temu posta-
nowił, że nie założy rodziny, ale ze zdziwieniem stwierdził,
że przykro mu na myśl, że nie będzie mieć dzieci. Wcze-
snym rankiem dziwne myśli lęgną się człowiekowi w gło-
wie. Odsunął je i dodał cierpliwie:
Jayne, chyba trochę się zagalopowałaś.
-Potrafisz być prawdziwym ojcem? - nie dawała za wy-
graną.
- Nic się nie wydarzy - odparł stanowczo.
- A jeśli wpadniemy?
- Dobra - mruknął gotowy na wszystko, byle tylko prze-
rwać tę dziwną dyskusję. Na razie trzeba ustąpić. Wrócą do
rozmowy, kiedy oboje trochę ochłoną po dzisiejszej nocy i
odzyskają wewnętrzną równowagę. - Nie będziemy się wię-
cej kochać - skłamał. - Jesteś zadowolona? Od dziś każde z
nas śpi po swojej stronie łóżka.
- O, nie! Będziemy spać w osobnych pokojach, jak
wcześniej planowaliśmy.
- Proszę? - Eryk nie mógł uwierzyć, że po doznaniach
ubiegłej nocy słyszy od niej taką bzdurę.
- Taka była umowa. Gdy wrócimy na Bursztynową,
nadal będę zajmować swoją sypialnię, a ty zamieszkasz w
pokoju gościnnym.
- Co teraz? - zapytał, rzucając jej badawcze spojrzenie.
Poczuł się urażony. Nie zdarzyło się dotąd, aby kobieta wy-
rzuciła go ze swego łóżka. Co gorsza, Jayne kazała mu się
wynosić z ich wspólnego łoża. - Jak spędzimy resztę week-
endu? Chyba zauważyłaś, że to mały pokój. Nie ma-
S
R
my ubrań na zmianę ani samochodu. Oczywiście możemy
wezwać taksówkę i Wrócić na Bursztynową dzień wcześ-
niej, ale wówczas twoje przyjaciółki zaczną się zastana-
wiać, czemu skróciliśmy pobyt w romantycznym pensjo-
nacie, i dojdą po nitce do kłębka. Wygląda na to, że utknęli-
śmy tu na dobre.
Jayne wierciła się niespokojnie. Kołdra zsunęła się, od- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum